Rozdział 6 "Daj mi spokój"

137 19 6
                                    

Star City, godzina 15:18.

Niemal od razu po wyjściu z budki telefonicznej miejsce, gdzie Ray Palmer zaszył mi chip, zaczęło niewyobrażalnie swędzieć. Nie wiem jakim cudem się powstrzymałam od niedrapania tego. To było gorsze niż po ugryzieniu komara, ale przynajmniej korzystne.

-Ostatni raz zaproponowałam tak beznadziejny pomysł. -mruknęłam i jakby nigdy nic wyszłam z uliczki

Zaczęłam wracać do mieszkania, a żeby odgonić wszystkie myśli, włączyłam w telefonie pierwszą lepszą piosenkę. I tak, ze słuchawkami w uszach, z muzyką włączoną tak głośno, abym nie słyszała nic poza nią, powoli wracając do domu w moich uszach rozbrzmiała piosenka zespołu Fun: "We Are Younge". Eh, mogłabym jej słuchać w nieskończoność.

Tonight

We are young

So let's set the world on fire

We can burn brighter than the sun

Nagle muzyka zniknęła. Po prostu, jakby nigdy jej nie było.

Przystanęłam w miejscu i wyjęłam telefon z kieszeni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwoni. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Roy, mama, albo z pracy. W pierwszym jak i ostatnim przypadku to bym nie odbierała. Roy, to wiadomo. Ale z pracy dlatego, że miałam wolne, co znaczy zero bycia i myślenia o pracy.

*Eh... to tylko Queen.*, pomyślałam po przeczytaniu napisu. Bez namysłu nacisnęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha

-Co jest, Ollie?

-Hej! Przeszkadzam? -ta jego niby troska o to, że się tym przejmuje. Wiadomo, że nawet gdyby wiedział, że mi przeszkadzał, to by i tak zadzwonił. Cały Oliver

-Wiem, że pytasz tylko z grzeczności i masz do mnie jakąś sprawę. -nie marnując więcej czasu, ruszyłam znów w stronę mieszkania. Słuchając muzyki nawet nie zauważyłam, że byłam całkiem blisko

-Jak ty mnie dobrze znasz.

Uśmiech mimowolnie wsunął mi się na usta.

Oliver Queen, gość co potrafi zabić człowieka na tysiące sposobów, a mimo to był jednym z najbardziej optymistycznych gości jakich kiedykolwiek poznałam. Jego nie da się nie lubić, choć czasami denerwuje tym swoim luźnym podejściem do wszystkiego. Że już nie wspomnę o jego obsesji na punkcie tej jego koziej bródki. Raz powiedziałam przy nim, że jest durna, a ten do końca tygodnia wypytywał mnie dlaczego tak powiedziałam.

-Wiesz, gdzie jest Roy?

Zapomniałam wspomnieć, że Queen jest mentorem Roya, tego prawdziwego jak i tego drugiego. I choć żaden Harper, przez ten swój charakter, nie przyzna tego, traktuje Olivera nie jak byłego nauczyciela, a bardziej jak członka rodziny, niemal jak ojca. Mówię niemal, bo wiadomo co się stało. Roy porwany, sklonowany, podmieniony, a gdy wszystko wyszło na jaw Oliver szukał tego prawdziwego, a potem się poddał i próbował odciągnąć od dalszych poszukiwań klona Harpera, następnie kiedy pierwszy Roy wrócił do swojego życia i dowiedział się wszystkiego co się stało, to... pokłócił się z Oliver'em i zapadł się pod ziemię. A teraz blondyn chce to naprawić, w co szczerze wątpię, że mu się uda, bo znam klona Roya, a co za tym idzie, znam też oryginalnego Speedy'ego.

-Pytasz o...?

-Nie twojego chłopaka.

-Obaj nimi są. -dopiero po chwili zdałam sobie sprawę co powiedziałam, a dokładniej to jak mi wrzasnął do ucha

Nad życiem nie nadążyszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz