— Vince. — Newt zaczął się już niecierpliwić. — Pomożesz nam, czy nie?
Mężczyzna od kilku minut uparcie milczał, uważnie obserwując wszystko, co się wokół niego działo Każdy z nas patrzył na niego z wielkim zaciekawieniem i nadzieją. Prawie każdy; nie licząc Thomasa, który po kolejnej zerwanej nocne znów przysnął na moim ramieniu. Westchnęłam głośno.
— Vince — mruknęłam. — Bez ciebie nie damy rady, przecież wiesz.
Mężczyzna mocno przygryzł wargę.
— To wymaga planu. Miesięcy planowania i szkicowania. Dobrego zamysłu — powiedział w końcu. — Miesięcy potrzeba, żeby wszystko było tak, jak należy.
— Ale my nie mamy czasu! — warknęłam, uderzając pięścią w stół. Przestraszony Thomas niemal podskoczył na kanapie. — Vince, wiem, o czym mówisz i wcale tego nie neguję. Ale dobrze wiesz, że nie mamy czasu. Nie mamy czasu na obmyślenie bardzo dobrego planu.
— Minho może tak długo nie wytrzymać — dodał Newt i zakładając ręce na piersi, oparł się o szafkę.
— Ale i tak musimy się najpierw gdzieś przenieść — mruknął mężczyzna. — DRESZCZ siedzi nam na ogonie.
— Dlatego... — Siggy rzucił plecak na stół. — Pakujemy się i spitalamy stąd.
Vince westchnął głośno. Mocno przygryzł wargę, patrząc na mnie.
— Niech wam będzie — powiedział w końcu. — Sam chętnie bym się na nich zemścił.
— Ja również chętnie bym się zemściła — przyznała Harriet. Wstała od stołu i podeszła do wylotu namiotu. — Idę się pakować.
Wyszła, zanim Vince zdążył otworzyć usta.
— Czyli przesądzone? — prychnął Newt.
— Jeśli Harriet uważa, że to dobry pomysł... — wymamrotał. — Wchodzę w to.
Pisnęłam cicho i podbiegłam do Vince'a. Rzuciłam mu się na szyję, przytulając go mocno.
— Dziękuję — szepnęłam cicho.
— Już dobrze. — Mężczyzna pomógł mi znów stanąć na ziemi. — Ale mam jeden warunek.
— Jaki? — spytał cicho Thomas. Newt zagryzł delikatnie wargę i spojrzał uważnie na Vince'a.
— Idziecie się teraz pakować. TERAZ. — Podkreślił mężczyzna, zabierając swój plecak z rogu namiotu. — Bo wyruszamy jutro o świcie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
— Oczywiście — rzuciłam i złapałam Newta za rękę. Wbiegłam z nim śmiejąc się cicho do naszego namiotu.
— Zadowolona? — Newt również się uśmiechnął.
— Tak! — Nadal się śmiałam. — A teraz pakuj manatki i... Śpisz na kanapie!
Chłopak wybałuszył oczy.
— Co? — wymamrotał. Po chwili jednak wrednie się uśmiechnął. — O nie, moja droga. — Powoli zbliżał się do mnie. — Po pierwsze; nie ma tu cholernej kanapy, a po drugie... Gdy się spakujemy, gwarantuję ci, że nie będzie już tak wesoło.
— Jaki poważny — prychnęłam, podchodząc do szafy. Spakowałam kilka kompletów ubrań, jakieś kosmetyki i oczywiście broń. Upchnęłam to wszystko w moim plecaku i z trudem zapięłam zamek. Spojrzałam w stronę Newta, który kończył się pakować. Właśnie sięgał ręką po paczkę naboi. Uśmiechnęłam się wrednie i zaczęłam po cichu skradać się w jego stronę. Gdy chłopak chował paczuszkę do plecaka, wsunęłam palce pod jego ramiona. Dźgnęłam go kilka razy pod pachami. Newt podskoczył z krzykiem, puszczając plecak. Naboje rozsypały się po podłodze.
CZYTASZ
ODPORNA NA DRESZCZ • THE DEATH CURE [2] ✓
Fanfiction❝Chyba przypadkiem zabiłam ci dziewczynę.❞ Ostatnie miasto, jakim jest Denver, powoli upada. Rose i jej przyjaciele muszą po raz kolejny stawić czoła okrutnej organizacji, która mimo swoich starań, traci kontrolę nad uciekinierami. Mająca miejsce...