46

883 62 14
                                    

Lucjusz uważnie śledził wzrokiem lekturę. Mimo, że sprawiał wrażenie zupełnie w niej pogrążonego, nie przeczytał ani jednego zdania "Hogwartu przez wieki". Ślizgon umówił się w bibliotece z Susan. W sobotę to miejsce zwykle świeciło pustkami, więc nie ryzykowali, że ktoś usłyszy ich rozmowę. Podniósł głowę słysząc, że ktoś siada naprzeciw niego. Uniósł kącik warg, widząc przerażoną minę Susan. Położył otwartą książkę na biurku i z niemałą przyjemnością oparł podbródek na dłoni.

Ten niepokój... niektórzy ludzie, nawet z tak dobrych domów jak ten Walkerów, nie potrafili ukrywać emocji. Mógł czytać z Sue, jak z otwartej księgi. Była przestraszona i bez wątpienia żałowała tego, w co się wplątała.

— Jesteś jak galareta, Walker. Ogarnij się, bo w przeciwnym wypadku dzisiejsze spotkanie będzie twoim ostatnim... — syknął, pochylając się w stronę dziewczyny.

Spojrzały na niego brązowe, załzawione oczy.

— J..jak to spotkanie? Masz na myśli...

— Spokojnie, nie będzie kary. Roddenowie za bardzo histeryzowali i wypadli z łask... zamiast tego, dostaniemy nagrodę. Nagrodę, po której nie będzie odwrotu. — Chłopak wstał, przeciągając się. Spojrzał wyczekująco na dziewczynę, patrzącą pusto w przestrzeń.

Żałowała. Zrobiłaby wszystko, dosłownie wszystko, by cofnąć czas. Naprawić przyjaźń z Annabeth, relacje z Syriuszem. Stłumić w sobie chorą ciekawość i nieufność. Zazdrość, która doprowadziła do... do śmierci.

Mała Elenare śniła jej się co noc. Choć nigdy za sobą nie przepadały, Krukonka była słodka i pełna życia, wprowadzała iskierkę nadziei, gdziekolwiek się pojawiła.

— Co ja zrobiłam... — załkała gorzko, ukrywając twarz w dłoniach.

Lucjusz wywrócił oczami. Płacz już nie robił na nim wrażenia. To co się stało, nie odstanie się. Elenare nie żyje, Annabeth wybrała Blacka. Wszyscy podjęli decyzje i muszą przyjąć konsekwencje.

— Wstań i nie maż się, Walker. Już niczego nie zmienisz. Zadecydowałaś. Jeśli teraz się wycofasz, zginiesz. Wykrzesaj z siebie choć trochę tej Gryfońskiej odwagi. Chyba, że to faktycznie bujda.

~*~

Regulus wpadł w prawdziwy szok, widząc swojego brata, stojącego przy schodach, prowadzących do salonu Slytherinu. Podszedł bliżej, unosząc podbródek nieco wyżej. Mimo, że chciał pokazać bratu swoją wyższość, i tak wypadał dość marnie przy wysokim, przystojnym Syriuszu.

Starszy Black dostrzegł zadarty ku górze nos i prychnął rozbawiony.

— Co tak zezujesz? Szukasz mózgu? Trudno znaleźć coś, co nie istnieje.

— Czego chcesz, zdrajco krwi? — Regulus stanął naprzeciwko brata. Uważnie mierzył go spojrzeniem. Kiedyś zazdrościł Syriuszowi. Potrafił sprzeciwić się rodzicom, miał własne zdanie. Jemu nigdy nie dano tyle swobody.

Jednak kiedy chłopak został dopuszczony do szlachetnego grona Lorda Voldemorta, stracił podziw dla brata. Po raz pierwszy czuł, że on także może osiągnąć wiele, ale tylko u boku Czarnego Pana. Nie był tym, który stał z boku i przysłuchiwał się kłótniom dorosłych. Miał coś do powiedzenia, był ważny.

Chwilami żal było mu Syriusza i jego ślepoty. Jego brat podążał ścieżką, na której końcu czekała śmierć. I choć wiedział, że czarnooki jest wyjątkowo uparty, postanowił spróbować ostatni raz.

— Porozmawiać.

— Zmądrzałeś?

— O to samo planowałem zapytać ciebie — prychnął Syriusz.

Nie jestem taki jak myślisz || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz