Parę spraw nagromadziło mi się na głowie. Czułam się winna, a zarazem nie potrafiłam trafnie określić sprawiedliwości. Zgubiłam się.
Postanowiłam skorzystać z danej mi możliwości, skoro na weekend odwiedziłam działkę.
Choć za cel wybrałam sobie ogromne pole, zakończone równie ogromnymi polanami, pomimo wszystko wolałam zastosować środki ostrożności.
Tak więc, po założeniu maseczki i umieszczeniu rąk w kieszeniach, wyszłam z domu.
Zmierzałam nieuczęszczanym szlakiem, gdyż nawet nie było tam żadnej ścieżki. Szłam przez suche trawy, pożółkłe zeszłoroczne liście oraz obok pojedyńczych, dopiero kiełkujących drzew.
Wybrał tę trasę, by nie rzucać się w oczy. Nie chciałam nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu z innymi podczas, gdy pragnęłam jedynie chwili wytchnienia w samotności.
Pomimo nieprzyjemnie muskających moje kostki roślin, udało mi się dotrzeć na miejsce.
Czysty teren, zielona trawa, mlecze. W oddali jedynie pola uprawne oraz wysoki, gęsty las. Ruszyłam przed siebie.
Coraz bardziej oddalałam się od cywilizacji, a z każdym krokiem czułam się lepiej. W końcu zaznałam wolności. Ucieczki od problemów. Coś, za czym tęskniłam prawie rok, znów było ze mną.
Mój wzrok wzniósł się na chmury. Takie bielutkie, pojedyncze, wydawały się być bardzo puszyste. Niczym poduszka, w którą można wtulić się i zasnąć, zapominając o całym świecie.
Promienie słońca radośnie oświetlały okolicę. Sprawiały, że poczułam ciepło, przez które zdecydowałam się zdjąć z głowy kaptur.
Ptaki na pobliskich drzewach śpiewały piękną melodię, a owady krążące gdzieś niedaleko, dodawały jedynie realiów oraz nowego dźwięku, do ptasich piosenek.
Równolegle ze mną, zmierzał biało-czarny kot. Kołysał swoimi biodrami skradając się, w poszukiwaniu potencjalnej myszki na swój codzienny posiłek.
W oddali dało dostrzec się dwa bociany. One same chyba nie były świadome swojej obecności. Znajdowały się bowiem bardzo daleko od siebie. Każdy na swoim terytorium poszukiwał żabek bądź jaszczurek, by zaspokoić palące uczucie głodu.
Kilka kroków przede mną, w powietrze wzbiło się stado małych, szarawych ptaszków. To wróble. Najwyraźniej zlękły się mojej osoby, przepraszam.
Około stu metrów dalej, dostrzegłam wybiegającą z lasu sarnę. Przystanęłam, chcąc pozostać dla niej niezauważona. W ciszy obserwowałam jej poczynania.
Zwierzę przebiegło przez szerokość łąki, by dostać się do cienia pod wielką wierzbą. W skupieniu skubało chłodne źdźbła trawy.
Zaraz za nią, wybiegła kolejna. Jej jasna sierść lśniła w blasku porannych promieni. Dołączyła do koleżanki w śniadaniu, tuż obok zdezorientowanego bociana.
Spomiędzy drzew podbiegła jeszcze ostatnia łania. Zatrzymała się, obserwując wielkiego ptaka. Zakręciła się wokół jednej z saren, a następnie obie podbiegły do boćka.
Zaczęła się szarża. Żabojad wzbił się w powietrze, lądując dwa metry dalej. To jednak nie wystarczało. Rozpoczęła się kolejna faza. Znów bieg prosto w jego stronę. Bezwstydnie wyganiały go z jego terytorium, choć on był tu pierwszy. Łanie jednak nie potrafiły odstąpić ulubionego miejsca. Wolały podjąć się nierównej walki. Dwie na jednego.
Biedny bocian, po którymś z kolei ataku, postanowił się ewakuować. Wielkie skrzydła zapędziły go daleko poza cień wierzby, a bezwstydne sarny, już po paru minutach postanowiły zmienić miejsce posiłku.
CZYTASZ
Ś𝙼𝙸𝙴𝚃𝙽𝙸𝙺
RandomJa nawet nie śmiem przewidywać tego, co tu będzie Ale prawdopodobnie od czasu do czasu jakieś shoty na życzenie z dowolnej tematyki Być może rysunki 🤔🤔🤔 Ogłoszenia pewnie też się tu pojawią Ogólnie kwintesencja mojej egzystencji 👌 Czy warto czyt...