-Hej, wstawaj-usłyszałam cichy dziecięcy głosik.
Byłam tak zaspana po całej nocy rozmyślań, że dopiero po chwili zorientowałam się, że ten głosik należy do Lou-mojego młodszego brata. Pomimo wszechobecnej krążącej opinii dogadywaliśmy się bardzo dobrze.
-Lou jeszcze chwila, proszę-jęknęłam otulając się szczelniej kołdrą.
-Jules już przyszedł.-oznajmił triumfująco Lou.
Mój mózg automatycznie podjął prace na wyższych obrotach. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to przecież już dzisiaj. Dzisiaj wyjeżdżam do Toronto.
-Dobra zmykaj, zagraj z nim w tę nowa grę.-poprosiłam i wstając mało co nie zaliczyłam gleby, potykając się o porozrzucane zabawki mojego brata.
-Lou...-cicho westchnęłam dogłębnie poznając mój jakże ciekawy sufit. Podeszłam do szafy i stwierdziłam, że jak zwykle nie mam się w co ubrać. Po chwili ciężkiego wyboru zeszłam na dół w luźnej koszulce i jakby to stwierdziła moja babcia w spodniach poobgryzanych przez psa. Zerknęłam w lusterko i moje włosy wyglądały jakby brzydziły się szczotki. Przy stole siedział Lou i grał z Julesem w planszówkę.
-Witam panów.-powiedziałam przytulając ich.
-O hej, gram z Lou. Chcesz dołączyć?- Jules odwzajemnił mój uścisk.
-Ej myślałam, że przyszedłeś spędzić ze mną czas!
-Wiesz, lepiej dogaduje się z Lou. Takie męskie więzy krwi. Rozumiesz?-wyszczerzył zęby w złośliwym uśmieszku.
-Rozumiem, ale teraz proszę się zbierać, bo spóźnimy się na samolot-poczochrałam włosy Lou.
-Dobra, nie gęgaj już, zdążysz się nagadać z Mendesem.
-Ej, ja jadę tam tylko na koncert.-oburzyłam się.
-Mhm..., przypominam Ci, że będziemy tam miesiąc. Co ty masz tam zamiar robić w takim razie??
-Mmm... wyśpię się-ziewnęłam zbierając ostatnią torbę.
Stojąc na lotnisku z ciotką Rose, Julesem i Lou czekałam na naszą odprawę. Zajęliśmy pierwsze wolne fotele od razu przy wejściu. Podczas lotu jak zwykle Jules spał, Lou oglądał książeczkę a ja trzymałam się fotela prosząc abyśmy już wylądowali.
Po wejściu do naszego domku letniskowego byłam wykończona.
-Proszę,niech chociaż łóżka będą wygodne.-powiedziałam szeptem sama do siebie kładąc się na jedno z nich.
-Wyjdziemy gdzieś?-zaczął prosić Lou.
-Jules, błagam.
-No chyba nie! Ja jestem głodny idziemy coś zjeść!-odezwał się najbardziej upierdliwy Jules jakiego znałam.
-Nie mogę.Nie żyje
Jules ściągnał mnie za nogi z łóżka, po czym zniósł na dół zakładając mi bluzę
-Już!-rozkazali jednocześnie.
-Ehh...okej-byłam rozżalona, ale poszłam z nimi coś zjeść.
CZYTASZ
If you really loved*SHAWN MENDES*
FanfictionCzy jeśli mówi,że kocha to zostawia tak poprostu bez słowa wyjaśnienia?