Rozdział 14

610 21 36
                                    

~Martyna~

Obudziłam się około dziesiątej. Byłam sama w dużym łóżku i tylko Felix spacerujący nad moją głową, dotrzymywał mi towarzystwa. Westchnęłam cicho i przekręciłam się na drugi bok, wtulając twarz w kołdrę. Miniony dzień był wspaniały, Michael starał się jak mógł, by nasz miesiąc miodowy był niezapomniany, wymyślał coraz to nowsze niespodzianki i na prawdę to doceniałam. Przez moment nawet przestałam myśleć o naszym problemie. Naszym czy raczej moim? Może zbyt wiele od niego wymagałam, nie powinnam tak na niego naciskać. Nie wiedziałam tylko, dlaczego tak się zachowywał. Mimo tych wszystkich aktywności, które wymyślał, czułam się przez niego odtrącona i miałam wrażenie, że ma to jakiś głębszy sens. Nie rozumiałam tylko, dlaczego nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Zrozumiałabym, nawet jeśli przekazałby mi najgorszą prawdę. W końcu stwierdziłam w myślach, że nie ma sercu dłużej się zadręczać. Skoro Michael nie chce mi powiedzieć, co jest powodem jego niechęci do mnie, sama się tego dowiem. Będę drążyć i wiercić mu dziurę w brzuchu tak długo, aż w końcu wyjawi mi wszystko, co leży mu na sercu. Podniosłam się z łóżka i skierowałam w stronę szafy, aby wyjąć ubranie, w którym zamierzałam spędzić cały dzień. Zdecydowałam się na zwiewną sukienkę w kolorze jasnego fioletu, u dołu ozdobioną delikatną, białą falbanką i małymi, uroczymi nietoperzami przy kołnierzyku tego samego koloru. Ostatnimi czasy coraz częściej ubierałam się w takim stylu. Mrocznym, można by nawet rzec, gotyckim, a jednocześnie uroczym i dziewczęcym. Podobał mi się i cieszyłam się, że w końcu czuję się dobrze sama ze sobą. Przebrałam się w sypialni, nie zważając na to, że w każdej chwili może do niej wejść Michael. A może podświadomie nawet na to liczyłam? Kiedy miałam już na sobie sukienkę, weszłam do łazienki by rozczesać włosy i zrobić lekki makijaż. Postawiłam na delikatne cienie i lekko podkręcone rzęsy. Zostały już tylko perfumy, mój ulubiony zapach, którego jak na złość, nigdzie nie mogłam znaleźć. Westchnęłam cicho i, chwytając kule, ruszyłam do łazienki na piętrze, licząc na to, że tam będzie czekać mój ukochany flakonik. Z trudem dokuśtykałam do pomieszczenia, pociągnęłam za klamkę, weszłam do środka i... Zamarłam. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, zupełnie tak, jakby Urszula z Małej Syrenki odebrała mi głos. Ujrzałam mojego męża, który siedział na opuszczonej desce klozetowej, miał opuszczone do wysokości ud spodnie, rękę zaciśniętą bez ruchu na swojej męskości, a oczy, przepełnione strachem, skierował na mnie.

- Michael... - wydukałam w końcu, niemal bezgłośnie. - Co ty robisz?

- Skarbie, ja... - zerwał się z miejsca, szamocząc ze spodniami, aż w końcu naciągnął je wreszcie na biodra.

Nie wiem, co wtedy właściwie czułam. Zszokowanie? Dezorientacje? Na pewno nie złość. Trudno jest jednoznacznie określić, co w tamtym momencie kłębiło się w mojej głowie. Bez słowa wyszłam z pomieszczenia i, niczym w transie wróciłam do sypialni. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę. A więc to we mnie tkwi problem? Już mu się nie podobam, nie jestem w stanie zapewnić mu tyle ciepła i bliskości, co kiedyś. Dlaczego mi nie powiedział? Dlaczego doszło do tego, że mój mąż odpycha mnie od siebie w łóżku, następnego dnia zapewnia, jak jestem dla niego ważna, a później... Pogubiłam się we własnych myślach. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, lecz szybko otarłam ją wnętrzem dłoni. Modliłam się w duchu, by Michael nie wpadł za moment do sypialni. Rozmowa z nim była ostatnią rzeczą, której w tamtym momencie potrzebowałam. Multum myśli kłębiło się w mojej głowie, nie wiedziałam, do kogo powinnam się zwrócić, lecz czułam, że potrzebuję zasięgnąć od kogoś porady i usłyszeć pokrzepiające słowa wsparcia. Bez zastanowienia, niczym w transie chwyciłam telefon i wybrałam dobrze znany mi numer. Po kilku sygnałach usłyszałam ciepły głos.

Spełnione MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz