04 | zemsta thomasa

2.8K 503 105
                                    

— Vince. — Newt zaczął się już niecierpliwić. — Pomożesz nam, czy nie?

Mężczyzna od kilku minut uparcie milczał, uważnie obserwując wszystko, co się wokół niego działo Każdy z nas patrzył na niego z wielkim zaciekawieniem i nadzieją. Prawie każdy; nie licząc Thomasa, który po kolejnej zerwanej nocne znów przysnął na moim ramieniu. Westchnęłam głośno.

— Vince — mruknęłam. — Bez ciebie nie damy rady, przecież wiesz.

Mężczyzna mocno przygryzł wargę.

— To wymaga planu. Miesięcy planowania i szkicowania. Dobrego zamysłu — powiedział w końcu. — Miesięcy potrzeba, żeby wszystko było tak, jak należy.

— Ale my nie mamy czasu! — warknęłam, uderzając pięścią w stół. Przestraszony Thomas niemal podskoczył na kanapie. — Vince, wiem, o czym mówisz i wcale tego nie neguję. Ale dobrze wiesz, że nie mamy czasu. Nie mamy czasu na obmyślenie bardzo dobrego planu.

— Minho może tak długo nie wytrzymać — dodał Newt i zakładając ręce na piersi, oparł się o szafkę.

— Ale i tak musimy się najpierw gdzieś przenieść — mruknął mężczyzna. — DRESZCZ siedzi nam na ogonie.

— Dlatego... — Siggy rzucił plecak na stół. — Pakujemy się i spitalamy stąd.

Vince westchnął głośno. Mocno przygryzł wargę, patrząc na mnie.

— Niech wam będzie — powiedział w końcu. — Sam chętnie bym się na nich zemścił.

— Ja również chętnie bym się zemściła — przyznała Harriet. Wstała od stołu i podeszła do wylotu namiotu. — Idę się pakować.

Wyszła, zanim Vince zdążył otworzyć usta.

— Czyli przesądzone? — prychnął Newt.

— Jeśli Harriet uważa, że to dobry pomysł... — wymamrotał. — Wchodzę w to.

Pisnęłam cicho i podbiegłam do Vince'a. Rzuciłam mu się na szyję, przytulając go mocno.

— Dziękuję — szepnęłam cicho.

— Już dobrze. — Mężczyzna pomógł mi znów stanąć na ziemi. — Ale mam jeden warunek.

— Jaki? — spytał cicho Thomas. Newt zagryzł delikatnie wargę i spojrzał uważnie na Vince'a.

— Idziecie się teraz pakować. TERAZ. — Podkreślił mężczyzna, zabierając swój plecak z rogu namiotu. — Bo wyruszamy jutro o świcie.

Uśmiechnęłam się szeroko.

— Oczywiście — rzuciłam i złapałam Newta za rękę. Wbiegłam z nim śmiejąc się cicho do naszego namiotu.

— Zadowolona? — Newt również się uśmiechnął.

— Tak! — Nadal się śmiałam. — A teraz pakuj manatki i... Śpisz na kanapie!

Chłopak wybałuszył oczy.

— Co? — wymamrotał. Po chwili jednak wrednie się uśmiechnął. — O nie, moja droga. — Powoli zbliżał się do mnie. — Po pierwsze; nie ma tu cholernej kanapy, a po drugie... Gdy się spakujemy, gwarantuję ci, że nie będzie już tak wesoło.

— Jaki poważny — prychnęłam, podchodząc do szafy. Spakowałam kilka kompletów ubrań, jakieś kosmetyki i oczywiście broń. Upchnęłam to wszystko w moim plecaku i z trudem zapięłam zamek. Spojrzałam w stronę Newta, który kończył się pakować. Właśnie sięgał ręką po paczkę naboi. Uśmiechnęłam się wrednie i zaczęłam po cichu skradać się w jego stronę. Gdy chłopak chował paczuszkę do plecaka, wsunęłam palce pod jego ramiona. Dźgnęłam go kilka razy pod pachami. Newt podskoczył z krzykiem, puszczając plecak. Naboje rozsypały się po podłodze.

ODPORNA NA DRESZCZ • THE DEATH CURE [2] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz