Rozdział 10 "Śledztwo czas zacząć"

78 9 2
                                    

Gotham City, godzina 15:52.

Auto zatrzymało się tuż przed jubilerem. W duchy westchnęłam. Nasz pierwszy przystanek, a ja czułam się jak totalna przegrana.

-Jestem pewien, że to tu rozwiąże się cała sprawa. -rzekł z tym swoim pociesznym uśmiechem, a we mnie się zagotowało

-Pieprzony optymista. -burknęłam wychodząc pośpiesznie z samochodu próbując nie roztrzaskać drzwi za sobą

Mój cholerny pech. To wszystko przez mój pech. Musiałam akurat wpaść na ulicy na mojego klona. No to się przecież normalnie nie zdarza... Która czarownica we wszechświecie rzuciła na mnie zaklęcia wiecznego nieszczęścia?!

-Hej! -zawołał brunet szybko wychodząc ze swojego auta i równie szybko podchodząc do mnie -Ja wiem, że to nie jest łatwe...

-Nie jest łatwe?! -odwróciłam się do niego jak burza -A co ty możesz wiedzieć! Nic! To ja powinnam latać po Gotham i jej szukać, nie oni.

-Sama chciałaś tu przyjechać. -przypomniał wskazując na moment swoją brodą na sklep za mną

-To było zanim spotkałam ją. Ty wiesz jak jest mi trudno.... -przerwał mi, tak jak ja przerwałam wcześniej mu

-Siedzieć i patrzeć jak inni wykonują robotę, którą ty powinieneś robić, aby nie narażać ich, tylko siebie? Tak, wiem i to doskonale. Serio... -spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wiedziałam o czym on mówi. Kompletnie nie zrozumiałam jego słów. *Dick? Wie jak to jest? Jak? Co? Kiedy?*. On wyczytując to wszystko z mojej twarzy, wyjaśnił mi to jednym zdaniem -Kaldur jako podwójny agent, potem Artemis. Więc... -nabrał powietrza do ust, co jak dla mnie przypominało wymuszony śmiech -...nie mów mi że nie wiem jak to jest.

Zacisnęłam swe usta w cienką linie.

Zapomniałam o tym. Naprawdę. Jeszcze kilka tygodni temu wydzierałabym się na niego i wypominała mu to na każdym choćby najmniejszym kroku, że wpadł na ten pomysł, że na to pozwolił, że nic z tym nie zrobił tylko siedział i siedział. A teraz co? Weszłam w jego buty. Odczuwałam to samo co on wtedy. Niepewność, strach, obawa i wściekłość na samego siebie, a poczucie winy pojawiało się znikąd i atakowało twój umysł bez powodu... jeszcze. Jak on mógł to znosić przez miesiące? Ja już sama nie mogłam tak ze sobą po godzinie. Do tego, żeby kłamać swoim przyjaciołom, to było nadzwyczajne. Byłam teraz pełna podziwu dla Dicka i rozumiałam w stu procentach jego poczynania.

-Za to mogę dać ci radę: zajmij się pracą.

-Pomaga?

Krzywy uśmiech Dicka odpowiadał sam za siebie - nie, ale i tak sprawił, że humor mi powrócił. Kto jak kto, ale Pierwszy Robin potrafił mnie rozbawić zawsze na każdym kroku nawet się zbytnio nie starając. Wystarczyło jedno jego krótkie spojrzenie, a ja już mogłam zapomnieć o przykrościach tego dnia. Co mogę powiedzieć? Dick miał w sobie ten swój urok osobisty. I serio, nie dziwię mu się, że ma wokół siebie tak wiele adoratorek. Gdyby nie to, że jest dla mnie jak młodszy brat, pewnie sama bym koło niego latała.

-Chodź już.

Przytaknęłam mu głową i wraz z nim udałam się do sklepu jubilerskiego. Ze wszystkich okradzionych, ten z tego co kojarzyłam był najtańszy, chociaż i tak patrząc na niektóre ceny można robić wielkie oczy.

Jak na dżentelmena przystało, Dick otworzył drzwi i pozwolił mi wejść jako pierwszej. Rozejrzałam się. Nie było nikogo o prócz dziewczyny stojącej za ladą i grzebiącej w telefonie. Odwróciłam się patrząc za Dick'iem, nie dlatego że się bałam że mnie zostawi tutaj samą sobie, chciałam mu przekazać to czego nie zdążyłam, że to ja będę mówić, a nie on. Niechętnie zgodził się.

Nad życiem nie nadążyszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz