14 | prośba o wybaczenie

1.7K 471 53
                                    

Jorge powoli, powoli przycisnął pedał gazu, wjeżdżając do tunelu. Ja wraz z Brendą pozamykałyśmy szczelnie niewytłuczone okna. Niemal od razu gdy znaleźliśmy się w tunelu, dobiegły nas dzikie wrzaski Poparzeńców. Skrzywiłam się nieznacznie, czując okropny smród zgnilizny.

- Dzisiaj jakoś dziwnie tutaj głośno - wymamrotał Latynos, rozglądając się uważnie dookoła. - Odkąd tutaj jeżdżę, pierwszy raz jest aż taki gwar. Coś jest nie tak.

- To... Dobrze? - wymamrotałam po chwili, również podążając wzrokiem za mężczyzną.

- Zależy z jakiej strony patrzeć - powiedział i przyspieszając nieznacznie, wyminął kilka wraków samochodów.

- To znaczy?

- Rose, no - jęknął. - Z jednej strony, ten gwar może oznaczać sensację tych kreatur na widok zdrowych ludzi. Na przykład ucieszył ich widok Thomasa lub jakiegoś innego szczeniaka, który się tutaj zapuścił. Z drugiej zaś strony niestety wiemy, że jest ich bardzo dużo.

- Czyli... - Dopiero teraz dotarło do mnie, co Jorge próbuje mi powiedzieć. - Czyli... Czyli to...

- Czyli pewnie obgryzają właśnie twoich kumpli - rzucił, a mnie zrobiło się niedobrze. Jak to: Obgryzają?!

- To na co ty jeszcze czekasz?! - zawołałam zirytowana. - Jedź!

- Rose, tutaj nie da się jechać szybciej przez te graty.

- Czego nie rozumiesz! - wrzasnęłam, szarpiąc go za skórzaną kurtkę. - Jedź!

- Ale...

- Jorge, oni zginą jeśli będziesz się tak ślimaczyć. - Brenda stanęła po mojej stronie. - Musimy się pospieszyć.

- Baby - fuknął mężczyzna, poprawiając się wygodniej na siedzeniu. - Trzymajcie się!

Nim zdążyłam zareagować, Jorge gwałtownie przyspieszył tak, że aż wgniotło mnie w siedzenie. Syknęłam cicho, wyciągając zza paska spodni moją broń. Przeładowałam pistolet i mimo okropnych protestów Latynosa wdrapałam się na przyczepę zamontowaną z tyłu samochodu terenowego. Powoli udało mi się stanąć na nogach. Było to jednak trudne, ponieważ jechaliśmy bardzo szybko.

- Są! - Usłyszałam po chwili krzyk Brendy. - Szybciej, Jorge! Mamy ich!

Przygryzłam wargę, patrząc w tę samą stronę, co dziewczyna. Aż krew zmroziła mi się w żyłach. Chłopcy byli otoczeni niemal z każdej strony przez nadchodzących Poparzeńców. Przełknęłam ślinę i gdy byliśmy już wystarczająco blisko, zaczęłam strzelać.

- Ładujcie się! - zawołałam, trafiając najbliższego stwora w głowę. - Szybko!

Newt, Thomas i Siggy w jednej chwili rzucili się w stronę samochodu i wdrapali się na przyczepę.

- Mamy ich, Jorge jedź!

Latynos znów ruszył z piskiem opon, taranując znajdujących się przed samochodem Poparzeńców.

- Wchodźcie do środka przez okno! - zawołałam, nadal strzelając w nadbiegających ze wszystkich stron chorych. - No, już! Ja ich zatrzymam!

Chłopcy bez wahania wślizgnęli się do środka i zajęli miejsca.

Dopiero gdy było już po wszystkim i zostawiliśmy tunel daleko za sobą, również wślizgnęłam się do samochodu. Usiadłam z założonymi rękami na fotelu, chowając pistolet.

- Rose? - Usłyszałam cichy głos Newta. Mruknęłam coś pod nosem, ponieważ na tę chwilę nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Sama nie wiem, dlaczego. Być może strach o jego życie przerodził się w złość?

ODPORNA NA DRESZCZ • THE DEATH CURE [2] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz