Rozdział 4 "Są dowody"

137 13 3
                                    

-Ja? -zdziwiłam się. *Co tajna sprawa od Ligi ma ze mną wspólnego? On żartuje, czy jak?* -Mordowałam ludzi w uliczkach. -rzekłam z perfidnym uśmieszkiem, co wywołało u chłopaka... nic, kompletnie nic. Patrzył tym swoim beznamiętnym wzrokiem we mnie. Zaczęłam się niepokoić, że ktoś umarł, a ja tu żarty mówię albo on serio się mnie pytał -Ty na poważnie pytasz? -zadając to pytanie spoważniałam, ale nie tak bardzo jak on

Wodnik kiwnął głową na potwierdzenie. Nie no, dobra, powiem mu, bo przecież nic takiego to nie robiłam. Dzień jak co dzień.

-Rano siedziałam w domu, gdzieś kolo pierwszej byłam z dziewczynami  w Szczęśliwym Porcie, trochę nam tam godzin poszło, bo jeszcze na zakupach byłyśmy... hym... -poleciałam wzrokiem do sufitu, zastanawiając się co takiego było następne -...potem musiałam zajrzeć do Barta, bo miał problem z nauką. Pamiętam, bo mu się wtedy wygadałam. -*Najgorsze co mogłam zrobić.* -Później razem mieliśmy trening u Barry'ego... O! A potem byłam u Zatanny na noc.

-I spałaś u niej? -czułam się jak u księdza na spowiedzi. Po co się durnowato pyta, skoro powiedziałam, że byłam u niej na noc? Chyba nocowanie to nie grzech

-Spałam... pff.. -pryknęłam patrząc na niego z politowaniem. No jakby mnie nie znał. *Jeszcze trochę i pomyślę, że to nie nasz Kaldur, tylko jakiś podmieniony.* -Proszę cię! Obie zasnęłyśmy koło piątej rano. Ja dopiero co wstałam, a Zati na moment wstała i teraz pewnie odsypia.

-Czyli przez cały dzień byłaś zawsze z kimś?

-No rano byłam sama, a potem, nie licząc biegania z miasta do miasta, to tak, byłam z kimś. A co cię tak interesuje co ja robię i z kim?

-Każdy może to potwierdzić? -zignorował moje pytanie i mnie samą, bo odwrócił się do mnie plecami. Nie ukrywam, trochę mnie to obraziło, bo mnie to mama uczyła, że w oczy się mówi, a w plecy nóż się wbija

-A co ty mnie tak wypytujesz? -skrzyżowaniem ramiona pod piersiami. Jak on ignoruje mnie, tak ja mogę jego

-Ann! -krzyknął i odwrócił się do mnie gwałtownie. Gdyby nie to, że mnie zdenerwował tym swoim ignorowaniem moich pytań, to pewnie bym aż podskoczyła, ale nie. We mnie była zimna krew. Nic i nikt przestraszyć mnie nie mogło -Tak czy nie!?!

-No tak! Każdy to może potwierdzić, zaprzeczyć, dać na piśnie czy co tam tylko chcesz! -nie wiem kiedy nasza spokojna rozmowa przestała być taka przyjaciela i przyjemna, a stała się... niemal kłótnia. Oby tylko nie doszło do rękoczynów -A teraz gadaj co jest grane, bo zaraz nie wytrzymam i się włamię do tego zasranego komputera!!! -wrzasnęłam bez mrugnięcia okiem

Nastala cisza przerywana przez mój przerywany oddech. Przeczesałam opadnięte na moje czoło włosy do tyłu. Ale patrzyłam na niego niezmiennie, a on na mnie. To nie było zwykłe patrzenie. To już była zimna wojna, niby wojna niewypowiedziana, ale każda ze stron wiedziała, że ona się toczy.

To co powiedziałam... przyznaję, byłam do tego zdolna. Już nie takie rzeczy się robiło. Włamanie się do komputera Ligi to pikuś - zwłaszcza gdy jest włączony - nawet dla mnie, choć tak dobrze jak Dick to się na nich nie znam. Mogłam to zrobić, ale to by było jak wbicie naostrzonego noża prosto w serce Wodnika, a potem bym zadzwoniła po karetkę udając, że nic się nie stało. Jednym słowem: nieuczciwe. A to by było nie w moim stylu.

-Miałeś mi powiedzieć. -upomniałam się -A potem z dupy zacząłeś mnie wypytywać jak jakiegoś przestępcę o alibi. Co robił, gdzie i z kim. Do tego ignorujesz to co do ciebie mówię!

-Bo nie bierzesz tego na poważnie.

-Bo nie wiem o co chodzi! -wrzasnęłam -Gdybyś mi łaskawie powiedział co się dzieje, to bym się inaczej zachowywała, a tak nie wiem o co chodzi...

-Jesteś oskarżona o włamanie do trzech sklepów jubilerskich. -wypalił na jednym wdechu patrząc mi prosto w oczy

Zmarszczyłam brwi i w pierwszej chwili chciałam się roześmiać i powiedzieć przyjacielowi, że ten żart mu nie wyjdzie i żeby spróbował to na Wally'm, a nie na mnie, bo taka głupia by się na to nabrać to nie jestem, ale... ten jego wzrok, sposób mówienia i to że potrafił utrzymać ze mną kontakt wzrokowy jak i nie zmienić wyrazu twarzy przez ten cały czas, to wszytko sprawiło, że uwierzyłam w jego słowa, że to nie był żart, że on mówi znowu na poważnie, że ja naprawdę jestem oskarżona o włamanie, że to nie jest sen, że to jest pewne.

*Nie. To jakiś żart. To przecież niemożliwe. Ja... nie włamałam się. To nie może być... być prawda.*

Zrobiłam krok do tyłu. Poczułam jak grunt pod nogami mi się zawala. Jak w nogach zamiast mocnych kości mam cienkie patyki. Czułam jak w moich oczach zebrały się łzy bezsilności, a ja zaraz runę na ziemię. Walczyłam z własnym ciałem, aby nie upaść.

-T-to... -wydukałam. Chciałam powiedzieć, że to nie jest możliwe, że nigdy w życiu bym tego nie zrobiła, prędzej bym umarłam ale po jego słowach, to by nie miało dalszego sensu

-Są dowody.

Nad życiem nie nadążyszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz