Rozdział 8| Pułkownik Karoline.

177 20 8
                                    

- Jak uważasz kapralku czy Hange znów odbije?- zapytała czarnowłosa dziewczyna jadąca na karym wierzchowcu obok czarnowłosego niskiego mężczyzny.

- Pewnie ta. A ty Korins tym razem postaraj się nie szaleć.- powiedział i spojrzał na kobietę wzrokiem godnym zabójcy.

- Och kapralu szaleństwo zostawię na następną wizytę w twoim gabinecie- powiedziała uwodzicielsko a kapral przybił piątkę z czołem.

- Jak tam twoja siostra?- zapytał przyjaciółkę mężczyzna.

- Jeżeli mam być szczera. Słyszałam od Shaidsa, że w drugim tygodniu gdy wstąpiła do wojska powaliła połowę jej jednostki treningowej. I jest nieziemsko szybka na sprzęcie. A pewnie będzie szła do zwiadowców.- powiedziała po zastanowieniu.- A i nie waż mi się jej przywłaszczać do twojego oddziału, ja ją sobie zajmuje.- powiedziała dumnie poprawiając się na koniu.

- Słyszałem, że teraz głową rodziny jest twoja matka. A zanim twój brat uzyska pełnoletność przedstawicielem czystej krwi będzie właśnie ona.- powiedział.

- Jest mądra, szkolono ją do tego w razie czego.- powiedziała i ucichła gdy wyjeżdżali z miasta. Na zewnątrz nie jest na tyle bezpiecznie by gadać. 

Karoline Korins pierwsza córka rodziny Korins, niedoszła dziedziczka. Wydziedziczyła się prawa do przejęcia rodziny na rzecz zwiadowców. Awansowała w młodym wieku na pułkownik i jest bliską przyjaciółką kaprala Levia. Ma niesamowite umiejętności w walce przez co dorównuje kapralowi, a przy manewrze jest niezwykle zwinna. Dowództwo zdziwiło się pozytywnie jej umiejętnościami awansując ją i dając pod opiekę ludzi. 

Zatrzymali się w miasteczku które mieli oczyścić z tytanów, czyli to co zwykle. Korins i jej oddział zajmował się czyszczeniem zachodniej strony. 

- Zack zajmij się tym po prawej!- krzyknęła do jej podwładnego nakazując się zająć pięciometrowym tytanem.  

- Pułkownik Korins!- krzyknął jeden z ludzi Erwina Smitha.

- No co tam?- zapytała lądując obok mężczyzny a za nią jej oddział.

- Dowódca Erwin zarządził odwrót.- powiedział i wracał do miejsca zbiórki gdzie były już inne drużyny.

- Słyszeliście, odwrót!- krzyknęła do drużyny i ruszyła przodem. Na miejscu zastała wkurzonego Levia i rozmawiającego z nim Erwina do których podeszła.

- Tytani wdarli się do Trostu.- powiedział Erwin na Karoline podskoczyło ciśnienie. Przecież do cholery tam znajdowała się jej siostra! Wzięła głęboki wdech i ruszyła do jej wiernego wierzchowca. Bez słowa wsiadła na niego i ruszyła do Erwina i Levia z ich końmi.

- Musimy pomóc tym niezdarom z stacjonarki, przecież nie wiedzą nawet jak trafić w kark.- powiedziała z drwiną w głosie ukrywając zaniepokojenie. 

- Racja.- powiedział Erwin wsiadając na jego konia i to samo zrobił Levi. Jako kapitanowie swoich drużyn byli zaraz za Erwinem a ich oddziały za nimi. 

- Twoja siostra tam jest nie?- zapytał Levi patrząc na kobietę.

- Jest silna da radę.- powiedziała przekonana co do swoich racji. Wierzyła w swoje słowa bo przecież ta głupia blondyneczka ma te same geny to tak samo daje sobie radę z tytanami.

- Miejmy nadzieje że jeszcze jest żywa.- powiedział na pocieszenie Levi a Karoline musiała przekształcić to w żart.

- A co boisz się że nigdy nie poznasz szwagierki?- zapytała i pogodnie się uśmiechnęła.

- Idiotka.- powiedział zarzucając kaptur na jej głowę tak że nic nie widziała. Każdy nie mógł uwierzyć jak pani pułkownik może rozmawiać z kapralem w ten sposób a on się nie wściekał, a ona zawsze odpowiadała ,,bo to prawdziwa miłość, ale ten krasnal się jej wypiera''. Uwielbiała go tak irytować.

Trost

Na dachach siedzieli ocalali z drużyn którzy mieli już gaz na wyczerpaniu i nie mogli iść go uzupełnić a ci z zaopatrzenia w ich przekonaniu stchórzyli i nie mają zamiaru się ruszać z bezpiecznego miejsca. Natari siedziała na samym wierzchu i patrzyła na uśmiechniętego do niej tytana próbującego ją chwycić co mu się nie udaje, a ona się z niego śmieje.

- No dawaj podskocz tak mało ci brakuje.- mówiła kpiąco do tytana, a gdy ten chciał się bardziej wychylić został przygnieciony przez wyższego tytana, który także jej nie dosięgał.- Niby tacy wielcy a nawet mnie dosięgnąć nie mogą.- powiedziała i spojrzała na kolejną uśmiechniętą gębę.- Cie mięśnie twarzy nie bolą od tego ciągłego uśmiechania?- zapytała przyglądając się tytanowi.

- Ona oszalała.- powiedział jeden z żołnierzy patrząc na nastolatkę dotykającej swoją twarz chcąc pokazać tytanowi jak masować twarz gdy ta cię boli od uśmiechania.

Na dachu wylądowała Mikasa Ackerman wypytując o Erena, ale dostała odpowiedź by zapytać się o niego Armina. Co też zrobiła. Ludzie zaczęli panikować słysząc że prawie cały oddział zginął więc i oni umrą. Za to Natari nadal przyglądała się tytanowi. W końcu i ona nie mogła słuchać tego depresyjnego tonu ludzi, czekających na śmierć.

- Ludzie wiecie co?- zaczęła i wstała, wszyscy spojrzeli na dziewczynę stojącą do nich tyłem.- Mam prawię pełną butle gazu ale siedzę z wami by posłuchać jak to bardzo źle macie, i mam dość... Oczyszczę wam drogę i pójdziecie sobie napełnić butle i wrócicie za mur.- powiedziała i skoczyła w dół gdzie były dwa tytany którym się przyglądała. Wylądowała na ścianie drugiego budynku i odbijając się od niej podleciała do wyższego tytana wbijając dwa ostrza w jego oczy i lądując na jego głowie zleciała w dół i za pomocą sprzętu do trójwymiarowego manewru wycięła kawałek karku. Z drugim nie chciała się bawić więc od razu pozbawiła go karku. Niedoszli kadeci obserwowali jej szybkie ruchy przy małym użyciu gazu. Mikasa nie chcąc być gorszą chciała się wyszaleć zemścić na tytanach za śmierć jej ukochanego którego miała chronić.

Jean obserwował to z zdziwieniem, i ona mówiła że była za słaba na miejsce w pierwszej dziesiątce? Zaśmiał się i udał się za dziewczynami które naprawdę szanował, a nawet z jedną z nich się zaprzyjaźnił. Wszyscy widząc szanse udali się za dziewczynami. Ale czarnowłosej skończył się gaz i wylądowała na ziemi.

- Armin, Conny idźcie po nią!- krzyknęła brązowowłosa.- Jean nie jestem dobrym liderem ty nas prowadź.- powiedziała pewna tego co mówi, chciał zaprzeczyć- Wierzę w ciebie koniowaty dupku.- powiedziała i uśmiechnęła się do chłopaka zabijając tytana przed nimi. 

- Nie mam wyboru... Za mną!- krzyknął chłopak i zaczął prowadzić. Uśmiechnęła się do siebie widząc pewnego siebie chłopaka w swoich czynach. Usłyszała wrzask przerażenia osoby za nią. Odwróciła się i zobaczyła pożeranych ludzi. Jean zaniemówił i stanął na wysokim budynku, a jego oczy wyrażały przerażenie.

- Jean musimy ruszać.- powiedziała dziewczyna kładąc dłoń na ramieniu wyższego o głowę chłopaka.

- Oni zginęli przeze mnie.- powiedział nie patrząc w szare oczy dziewczyny, myśląc że zobaczy tam zawód. Ale one wyrażały troskę o niego.

- Nie lecieli jak kazałeś to ich wina, nie powinieneś ich słuchać to tylko ich wina. Zobacz ci za nami są ludzie którzy robili co kazałeś i żyją.- powiedziała przechylając jego głowę w swoją stronę zmuszając do kontaktu wzrokowego.- Chodźmy Jean.- powiedziała i pogłaskała go czule po policzku.

- Dziękuje Natari.- powiedział i spojrzał na budynek do którego zmierzali.- Idziemy dalej!- krzyknął i używając sprzętu ruszył przed siebie. Uśmiechnięta Natari zrobiła to samo i wraz z ocalałymi leciała za ich liderem.

Na styk |Attack on titan|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz