Słowo potrafiło boleć o wiele mocniej i dłużej niż najbardziej paskudna, jątrząca się rana.
Wiedziałam, że to prawda. Na własnej skórze doświadczyłam zarówno przemocy fizycznej, jak i psychicznej. One obie znacząco mnie poturbowały. Jednak upływający czas pozwolił otworzyć mi na tyle szeroko oczy, że wyraźnie dostrzegłam, która była o wiele bardziej dotkliwa.
Wyzwiska, które padały pod moim adresem z ust idealnej Klary, bezwzględnego Olgierda i pozostałych, bezimiennych oprawców wypaliły mnie od środka. To właśnie z ich powodu czułam się tak, jakbym była papierosem. Wypalonym, zgniecionym skrętem na brudnym, zakurzonym chodniku.
W Warnie, przy Krumie, który z początku nieustannie grzebał w mojej przeszłości, zrozumiałam, że upływający czas wcale nie zmienił wszystkiego. Nie wyleczył każdej rany w mojej psychice, chociaż usilnie przez lata próbowałam sobie wmówić, że to zrobił.
Słowo potrafiło boleć ofiarę, ale również i oprawcę.
Wcześniej nie miałam świadomości, że to broń obusieczna. Zawsze byłam tylko ofiarą. Tak bardzo skupioną na swoim własnym nieszczęściu, że nie dostrzegałam nic więcej. Jednak ten schemat zmienił się z chwilą, kiedy nadałam Krumowi tę niesłuszną łatkę, nazywając go śmieciem. A jego reakcja była tak jasna, że nie mogłam mieć najmniejszych wątpliwości. Skrzywdziłam go. Naprawdę to zrobiłam.
Zraniłam jedynego człowieka, który się o mnie przez ostatnie tygodnie troszczył. Mężczyznę, który nie wiedzieć czemu, rozumiał mnie i akceptował. Przy nim mogłam być sobą. Nie tylko tą kryształową Leną Król, ale również tą czarną, przyjaźniącą się z bólem i romansującą z wieczną rozpaczą. Pamiętającą te stare, niedobre czasy.
Nic więc dziwnego, że wyrzuty sumienia dopadły mnie praktycznie od razu, wywołując nieprzyjemne ukłucie w sercu, któremu towarzyszyło również poczucie silnego zawodu. Bo znowu to zrobiłam. Potraktowałam go tak podle, ponieważ przypominał mi jego. Mojego przyjaciela. Niespełnioną. Miłość.
Łączyło ich naprawdę wiele. Zaczynając od niewesołego dzieciństwa, w którym dominującą rolę pełnił surowy ojciec, aż po tę samą kasztanową barwę włosów i oczu, w które chciało wpatrywać się godzinami. Przy nich obu czułam się podobnie. I z tego też powodu, nie mogłam pozwolić, żeby skończyło się porównywalnie.
Rozluźniłam się i z bojowym nastawieniem ruszyłam w stronę uchylonych drzwi. Musiałam odszukać Kruma. Przeprosić go za słowa, które nigdy nie miały nic wspólnego z prawdą. A przy tym wszystkim mieć nadzieję, że mi wybaczy.
Po wyjściu z pokoju przemknęłam szybko przez korytarz, od razu kierując swoje kroki do biblioteki, bo to właśnie tam przesiadywał najczęściej, ukrywając się przed światem zewnętrznym i ludźmi, którzy, jak przyznał, ewidentnie go przytłaczali.
Kiedy pociągnęłam za odpowiednią klamkę, otwierając nią drzwi, znalazłam się w samym centrum pobojowiska. I tym samym stałam się głównym świadkiem, powodem tego całego szaleństwa.
Paliły się wszystkie światła. Drewniane ławy, które wcześniej ciągnęły się środkiem pomieszczenia, były poprzewracane. Podobny los spotkał także skórzane krzesła. Z kolei na podłodze walały się różne papiery, niektóre książki oraz zbite kawałki szkła.
Uważając, żeby się nie skaleczyć, zapuściłam się w głąb, szacując skale zniszczeń. Każdy kolejny krok wywoływał u mnie coraz większy niepokój, aż osiągnął on wartość krytyczną, kiedy natknęłam się na świeże ślady krwi.
CZYTASZ
Pełna wiary
RomanceLena Król to wypalona młoda kobieta, której bliżej do ponownego załamania nerwowego niż życiowego spełnienia. Pod wpływem impulsu i przyjacielskiej porady decyduje się na wyjazd do Sofii, a tym samym nieświadomie skazuje się na pobyt w pogrążonej w...