Po wyjściu z wody, wytarciu się i przebraniu, dokończyłyśmy rozmowę o pakcie. Ustało na oczywistej pomocy, i naszym powrocie do domu. Przez praktycznie dwu tygodniową podróż starciłam orientacje w czasie. Nie wiedziałam która godzina, data i dzień tygodnia. Gdy zjeżdzałyśmy, mapa Anabelle zaczęła pulsować i drżeć. Gdy ją rozwinęła, ukazał się Maciej.
-Dziewczęta, posłuchajcie mnie uważnie. Spotkajmy się na polanie za łąką przy domu Gosi. To bardzo ważne. Pośpieszcie się.- i starciłyśmy połączenie.
Bez słowa ruszyłyśmy najszybszym możliwym tępem. Gdy dotarłyśmy na miejsce, zobaczyliśmy wszystkich możliwych Strażników. Młodzi i starzy, a ich ilość była przerażająca.
-Co się stało? Dlaczego jest was tak dużo?- zapytałam.
-Udało nam się zlokalizować Julie, śledziła was, a teraz Arwanowie i garstka Odrodzonych z Mroku, czekają po drugiej stronie lasu, aż uderzymy.
-Słucham? Bitwa? Bez żadnych wyjaśnień? Tak teraz?- Anabelle spanikowała.
-Spokojnie, jesteście odpowiednio wyszkolone, a pozatym to nie jest finalna bitwa. To by przecież było za proste. Swoją drogą, trzymajcie, przydadzą wam się.- powiedziała Kristen i podała nam piękne zbroje.
Moja była niebieska ze srebrem, połyskiwała jak gwiazdy na nocnym letnim niebie. Anabell była szkarłatno czerwona, co miało symbolizować krew przelaną wielokrotnie przez Demony.
Gdy wszyscy byliśmy gotowi, w tym konie które swoją lekką zbroje też dostały, czekaliśmy na początek. Po chwili Wróżbita Maciej wyjechał na środek polany by zobaczyć czy wrogowie czają się na nich. Zauważył mnóstwo fioletowych par oczu, siedzących na stalowosiwych masywnych fryzach, i nie tylko. Wrócił więc, i rozporządził wyjazd. Razem z Aną jechałyśmy na samym początku, za nami Maciej, za nim Strażnicy a na samym końcu wolne konie. Po chwili stania w nieruchomości, Arwanowie również przyjeli układ bitewny. Nareszcie ich przywódca krzyknął coś po Pandoriańsku, i ruszyliśmy. Każdy zajął się każdym innym. Kazano mi nie odwracać się do tyłu.
-Dalej!- krzyknęłam.
Po pokonaniu kilku wojowników, w galopie zsiadłam z Wintera, i rzucającym gestem, w biegu udało mi się trafić Lodowym Porażeniem, a gdy Winter dobił jednego z nich szybką strzałą z swojego roga, ten zamienił się w pył. Biegłam dalej, unikając pocisków moim ulubionym zaklęciem piórka, szybko zmieniałam pozycję i atakowałam z nienacka. Po kolejnym trio pokonanych znowu wskoczyłam na Wintera, i z siodła próbując zmasakrować środkową formację wrogów, poczułam przeszywający ból w boku. Oberwałam grotem jednego z Arwanów. W tym momencie najbardziej pomógł mi mój kochany lodowy jednorożec, który niestety w walce potrafił odejść od zmysłów i coraz bardziej agresywnie atakując wroga. Nie byli oni jednak największymi słabeuszami, bo sztuka przetrwania w Pandorii należy do jednych z najtrudniejszych. Przeskakując między wrogami w tępie światła, Anabelle i Millie otaczały pojedyńcze cele płomienistymi kolumnami. Podczas torowania sobie drogi na sam koniec szeregów Ana i Millie też sporo ucierpiały. I wtedy obejrzałam się do tyłu, łamiąc obietnicę którą przysięgłam Maciejowi. Mieli kłopoty, gdyż tam znajdowali się najsilniejsi wojownicy. Zawróciłam więc Wintera i gdy ten galopował szybko w ich stronę, ja zbierałam materialną energie lodu, z wszystkiego czego się dało. I gdy dotarliśmy na miejsce,rzuciłam kulą energii o ziemię. Mnóstwo koni się spłoszyło i zostawiło swoich jeźdźców na śmierć z rąk moich sprzymieżeńców. Ludzi było sporo, a moim celem było pokonać tych najważniejszych. Szukałam więc wzrokiem karego wałacha Julii, by móc zmierzyć się z nimi w pojedynku. Gdy tylko zauważyłam że właśnie pokonywała jednego ze starszych Strażników, przyłączyłam się do niego, by móc pomóc mu się wycofać. Gdy tylko się ten zawrócił, od razu zaczęłam atakować. Najpierw moje zaklęcia. Kilka było trafnych, lecz przez zdolność zamianę w cień i zostawienia klona, potyczka z Julią 1vs1 była ciężkim orzechem do zgryzienia. Za pomocą Mentalnej Tarczy, Winter zatrzymywał dużą część obrażeń. Niestety, ta wymiana też nie była korzystna tylko dla mnie, mi również się oberwało, i nigdy nikomu nie życzę, by poczuł uczucie przechodzącego przez jego ciało cienia. Gdy tylko udało nam się prawie wyczyścić łąkę z tych szkodników, ich wódź znów coś krzyknął, a oni zmaterializowali się do różowych portali, wraz z ciałami rannych i poległych oraz och krwią, więc nasze pole bitwy w 50% było już czyste. U nas też mogliśmy znaleść paru poległych, a rannych było od groma. Sami też się deportowaliśmy do Mistway Hole, a wtedy łąka wyglądała, jakby nigdy nie zobaczyła tak dyrastycznych wydarzeń.
-----------------------------------
Heja! Mam nadzieję że nikt jeszcze o mnie nie zapomniał, lecz patrząc po aktywności jest to bardzo możliwe. Tak czy inaczej serdecznie witam was spowrotem i dziękuje za 530 odczytów! Widzimy się za niedługo!❤
CZYTASZ
Przyjaciel czy Wróg: Powstanie Legendy
Fantasy[ZAWIESZONE I PORZUCONE] Dawno temu, na wyspie Jarvan, w pewnej wiosce ze stajnią mieszkały dwie dziewczyny. Victoria Winterwell i Anabelle Rockwell. Ich konie na oko wcale się nie różniły od innych, a jednak pozory myliły. Anioły i Demony muszą złą...