Wszystko szło bardzo dobrze, w szkole przestałem być główną atrakcją do oglądania, ludzie się mną znudzili. Dodatkowo nikt nie podejrzewał mnie o okradanie, czy zabijanie. Nawet Todoroki nie wspominał o ostrzach pochowanych w moich ubraniach, których oczywiście nie przestałem ze sobą brać. Dodatkowo zdobyłem zaufanie Kaminariego, który potrafił jako tako kontrolować wyładowania elektryczne. Jego włosy były koloru żółtego, tak samo jak oczy. Niestety miał wielką wadę, mianowicie był debilem. Nie mam zielonego pojęcia, jak on się dostał na bohaterstwo, skoro sam siebie nie umie ochronić. To było zagadką nie do rozwiązania. Jedyne, co było inne od moich planów, to to, że cały czas miałem na sobie wzrok Katsukiego. Przy każdej możliwej okazji chciał mnie pokonać, miał taki charakter. Nie umiał się poddać, pewnym jest, że z tego powodu kiedyś zginie. Mi oczywiście nie przeszkadzałby taki scenariusz.
Dziś miałem wyjść razem z mieszańcem na miasto, nie miałem innych planów, więc przyjąłem zaproszenie. Byłem z tego powodu szczęśliwy, ta radość nie była jednak porównywalna do nastolatek spotykających swoich idoli, czułem się bardziej jakbym dostał prezent niespodziankę. Czy to dlatego, że ostatnio rozmawiam z nim coraz częściej? Zaczyna mnie to nudzić? Prawdopodobnie. Shoto przeciwnie, był w siódmym niebie, choć tego po sobie nie pokazywał. Ja go za dobrze znam, by tego nie zauważyć. I tak mijał cały dzień, coraz bardziej miałem dość tej nicości, tego braku interesujących zdarzeń. Gdybym wiedział, co się zaraz odbędzie, nigdy bym tak nie pomyślał. Idąc do wyznaczonego miejsca, zauważyłem dobrze znaną mi osobę. Tą samą, która uprzykrzała mi dzień za dniem.
-Po jakiego grasz w chowanego, chcesz to wyjdź i co powiedz. -Pełnymi pożałowania słowami odezwałem się do irytującego człowieka, który właśnie do mnie podchodził. Złapał mnie za ramię i przygniótł do murku, który był obok nas. Niewygodna pozycja. Ja w odpowiedzi tylko spojrzałem na niego ze złością i wyższością, wystarczyła jego obecność, a mój humor legł w gruzach.- A więc? O co ci chodzi? Spieszę się, mam spotkanie.
-Niby z kim kurduplu
-Wiem że jestem niski, nie musisz mi tego mówić. A idę na miasto z tym gościem silniejszym od ciebie. - Bakugo od razu zrozumiał o kogo chodzi, prócz mnie, jedyną osobą przewyższającą go w klasie, był właśnie heterohromik. Oczywiście tak przekazana informacja mocno go wkurzyła, nienawidził być na drugim miejscu, co dopiero trzecim.
-Po cholerę wychodzisz z tym wiecznie zamyślonym idiotą?!
-A co cie to? Miałem być przezroczysty, pamiętasz? Miałeś mnie nie widzieć, a teraz nagle mnie stalkujesz. Jak mam to odebrać? Powiedz mi, Kacchan.- Zmieniłem swoje zachowanie, teraz miałem przymknięte a jednak skupione na rozmówcy oczy, nie były tak jak przy niewyspaniu. Były szczęśliwe i smutne zarazem, jednak odczuwałem tylko przyjemność z patrzenia na, próbującą ukryć strach, twarz człowieka przede mną. Nastała cisza, ten idiota nie wiedział co powiedzieć. Wszystkie jego ruchy były oparte na instynkcie, w tym momencie poprawnym, jednak bez dowodu. To mnie bawiło, i to bardzo. Czułem też strach, ogromny strach spowodowany traumą, którą stworzył Katsuki. Bałem się, bardzo się bałem, tak bardzo, że zapomniałem oddychać a ciało zaczęło drgać.
-Co ty knujesz? Nie jesteś taki jak kiedyś.
-Ja? Pomyślmy, z pewnych przyczyn jestem zmuszony do chodzenia do tej szkoły, mam w tym swój cel. Ciebie to jednak nie dotyczy, więc nie musisz się martwić.-Odpowiedziałem poważnie, jednak jąkałem się. Inaczej zwana odwaga słabeusza, idiotyczna utrata zdrowego rozsądku i balansowanie na krawędzi, z której zawsze możesz spać w otchłań paranoi.
-Ja? Martwić się? Wolne żarty.- Katsuki mnie puścił, wiedział, że nigdzie go to nie zaprowadzi. Nie był aż takim idiotą. Ja natomiast nie chciałem przed nim udawać, niech wie. Tak wiec na pożegnanie szepnąłem mu do ucha krótkie pytanie.- Jak to jest zadawać się z mordercą?- Po czym zniknąłem mu z oczu. Byłem zadowolony z siebie, dzięki temu moje życie stanie się ciekawsze. Skoro nie mogę umrzeć, to przynajmniej niech będę miał trochę zabawy. Zabawy z tym człowiekiem, a może ze swoim strachem. Zastanawiam się jaki efekt motyla właśnie zapoczątkowałem.
Z powodu tej nieoczekiwanej konwersacji musiałem przyspieszyć, nie lubię się spóźniać. Kiedy stałem i rozglądałem się po parku, zobaczyłem mieszańca siedzącego na ławce. Podbiegłem do niego i z zaskoczenia przytuliłem, nie wiem dlaczego, taki odruch. Szczerze, ten chłopak wydawał mi się słodki. Shoto lekko zszokowany prawie upuścił telefon, jednak się do mnie uśmiechnął. Jak się okazało, kupił nam dwa bilety do parku rozrywki. Nigdy w takowym nie byłem, jakże wielka była moja radość gdy zobaczyłem te ogromne atrakcje. Zwiedziliśmy wszystko, co chciałem wypróbować. Kiedy zapytałem się osoby towarzyszącej mi, czego ona pragnie doświadczyć, usłyszałem w odpowiedzi "mi obojętnie". Czułem się trochę źle, nie wiedziałem jak potraktować nasze relację. Do tej pory ja o wszystkim decydowałem, chłopak nie miał swojego zdania. Nigdy się nie wypowiadał, ślepo podążał za mną. Nie przeszkadzało mi to, nie traktowałem go jak przyjaciela, ale to nie była też miłość. To coś jak związek psa z właścicielem. Zastanawiam się, czy gdyby odkrył on moją prawdziwą tożsamość, nadal by się ze mną zadawał. Może zacząłby celować we mnie lodem? A może chciałby stać się taki jak ja? Kto wie, na razie zostawię to tak jak jest. Po chwili zaczęły mnie nachodzić wizje Todorokiego, jako mojego pupilka. Na jednym ze stoisk były w sprzedaży uszka, które później wylądowały na głowie kolorowowłosego. Ten nie wiedział o co mi chodzi, chciał się dopytać. Ja jednak już dawno zrobiłem mu sesję zdjęciową. Chyba się poirytował, bo dostałem opaskę z przebrania kota. Ja w odpowiedzi miauknąłem. Było zabawnie, zapłaciliśmy i chodziliśmy tak ozdobieni resztę tego dnia. Zacząłem bać się tych emocji, kiedy byłem w dobrym humorze, stawałem się rozkojarzony. Przez to nie zauważyłem połowy gapiącej się na nas klasy, która najwyraźniej również bawiła się w tym miejscu.Część osób robiła nam zdjęcia, część po prostu się śmiała, a byli też tacy, co obserwowali z zazdrością i smutkiem. Do ostatniej grupy zaliczały się Ochako Uraraka oraz Momo Yaoyorozu. W końcu podobaliśmy im się, ale cóż. Ludzie złudnie dają sobie nadzieję, jestem tego dowodem. Cała ta sytuacja wydawała się taka... zwyczajna, nie czułem adrenaliny spowodowanej ucieczką. Nie czułem na sobie ciepłej cieczy z ran ofiar, mimo to byłem w jakiś sposób uszczęśliwiony. Nie trwało to jednak długo, bo dzień się kończył. Heterochromik odprowadził mnie pod samiutkie drzwi domu, chciałem podziękować zapraszając do siebie na noc, ten jednak odmówił. Bał się reakcji ojca, gdyby nie wrócił do siebie. Nie dziwię się. Byłem wykończony, przed snem zdążyłem poczytać jeszcze parę artykułów w internecie na temat moich krwistych dzieł sztuki. Ludzie doszukiwali się przekazu jaki niosą ze sobą skrzydła. Starali się odkryć mój powód zostania złoczyńcą. Zastanawiali się jaki jestem, raz byłem spokojny i opanowany, innym razem wariowałem.
W pewnym momencie zasnąłem. Rzadko miewam sny, jak już to pokazuje mi się przeszłość. Dziś było inaczej. Przede mną ukazała się znajoma twarz, uśmiechnięty właściciel blizny po prawej strony twarzy. Słyszałem, że jak był mały, jego matka rozlała mu na głowę wrzątek. Stąd ślady po poparzeniu. Todoroki najpierw się uśmiechał, jak przy dzisiejszym wyjściu. Później jego mina stała się poważna a dłonie wylądowały na mojej szyi. Nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem jak chłopak wpycha moją głowę do wody. Zacząłem się topić, nie to było jednak problemem. Problemem było poczucie zdrady. Poczucie bycia oszukanym tym głupim uśmieszkiem. To nie to samo, co poczucie winy przez wykiwanie kogoś, to było sto razy gorsze. Wiem co zrobić, by nie skończyło się tak jak sytuacja, którą przeżyłem śpiąc. Będę pierwszy, pierwszy podporządkuję sobie tego człowieka, lub wytresuję tak, by bał się zrobić cokolwiek wrogiego. Nie wiem, kiedy stałem się takim egoistą. Nie przeszkadzało mi to, dobrze że przestałem przejmować się innymi. To tylko kamyki na mojej drodze, tylko kamyki. Niestety te kamienie mogą okazać się skałami, a nawet górami. Każdy szczyt można jednak zdobyć, często kosztuje to życie, jednak ja mam go nadto. Od jakiegoś czasu zamiast leżeć i odpoczywać, śmiałem się sam do siebie, śmiałem się wniebogłosy, wiedziałem, że zacząłem patrzeć na wszystkich z wyższością, że zaczynam sterować innymi. Podążałem ścieżką prowadzącą na tron, z którego będę mógł spaść i zniknąć. Nie obchodzi mnie, ile osób będzie poświęconych, bym ja mógł umrzeć. Sam zaczynam mieć nadzieję, że jak najwięcej. To pasożyty, insekty wyżerające piękne płatki kwiatów naszego świata.
CZYTASZ
TENSHI
FanfictionNie mogę być bohaterem, wszystko było złudną nadzieją. Nie chcę tu być, tyle zrobiłem by móc spełnić swój cel, a to wszystko poszło na marne. Dlaczego? Nikt nie wie, jestem po prostu zabawką w rękach innych ludzi. Hejka! to pierwsza moja książka któ...