Czas na wyprawę w Północne Góry. Szczerze, byłam okropnie przerażona wizją wielkich gór nocą, mimo że nauczono nas zaklęć, które miałyśmy opanować. Maciej mówił o szpiegu Arwanów, który prawdopodobnie często przebywał w naszej stajni. Na myśl nie przychodziła mi żadna wredna wobec nas osoba, oprócz Julianne. Zawsze miała coś do powiedzenia, szczególnie gdy temat kręcił się wokół ludzi ze stajni. Gdy trenowała na swoim koniu Hanowerskim ujeżdżenie, uważała że nikt nie może być już lepszy od niej. Tylko, jak ona nawiązała z nimi kontakt? Maciej mówił też, że w jakiejś części naszej podróży ona ruszy za nami. Miało być ciężko, nie tylko nam ale i naszym rumakom, które do czapraków miały doczepione torby z kompasami, latarkami, lornetkami i innymi przydatnymi pierdołkami, za to do tylnych łęków siodeł, śpiwory. Winter dodatkowo miał na sobie ciężar upakowanego do torby namiotu. Ruszyłyśmy z Mistway Hole, spokojnym stępem.
-Ty też boisz się tego co może nas spotkać?- spytała Ana.
-Tak. Najbardziej chyba spania w namiocie.- odpowiedziałam, odchylając się do tyłu, spoglądając na niebo.
Stępowałyśmy tak polną drogą, do momentu rozpoczęcia leśnej ścieżki.
-Ałć!- rozmasowałam dłonią miejsce lądowania szyszki na mojej głowie.
Moja kompanka i rumaki stłumili tylko śmiech, a ja nie chcąc ponownie oberwać drzewną amunicją, założyłam kaptur grubej kurtki. Podczas spokojnej (jak na razie) podróży, myślałam co może nas spotkać. Jakieś dziwne, do tej pory nie widziane stwory? Jula i jej nowi przyjaciele? O tym nie miałam zielonego pojęcia. Chciałam jedynie dotrzeć tam i z powrotem bezpiecznie. Millie i Winter prowadzili bardzo ciekawą wymianę zdań na temat ich kolegów "z fachu".
-Berry jest zupełnie inny niż ty. Spokojny, opanowany, ale dalej jest demonem. - Winterek zarzucił łbem.
- Solaria jest przynajmniej jakaś rozrywkowa. Bardzo fajnie się z nią rozmawia podczas ludzkich zgromadzeń. Ty byś się wiecznie wymądrzał na temat co oni mają takiego tam do powiedzenia.
Ogier skulił tylko uszy i czułam jak spina mięśnie pod siodłem. Zebrał szyję w łuk jak ujeżdżeniowy koń i ruszył aktywniejszym stępem. Wiedziałam, że robi to, ponieważ jego pawia duma została urażona, co strasznie mnie bawiło. Tym razem jednak się nie śmiałam, gdyż wiedziałam, że jeszcze bardziej go zdenerwuję.
Nareszcie. Po 3 godzinach ciszy, przerywanej końskimi kłótniami, stukotem dzięcioła i innymi odgłosami lasu, przejechałyśmy pierwsze 15 kilometrów. Zatrzymałyśmy się pod dużym dębem na środku dużej łąki. Zjadłyśmy nasze kanapki, nalałam do mojego rozkładanego wiaderka wody z butelki i postawiłam obok siebie, wołając nasze rumaki, które w samych ogłowiach skubały trawkę w cieniu. Obydwoje przykłusowali. Wypili całą zawartość wiaderka, a po dokładnym wypytaniu, dowiedziałam się że nasi czworonożni partnerzy, nie chcą już pić. Po około 30 minutach, ponownie założyłyśmy sprzęt na grzbiety Lodowego i Smoczycy. Upewniłam się, że nic nie zostawiłyśmy i ruszyłyśmy dalej. Po 10 minutach odezwał się Winter:
-Pokłusujemy trochę?
-Myślę, że tak.
Docisnęłam łydki, a mój ogier zakłusował, a po nim karuska Anabelle. Wjechałyśmy półsiadem pod górkę, na kolejną leśną ścieżkę. Gdy teren znowu się wyrównał, anglezowałyśmy. Potem kolejna godzina ciszy po przejściu do stępa. Przerwałam ją ja, wyjmując butelkę z plecaka. Wzięłam kilka łyków cieczy. Po kilku krokach, tym razem Millie:
-Pogalopujemy?
I bez otrzymanej odpowiedzi, ruszyła wyciągniętym galopem. Chyba już wspominałam jak lubi szybki galop, prawda?
-Złap mnie jeśli potrafisz, gruby Winterku!- zawołała, znikając za zakrętem.
I ponownie, tym razem nie pomyliłam się co do Wintera. Zrobił kilka kroków w kłusie i zagalopował, coraz bardziej wydłużając foule. Widząc małą kłodę wysokości cavaletti, a za nią Millie, obydwoje myśleliśmy tylko o jednym. Usiadłam w siodło, zrobiłam półparadę, i oddałam wodzę w momencie skoku. Po lądowaniu, znowu wróciłam do półsiadu. Gdy można było uznać, że mieliśmy tępo zbliżone do karej klaczy Rockwell, ta przeszła do kłusa. My zrobiliśmy to samo. Wyciągniętym kłusem zrównaliśmy się z demonkami, i znowu - harmonijny stęp. Śmiałyśmy się z tego mini wyścigu z leśną atmosferą. Szłyśmy przez łąki, pokonywałyśmy pagórki. Podsumowując : ciekawa przejażdżka obserwacyjna. Środek lasu - gęstość zarośnięcia przez drzewa - 100%. Odgłos wody chlapiącej delikatnie w strumyku, wywołał u moich oczu wielkość pięciozłotówki.
-Oho! Ktoś ma może ochotę na odpoczynek? - zapytałam, delikatnie kierując łydkami Wintera w stronę szumu.
Belle pokiwała głową, i ruszyła za mną. Niedługo po tym, znalazłyśmy się na małej okrągłej, można powiedzieć że żywcem wyjętej z bajki, otoczoną krzakami kwitnącego bzu i małym strumykiem, z krystalicznie czystą wodą, polanie. Wykonałyśmy to samo co przy dębie : rozsiodływanie, picie, picie da koni, chwilowy odpoczynek, no i jedziemy dalej. Znowu przez las.
-Robi się ciemno, może rozstawmy gdzieś namiot, jeśli można?- spytała Ana, ze zmęczenia przecierając ręką oczy.
-Okej, ja też chcę już spać.
Znalazłam cichą polankę, otoczoną tak jak tamta- kwiatami bzu. Rozstawiłyśmy mój duży namiot, z dwoma "komorami" do których każda włożyła swój śpiwór. Gdy już nasz przenośny dom został stabilnie przymocowany do podłoża, rozpaliłyśmy ognisko. Nigdy nie wiadomo czy nie siedzi gdzieś jakaś wataha wilków, co nie? Winter i Millie tym razem zostali puszczeni bez ogłowi, dla zdrowia i wygody. Ustali wokół ogniska na bezpieczną odległość, znaczy sam Winter, bo Milliś kochała ogień, i nie bała się go. Jedna z ich tylnych nóg była odciążona, co znaczyło że odpoczywały. My z Anabelle, przebrałyśmy się w swoich komorkach i zasnęłyśmy. Tak minął dzień pierwszy.
--------------------------------
Hejka wszystkim! Mam nadzieję że ktoś to jeszcze czyta :c. Nie jestem tym szczególnie zaskoczona, bo wiem że długo nie pisałam rozdziałów. Jeśli akurat to czytasz, to wiedz, że zawsze możesz dawać w komentarzu dowód swojej obecności tu :D.
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie, do zobaczenia, za mam nadzieję, niedługo!
CZYTASZ
Przyjaciel czy Wróg: Powstanie Legendy
Fantasía[ZAWIESZONE I PORZUCONE] Dawno temu, na wyspie Jarvan, w pewnej wiosce ze stajnią mieszkały dwie dziewczyny. Victoria Winterwell i Anabelle Rockwell. Ich konie na oko wcale się nie różniły od innych, a jednak pozory myliły. Anioły i Demony muszą złą...