-Jestem tu by poinformować was o tym, że odpowiednia osoba przyjdzie po was o o odpowiednim czasie- duch zaczął latać po pokoju.
-Czyli dalej mamy szukać informacji tak?- zapytałam
-Szukajcie ich w internecie, księgach i Mistway Hole. A najlepiej jeźdźcie na przejażdżkę z końmi.
Duch zniknął za oknem i poleciał w stronę stajni. Podniosłam figurkę konika. Była stłuczona. Pomyślałam że potem ją posklejam.
-To co? Idziemy spać a rano pojedziedziemy w teren na bagna?
- Zapytałam.
Ana pokiwała głową, podała mi koc i materac, poczym położyła się do swojego łóżka.
~~~Rankiem~~~
Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z początku nie wiedziałam gdzie jestem zaraz potem przypomniałam sobie o nocnych wydarzeniach. Wstając z materaca do moich nozdrzy dotarł zapach zapiekanek z serem. Jak niedożywiona zbiegłam ze schodów do kuchni Any. Tam byli już jej rodzice i ona. Siedziała z jej mamą przy stole, a pan Rockwell robił moje upragnione zapiekanki.
- Hej, wreszcie wstałaś -uśmiechneła się Anabelle.
Ja wstrząsnełam tylko ramionami.
-Pójdę do domu się przebrać dobrze?- zapytałam.
Pani Rockwell pokiwała tylko głową i wyszłam z domu. Na naszym parkingu rodzice pakowali już walizki do białego Jeep'a. Podbiegłam do nich i mocno wyściskałam.
-Będe tęskniła.
-My też córciu. Uważaj na siebie - powiedziała moja mama, ucałowała moje czoło i wsiadła do auta. Tata zamykając bagażnik przytulił mnie i zrobił to co mama. Gdy odjechali, odprowadziłam ich wzrokiem i weszłam do mojego domu. Przebrałam się w moje bryczesy w kratkę, niebieskie skarpety jeździeckie i turkusową bluzę z białymi liśćmi. Zamknęłam dom na klucz, który potem schowałam do kieszeni bluzy. Przeszłam przez ulicę, spoglądając na moje zakurzone, ale wciąż nowe sztyblety. Przeszłam przez drzwi frontowe i szybko znalazłam się przy stole.
-Jedziemy z naszymi potworkami w teren na bagna?- zapytała Ana, połykając gryza zapiekanki.
-Myślę, że koniecznie powinnyśmy to zrobić - zabrałam się do jedzenia śniadania. Gdy Anabelle poszła się przebrać, rozmawiałam chwilkę z panią Rockwell o różnych głupotach. Po zakończonej zapiekance, wstałam od stołu i poczekałam chwilę na Belle przy drzwiach frontowych.
~~~W stajni~~~
Szybkim krokiem podeszłam do boksu Wintera. Od kilku dni nie było mnie w stajni, więc wiedziałam, że zanim znowu powrócimy do treningów skokowych będę zmuszona przynajmniej go polonżować.
-Hej grubasku - poklepałam ogiera po szyi -jedziemy dziś w teren.
Ruszyłam do siodlarni gdzie trzymałam kask, czapsy i rękawiczki. Gdy ubrałam resztę mojego "ekwipunku" jeździeckiego, zabrałam miętowy czaprak, siodło skokowe i ogłowie. Zawiesiłam siodło i czaprak na drzwiach od boksu. Ana weszła do boksu Millie, po czym również skierowała się do siodlarni. Gdy skończyłam czyszczenie grubej, zakręconej sierści, kara klaczka była już osiodłana. Założyłam czarne, klasyczne ogłowie, a następnie czaprak z siodłem. Wyprowadziłam Wintera z boksu na dziedziniec stajni. Dociągnełam popręg na 3 dziurkę (co jest nie lada wyzwaniem), wsiadłam i ruszyłam stępem za Aną, która wyjechała pierwsza. Na szczęście zatrzymała się przy pierwszej tui z alejki. Pewnie dociągała popręg. Szybko ścisnęłam łydki, zmuszając Winterka do aktywnego stępa. Dogoniłam Rockwell i zatrzymałam się.
-Jedziemy na bagna?- zapytałam.
-Tak, jedziemy. Tylko obawiam się trochę o Millie. Nie lubi tam jeździć- Ana zrobiła kwaśną minę.
-Nie przesadzaj-machnęłam ręką- Winter już ma wsteczny gdy wyjeżdżamy tą drogą, a dziś jest spokojny. Nagle Millie wydała z siebie długie rżenie. Zdawało nam się jakby kierowała je do mojego ogiera, który tylko parsknął.
●
-Idioto! Jedziemy na bagna! UJAWNIMY SIĘ!- Millie zarżała- Coś ty taki spokojny?!
-Nie wiem czy wiesz, ale otrzymaliśmy specjalne polecenia od Mistrza Argona. Spotkamy tam się z Maciejem. Więc nie ziej ogniem, Millie.- Winter parsknął w jej stronę.
●
Wstrząsnełyśmy tylko ramionami i ruszyłyśmy dalej.
Przejechałyśmy drogą obok mojego domu która prowadziła na bagna. Po 200 metrach drogi na Lustrzanych Bagnach, z koni zaczęły emanować różowe iskierki. Przerażone zeskoczyłyśmy z naszych rumaków. Millie- teraz smolaście kara klacz z czerwoną grzywą, ogonem i odmiankami.
Winter- miał ciemnoniebieską grzywę, z której na czole miał uformowany lodowy róg i ogon. Jasnoniebieska sierść zrobiła na mnie wrażenie choć nie ukrywam że byłam totalnie przerażona.
-NA WSZYSTKICH BOGÓW LEGEND CO SIĘ STAŁO?!- Ana pisknęła.
Ja stałam tylko z szeroko otwartymi oczami, dopóki nie nadjechał tajemniczy meżczyzna na koniu przypominającym brzozę.
-Witajcie Wybranki Losu!- zakapturzona postać w ciepłej zimowej czapce pokłoniła się, a razem z nim nasze konie.
-Kim jesteś?- zapytałam, wsiadając na Wintera.
-Jestem Wróżbita Maciej, do waszych usług.
-Dobrze, a więc: dlaczego tu jesteś,
dlaczego nasze konie są magiczne i kolorowe, dlaczego jesteśmy rzekomymi Wybrankami Losu?- Anabelle zasypała Wróżbitę pytaniami.
-Odpowiem na twoje pytania, tylko wtedy kiedy pojedziecie ze mną - Kapturnik zawrócił swojego konia-brzozę i ruszył w stronę obserwatorium.
Popatrzyłam na Rockwell pytającym pytającym spojrzeniem i ruszyłam kłusem za Maciejem.
-Winterze, opowiedz proszę twojej towarzyszce o twoim drugim "ja"- czarodziej spojrzał na mojego ogiera.
-No więc tak: Jestem Wintero Endar, w skrócie Winter. Jestem twoją Bratnią Duszą Mocy, czyli poprostu masz ze mną magiczną więź, dzięki której między innymi możesz czerpać z moich zaklęć, rozumieć mój ludzki głos i zabierać tak zwane "Punkty Życia" czyli korzystać z mojej wytrzymałości. Oczywiście działa to w dwie strony. Ale to że możesz pobierać moje zaklęcia to nie znaczy że sama nie masz mocy. Bratnie Dusze zazwyczaj mają te same moce co ich ludzki odpowiednik. Można więc przyjąć, że masz moc lodu, zimna wody i wszystkiego co z tym związane. Mam nadzieję że zrozumiałaś -mój koń wytłumaczył mi wszystko ludzkim głosem.-Spróbuj wykonać kolisty ruch ręką i ją otworzyć.
Wykonałam czynność. Gdy otworzyłam rękę, pokazał się płomień niebieskiego, zimnego ognia. Z tym oto płomieniem odwróciłam się w stronę Any, którą w swojej dłoni miała identyczny, tylko prawdziwy, gorący ogień.
-Działa! Czy potrafię wykonać inne zaklęcia? - zapytałam Wintera.
-Tak. Teraz szybko i energicznie skrzyżuj nadgarstki.
Mocno skrzyżowałam nadgarstki. Pojawiła się wielka przezroczysta tarcza przypominająca połyskujący, gruby lód.
-Bardzo dobrze! Czy masz jeszcze jakieś pytania?- Winter wyglądał na podekscytowanego.
-Tak. Kim właściwie są Wybranki Losu? - zapytałam.
-Wybranki Losu to kolejne pokolenie dziewczyn zazwyczaj w waszym wieku którę pełnią służbę najpotężniejszej obrony Jarvanu. Nie mogą ujawniać się zwykłym ludziom. Mogą wiedzieć jedynie wasze rodziny. Każde pokolenie pełni swoją rolę do ukończenia 25 roku życia. Każda Wybranka ma innego konia, o wyjątkowych mocach. Jak myślisz, dlaczego znalazłaś mnie z twoimi rodzicami w lesie? - ogier odwrócił głowę w moją stronę.
-Hmmm... Myślę że było to zaplanowane.
-Bingo! W Mistway Hole jest pełno ludzi takich jak Wróżbita Maciej. Właściwie jest to baza Strażników czyli ludzi, których potocznie nazywa się Druidami. Demony takie jak Millie czy Anabelle mają siedzibę w Starej Granicy, a anioły czy ty czy ja mają ją w Obserwatorium. Na miejscu poznasz kobietę z którą będziesz trenowała i poznawała nowe moce. - Winter wskazał głową wielkie Obserwatorium na wzgórzu.
-Mniej więcej kumam, tylko dlaczego mam w kieszeni dziwną sukienkę?- zapytałam rozwijając materiał.
-To nie suknia. To tradycyjny ubiór Aniołów. Kobieta którą poznasz wytłumaczy ci wszystko co ma nastąpić.
Spojrzałam w stroną Macieja i Anabelle. Nie wiedziałam co mnie czeka ale wiedziałam że to zaszczyt chronić moją ojczyznę w sposób nadnaturalny.☆☆☆☆☆☆☆
Witajcie kochani! Dziś rozdział rozpoczynający przygody dziewczyn ze Strażnikami. Wyjątkowo dobiłam rekord słów w tym rozdziale których jest 1153! To wynagrodzenie za dłuższą przerwę. Teraz śmigam na trening i napiszę nowy rodział Stormhearta.
Do zobaczenia w następnym rozdziale!
CZYTASZ
Przyjaciel czy Wróg: Powstanie Legendy
Fantasy[ZAWIESZONE I PORZUCONE] Dawno temu, na wyspie Jarvan, w pewnej wiosce ze stajnią mieszkały dwie dziewczyny. Victoria Winterwell i Anabelle Rockwell. Ich konie na oko wcale się nie różniły od innych, a jednak pozory myliły. Anioły i Demony muszą złą...