Od dnia rozmowy z All Mightem nic się nie zmieniło, tylko unikał wzrokiem wszystkiego co ze mną wiązane i był bardziej przygnębiony. U mnie z kolei czas nie leczył ran, coraz bardziej i bardziej byłem nieobecny. Katsuki całe lekcje gapił się w moje plecy, pewnie już wie. Moja mama i jego rodzice byli sąsiadami. Dobrze, że od czasu ataku, ten czerwonooki już się na mnie nie wyżywa. Na treningach byłem smutny, jedząc byłem smutny, śpiąc byłem smutny. A jednak chciałem się śmiać, ledwo się powstrzymywałem. Byłem zdołowany, ale wesoły. Nie czułem emocji, ale wyszczerz na twarzy sam się pojawiał. Brałem uspokajacze, słabo by było gdyby ktoś to zobaczył. Problem w tym, że byłem uspokojony, za bardzo wręcz. Ale uśmiech nie znikał. Po tygodniu zachowywałem się jak każdy w klasie, chichrałem się nawet bardziej niż oni. Krytykowałem ich za aktorstwo, a teraz sam to robiłem.
-Ej, Izuku! Chcesz wrócić z nami do domu? O ile wiem, idziemy tą samą drogą.- zagadała mnie brunetka po lekcjach. Nie chciałem jej widzieć, jej ani nikogo.
-Nie mogę, jestem zajęty.- Odparłem szybko, bez zastanowienia. Było to zbyt podejrzane, na szczęście nikt tego nie zauważył
-No okej, innym razem, to na pa Izu.
-Baj, baj- Po tym pożegnaniu rozstaliśmy się, ja ruszyłem w losową stronę. Wylądowałem jak zwykle w ciemnej uliczce. nałożyłem kaptur i szedłem bez celu. W pewnym momencie wpadła na mnie inna osoba-Co robisz! Nie widzisz że idę?-odparła bez zastanowienia. Ja chwilę stałem w zamyśleniu i patrzyłem. Patrzyłem na tego człowieka, który w każdej chwili może umrzeć, jakie to niesprawiedliwe. Myślałem że bycie Quirkless jest straszne, że gorzej się nie da. Teraz tak bardzo chciałbym nim zostać.
-Dlaczego tak się stało? Po co wciąż tu stoję? Ktoś tak chciał? Przypadek? Los? Bóg? Jeżeli Bóg istnieje, to mnie wybrał na swoją zabawkę. Na swoją ofiarę z której można się pośmiać. Czemu inni mają lepiej ode mnie? Skoro sam nie mogę, pomogę innym.
-Co tam mamroczesz?- Odezwał się niespodziewanie mężczyzna. Ja w odpowiedzi tylko wyjąłem cienkie noże, które od czasu wypadku z mamą noszę zawsze przy sobie. Poprzedni był ciężki i niewygodny, teraz mogę mieć więcej niż jedną broń. Facet chyba zauważył moją kolekcję, bo zaczął się wycofywać. Nie dam mu okazji na ucieczkę. Chce dać mu szczęście, chcę żeby przestał być smutny. Wiem że się boi, każdy kto nie doświadczył śmierci się jej boi. Wszystkiego czego nie znamy, boimy się. Wiem że ona nie jest straszna, jest piękna. Chciałbym móc ją zdobyć, ale nie mogę.
W pewnym momencie wykonałem szybki ruch chcąc wbić ostrze w klatkę mojego rozmówcy, ten zrobił jednak unik. Trafiłem w ramię a w uliczce rozbrzmiał głośny krzyk. Jeżeli woli cierpieć przy ostatnich chwilach koszmarnego życia, nie przeszkadza mi to. Nie minęła sekunda a dłonie i stopy rannego człowieka zostały przebite na wylot a metalowe przedmioty wbiły się w zimie.
-Hej~ Jesteś szczęśliwy? Nie wiedziałem że ty, to masochista. Gdybyś się nie wiercił, zmarłbyś bezboleśnie- W tym momencie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, nie taki jak przy zabawie ze znajomymi, ten był jak śmiech Shigarakiego, tylko większy. Chciałem płakać, śmiałem się. Chciałem się śmiać, płakałem. Wpadłem w jakiegoś rodzaju nałóg, zawsze gdy dochodziło do styczności z osobą, która właśnie miała zakończyć swój żywot, ja traciłem świadomość. O ile można jeszcze ją tak nazwać. To tak jakbym siedział w aucie, wyglądał przez okno i wyobrażał sobie inne życie. Niestety nasz mózg nie jest w stanie stworzyć obrazu jak w realiach. Właśnie tak się czułem. Wszystko wydawało się nieprawdziwe. To właśnie przyciągało mnie. Chciałem więcej i więcej. Nadal byłem smutny, nadal w środku płakałem. Jednak nie potrafiłem przestać. Nim się obejrzałem, po osobie która leżała na ziemi, został podziurawiony kawałek mięsa. Namalowałem na ziemi skrzydełka i aureolkę, dzięki temu pomogłem kolejnemu człowiekowi. A co jeżeli tego nie chciał? Co jeżeli to tylko wymówka? Co jeżeli robię źle, w końcu to morderstwo. Co jeżeli próbuję tylko sobie samemu przebaczyć ratując innych? Nie wiedziałem co myśleć, nie wiedziałem jaki ma pogląd na tą sprawę. Nie wiedziałem, więc postanowiłem się dowiedzieć. Dziś zrobiłem coś, czego sam się nie spodziewałem. Dzięki temu odkryłem, że mam gdzieś innych. Liczę się ja, moja nowa rodzina. Reszta może zniknąć. Ale przecież, to też ludzie, też mają prawo decydować o sobie. Ale kogo obchodzi czyiś los?Rozmyślałem i rozmyślałem. Byłem cały w odcieniu czerwieni, nie mogłem wyjść na centralną ulicę, a bar i mój dom daleko. Napisałem do Kurogiriego a ten otworzył mi portal. Wszedłem do niego szczęśliwy, szczęśliwy że mam tych dwoje. Dziwne, że żeby się o tym dowiedzieć, musiałem nawiązać kontakt z tyloma ludźmi. Teraz martwymi. Mam nadzieję że nikt mnie nie widział bo zapomniałem o masce.
-Hmmmm, balowałeś bez nas?- Odezwał się pierwszy Tomura, który był już mniej zaskoczony moim wyglądem niż poprzednio. Bardziej zdziwił go mój dobry humor. - Widzę że nie jesteś już przygnębiony, to dobrze. Zastanawiałem się co ci wczoraj odbiło że zdeprecjonowany wróciłeś we krwi.
-Matka mi umarła. - Odparłem w odpowiedzi, już mieli zacząć mi współczuć, ale szybko dodałem- I tak jej nie znałem, w domu była nieobecna a przez rok nawet się nie widzieliśmy. Prędzej wy jesteście moją rodziną.
-A wcześniej myślałeś że kim przepraszam bardzo?
-No, e to, eeee, przyjaciółmi? Współlokatorami?- Shigaraki wstał, złapał mnie za głowę i zaczął czochrać mi włosy tak, by nie sproszkować głowy. Kuro czyścił tylko swoje szklaneczki, te same co ostatnio przynosiłem z miętowowłosym. Wszystko znów nabierało sensu, znów byłem na powierzchni, wydostałem się spod tafli wody blokującej kontakt ze światem. Nadal chciało mi się płakać, byłem smutny, jednak nie topiłem się już w tych emocjach.
-Idziesz na, wiesz... pogrzeb? Wiem że tego nie chcesz ale wypadałoby, nie musi być konkretnie moment pochowania. Jeżeli nie pójdziesz, będziesz żałował. Mówię ci. - Wtrącił się do rozmowy dymek, dziwne że nie wpadłem wcześniej na to, by pożegnać się z mamą wieczorem, kiedy nikogo już tam nie będzie.
-Wyjdę gdy się ściemni, wszystkich o tej porze już nie będzie, wy też chcecie?- W odpowiedzi otrzymałem tylko kiwnięcia głowami. Jest piątek, właściwie sobota bo już po północy. Oznaczało to, że nie muszę martwić się szkołą. Nie musiałem uważać na to co się dzieję. nie musiałem czuć na sobie spojrzeń klasy. Dzisiejszy dzień spędzę wygłupiając się. W końcu poćwiczę na sali treningowej, pobawię się z kochanymi Nomu, pomajsterkuję przy projektach. A to wszystko bez soczewek, makijażu i farbowanych włosów. Tak jak w czasie beztroskich dni zdepresjonowanego dzieciaka sprzed pójścia do tej koszmarnej placówki.
W pewnym momencie trwania moich ćwiczeń, zawołano mnie i kazano się ubrać w coś normalnego. Jak się okazało, debil proszkujący każdą szklankę Kurogiriego, chciał mnie wyzwać. Na picie oczywiście. Nie wiem dlaczego, ale przy każdym naszym spotkaniu mam coraz większe wrażenie, że Tomura nie umie przegrywać. Jak się upije, to zachowuje się dosłownie jak typowa tsundere. Co chwila padały teksty typu "nie dam ci mnie tak łatwo pokonać", "phi, dałem ci fory" czy "głupek, oszukiwałeś". Śmieszne było to, że wypowiadając te zdania ledwo chodził. Granie, spanie, głupawka. I tak minął mi prawie cały weekend.-Gotowi do wyjścia? - Zapytała osoba stojąca za ladą, minęła chwila a portal otworzył się. Po przejściu przez niego, wylądowaliśmy na pustym cmentarzu. Był mały, raptem paręnaście nagrobków. Podeszliśmy do jednego, całego kamiennego z wyrzeźbionym aniołem siedzącym na tabliczce. Z niej można było odczytać moje nazwisko, jednak imię nie należało do mnie. Kiedy tak patrzyłem i patrzyłem, z pojedynczym kwiatem róży w rękach, na kawałek kamiennego posągu, minęły 3 godziny. Shigaraki chciał już mnie wołać byśmy wrócili, ale powiedziałem by szli sami. Ja dalej siedziałem jak lalka gapiąc się na bukiety pozostawione przez innych. Siedziałem chcąc coś powiedzieć, ale nie umiałem. Nie miałem czym radosnym się podzielić. Jeszcze bardziej zrozumiałem moją bezwartościowość. W pewnej chwili odłożyłem roślinę zajmującą moje ręce, na miejsce spoczynku mojej matki. Obróciłem się i odszedłem w ciszy. Po drodze skręciłem jeszcze do budynku, gdzie to się zaczęło. Na dachu wszystko było takie samo jak rok temu. Przeskoczyłem tą samą barierkę i usiadłem na tej samej krawędzi. Była taka sama cisza i ten sam księżyc. Znowu, mimo upływu czasu, obserwowałem świecącą kulę na niebie. Moja mina nic nie wyrażała. Dookoła była nicość, tylko po spojrzeniu w ziemię widziałem, chwiejące się przez wiatr, drzewa. Wiedziałem że to nic nie da, mimo tego wstałem i ruszyłem nogą do przodu. Może tym razem się uda? Może się nie obudzę? Znów wpajałem sobie nieprawdę. Od sprawdzenia, czy moja złudna wiara gdzieś mnie zaprowadzi, powstrzymała mnie dłoń chwytająca mój nadgarstek. Nie minęła sekunda, a byłem przez kogoś opleciony rękami. Nie myśląc złapałem sweter osoby przede mną i się rozpłakałem. Ryczałem jak dziecko. Najwidoczniej nie przeszkadzało to człowiekowi chcącemu mi pomóc. Przy nim wszystko zdawało się łatwiejsze, mój smutek uciekał. Nie wiem co było dalej, nie potrafiłem sobie przypomnieć tego momentu.
CZYTASZ
TENSHI
FanfictionNie mogę być bohaterem, wszystko było złudną nadzieją. Nie chcę tu być, tyle zrobiłem by móc spełnić swój cel, a to wszystko poszło na marne. Dlaczego? Nikt nie wie, jestem po prostu zabawką w rękach innych ludzi. Hejka! to pierwsza moja książka któ...