|11|

46 8 0
                                    

-Stęskniłem się.- usłyszałam za plecami głos. Odwróciłam wzrok w stronę Shawna trzymającego bukiet kolorowych kwiatów.
-Ymm... sześć godzin?- zapytałam wstawiając kwiaty do szklanki (tak, zbiłam wszystkie wazony)
-Tak, sześć godzin.- poczułam, że brunet stoi tuż za mną.
-Cholerne sześć godzin.- jego usta zbliżyły się do moich. Objął mnie w pasie przyciągając mnie do siebie.
-Kocham Cię.- wyszeptałam bawiąc się policzkami ciemnookiego.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- uśmiechnął się zadziornie.
                                        ~~~
Siedzieliśmy we troje na kanapie w salonie oglądając film wybrany przez Shawna. Zajadaliśmy się spalonym przeze mnie popcornem. Poprostu się zagadałam. Film był dość ciekawy. Opowiadał o chłopcu- czarodzieju chodzącym do szkoły magii. Ja jednak byłam zbyt zmęczona aby się na nim skupić. Powoli przysypiałam oparta o Shawna przytulając się do dużej przytulanki- dinozaura od Julesa. Na głos mojego przyjaciela obudziłam się.
-Wy róbcie co chcecie, ale ja idę spać.- pożegnał się z nami zabierając nam jedyną kołdrę.
-Yhym...- Shawn przybił piątkę z Julesem, a ja mimo wszystko się uśmiechnęłam.
-Wydaje mi się, że on za mną nie przepada.- powiedział Shawn przekręcając się tak, żeby mógł mnie przytulić.
-Jasne, już się zaczeło. To tyle z mojego spokoju. Chociaż tak, masz rację. Cholerną rację!- pomyślałam cicho wzdychając.
-Nie skarbie. On jest po prostu specyficznym człowiekiem. To nie jest tak, że on Cię nie lubi. Polubicie się, tylko on musi Ci zaufać.- zaspana wygłosiłam tą samą gadkę co zawsze.
-Mhm... okey.- chłopak potwierdził drapiąc mnie po plecach.
-Chodźmy już spać. Proszę.- podniosłam się przecierając oczy.

Drugą noc z rzędu Shawn Peter perfekcja Raul Mendes rzucał się po całym łóżku jakby miał napady złości albo przynajmniej drgawki.
-Będziesz spać na podłodze!- zagroziłam mu budząc go o czwartej nad ranem.
-Okey ale idziesz ze mną.- powiedział półprzytomny wskazując palcem na łóżko.
-Chyba się nie zrozumieliśmy panie Mendes!- głośno nabrałam powietrza zpychając go na jego stronę.
                                        ~~~
-Shawnnnnn- starałam się obudzić chłopaka, jednak bez skutku.
-Obudź się!- ugryzłam go w ucho.
-Co?- zapytał jescze zaspany. Jak widać dało to coś.
-Mam dzisiaj robić śniadanie. Pomożesz?- zrobiłam minę żebrzącego psa.
-Tak ale zostańmy tu jeszcze chwilę. Proszę?- objął mnie ramieniem jednym ruchem kładąc mnie obok siebie.
-Shawn, musimy- próbowałam mu to grzecznie wyjaśnić.
-Chwila.- jęknął dalej zaspany.
-Panie Mendes!- zaśmiałam się
-Tak panno Richardson?- znalazł się nade mną tak szybko, że nawet nie miałam szansy zareagować. Jego ciemne oczy przesłoniła burza loków.
-Prosiłem grzecznie abyśmy tu zostali.- pocałował mnie po czym wstał.
-Wiesz może co się stało z buteleczką stojącą na komodzie w sypialni?- założył ręce.
-Umm...nie?- obydwoje zaśmialiśmy się.

Do pokoju wpadł Jules rozczesując mokre włosy.
-Ma...okey sam sobie zrobie śniadanie.- zaśmiał się.
-Już idziemy.- obydwoje odpowiedzieliśmy gdy zamkną drzwi.

-Shawn podaj sól- powiedziałam mieszając rozbite na patelni jajka. Naszym nieudolnym próbom gotowania przyglądał się Jules co chwilę kręcąc głową ze zdziwienia. Okazało się, że nawet mój chłopak zrobił lepszą kawę niż ja jajecznicę.

-Dzisiaj w Ontario jest Wesołe Miasteczko.Idziemy?- zapytał Shawn pomiędzy kolejnymi porcjami odrobinę chrzęszczącego w zębach śniadania.
-Jasne.- przybili sobie piątkę, co mnie trochę zaskoczyło.
-To ja idę się ubrać.- zostawiłam ich przy stole licząc, że się dogadają.
Rozczesałam włosy. Założyłam jeansy, szarą koszulkę a na to katanę w kolorze butelkowej zieleni. Zeszłam na dół. Wiem, że mogłam się mylić co do tej dwójki, sadząc, że nie polubią się. Ci siedzieli i zawzięcie dyskutowali o fotografii. Zgarnęłam z komody aparat i zapasowe baterie. Niestety musiałam przerwać im rozmowę.

If you really loved*SHAWN MENDES*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz