• 𝟘

2.6K 112 18
                                    

Rok 1936

- Nie ufaj im.

- Zajmiemy się państwa córką - obiecał mężczyzna ze znaczkiem organizacji. Przypominała ośmiornice. Dziewczynie spodobała się czaszka, z której wychodziły macki. Utożsamiała się ze wszystkim, co kojarzyło się ze śmiercią, może dlatego od razu im zaufała?

- To nie są dobrzy ludzie.

- Przestań - wymamrotała cicho w stronę starszej kobiety. Jej żywi towarzysze spojrzeli w stronę ściany, na którą patrzyła, lecz nic nie zobaczyli. Mężczyzna ze znaczkiem kucnął tuż przy niej i złapał za jej bladą rękę. Lekko, ze wsparciem. Tak, ufa im całym sercem.

- Widzisz ich teraz? - zapytał, patrząc w jej oczy. Dziewczyna przytaknęła i wskazała na ścianę.

- Mówi, żeby wam nie ufać. Chyba boi się, że już nikt jej nie zobaczy.

- Masz racje. - przytaknął z ogromnym uśmiechem - Nie boi się o ciebie, lecz o siebie. Pomożemy ci.

Wiedziała o tym. W końcu sama znalazła ich organizacje. Jej rodzice sprowadzali najróżniejszych lekarzy, ale nie mogli jej pomóc. To nie była choroba. Dar widzenia zmarłych to anomalia, którymi ta organizacja się zajmuje.

Namówiła rodziców, spakowała walizkę i zdecydowała się na wyjazd. Wyjedzie na kilka dni, a po powrocie będzie już normalna.

Pożegnała się z rodzicami i spojrzała ostatni raz na martwą kobietę.

- Nie ufaj im.

Przewróciła oczami i podeszła do mężczyzny. Ten wziął w jedną rękę jej walizkę, w drugą chwycił dłoń dziewczyny i wyszli z domu.

- Jesteś gotowa? - zapytał z błyskiem w oku, pakując bagaż do auta. Przez chwile milczała, aż weszli do samochodu. Obejrzała się za siebie, chciała pomachać rodzicom, którzy wyglądali przez okno. Jedyne co zobaczyła, to zmarłych. Mnóstwo dusz zebrało się wokół jej domu. Miała ich dość.

- Na wszystko. - odpowiedziała pewnie i wlepiła spojrzenie na drogę.

Zacznie nowe życie.

Rok 1945

Chciała wyjść tylko na spacer. Dostała zgodę od lekarzy. Pilnowali jej z daleka, ale ona nie chciała uciekać. Już dawno przerosła ją cała ta sytuacja. Nie było tak jak obiecał, ale organizacja w jakimś sensie jej pomagała. Od dawna nie widziała już tych wszystkich zagubionych dusz, ale nadal je wyczuwała. Czuła je doskonale, ale przecież jeszcze nie skończyli badań, jeszcze mogą ją naprawić. Z rozmyśleń wyrwał ją straszliwy huk. Razem ze swoją ochroną była może dwa kilometry od bazy Hydry. Wszyscy od razu wyczuli zagrożenie. Zbiegli się w grupkę i ruszyli z powrotem w stronę laboratorium.

Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Widok amerykańskich żołnierzy był dla niej szokiem. Nie była na bieżąco informowana o wydarzeniach ze świata. Właściwie nie wiedziała nic, żyła w swoich czterech ścianach, czasami wychodząc na badania. Nie spodziewała się, że na swoim pierwszym wyjściu na zewnątrz zastanie wojnę. Ludzie z Hydry odpierali atak, ale niewiele to dało. Jej ochrona kazała schować się w krzakach i przeczekać. Sami ruszyli w bój.

Co się wydarzyło przez te lata? Co ją ominęło?

Nie dowiedziała się, gdyż nastąpił kolejny huk. Tak blisko niej, a jednak dźwięk wydawał się odległy.

Gdy w końcu się obudziła, dookoła panowała cisza. Niczym nienaruszona cisza, nawet las zachowywał się nienaturalnie. Powoli wstała z ziemi i ruszyła naprzód. Gdyby tylko mogła, nigdy nawet nie spojrzałaby w stronę bazy. Uciekłaby jak najdalej, ale nikt jej nie ostrzegł.

Utykając dotarła na środek pola. To było straszne. Było ich tak wiele. Tak wiele zmarłych ją otaczało. Ciała leżały we krwi i błocie. Widziała stroje agentów Hydry i żołnierzy amerykańskich. Baza została zniszczona. Jeśli ktokolwiek przeżył atak amerykanów, został zgnieciony przez gruzy budynku.
Zakryła usta dłonią i rozglądnęła się dookoła. Dusze tych wszystkich ludzi. O boże... Patrzyli prosto na nią. Nie widziała zmarłych od tak dawna. Była pewna, że lekarze, chociaż w tym jej pomogli.

- Pomóż mi.

Żołnierz wyszedł z kręgu i podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Chciała się odsunąć, lecz zdążył dotknąć jej ramienia. W jednej chwili zniknął, a ona zobaczyła jego wspomnienia. W domu czekała na niego rodzina, ale nigdy do nich nie wróci. Wyczuła jego obecność w sobie.
Zmarli jakby przyciągani magnesem zaczęli podchodzić coraz bliżej. Zauważyła lekarzy i innych pacjentów z placówki. Jeden za drugim dotykali jej skóry, by zaraz potem zniknąć w jej ciele i zalewać umysł swoimi wspomnieniami.

- Przestańcie!

Ból ich śmierci był zbyt wielki. Upadła na kolana, pośród ciał, ale oni nadal nadchodzili. Ofiar było tak wiele, a jej ciało było takie małe. Zbyt małe na pomieszczenie tylu dusz...

Lᴏsᴛ ᴄᴏɴᴛʀᴏʟ // Bʀᴜᴄᴇ BᴀɴɴᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz