Rozdział 13

272 20 28
                                    

~Michael~

Uciekłem, zostawiłem ją samą w sypialni, odpychając od siebie niczym natrętnego owada. Usłyszałem tylko jej ciche jękniecie i ruszyłem przed siebie, nie oglądając się. Zachowałem się jak kretyn, ale uznałem, że to jedyne wyjście. Powędrowałem prosto do salonu i usiadłem na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Zacząłem ciężko oddychać, w głowie kotłowało mi się multum myśli. Powinienem tam wrócić? Przeprosić? Wytłumaczyć? Nie, ona tego nie zrozumie... A może powinienem ulec jej i przestać się hamować? Fatalny pomysł, powinienem to wszystko odczekać. Zdać się na los, a w końcu, gdy Martyna dojdzie do pełni sił, zrozumie mnie i będzie tak, jak dawniej. Poza tym, miesiąc miodowy nie opiera się wyłącznie na... sprawach łóżkowych. Mieliśmy spędzić ze sobą czas, tylko we dwoje i to jest najlepsza okazja, by nadrobić stracone chwile. Tylko, czy moja żona podziela to zdanie? Gdyby nie ten cholerny wypadek... Tak bardzo chciałbym, by było jak dawniej. Przetarłem twarz dłońmi i powoli podniosłem się z kanapy, skierowałem się z powrotem w stronę sypialni. Nie potrzebnie zostawiłem Martynę samą, wychodząc bez żadnego wyjaśnienia z pokoju. Chciałem uniknąć zbędnych pytań, kłótni. Wolałem to przemilczeć, uznałem, że to najlepsze wyjście. Tylko dlaczego teraz czuję się jak skończony idiota? Wszedłem do sypialni, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Powoli zbliżyłem się do łóżka i usiadłem na jego krawędzi. Pod kołdrą leżała Martyna. Miała miarowy oddech i zamknięte oczy.

- Skarbie - wyszeptałem, odgarniając blond kosmyki z jej twarzy. - Śpisz?

Nie odpowiedziała. Westchnąłem cicho i niepewnie pochyliłem się nad nią, by złożyć delikatny pocałunek na jej czole. Przejechałem kciukiem po jej wilgotnym policzku. Płakała, a to wszystko przeze mnie.

*****

Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne, wpadające do pokoju przez uchylone okno. Powoli uchyliłem powieki i spojrzałem w miejsce, gdzie powinna leżeć moja żona. Przywitało mnie jednak chłodne prześcieradło. Podniosłem się i rozejrzałem po pokoju. Pod ścianą stał wózek inwalidzki, lecz nigdzie nie było śladu kul. Nie zważając na nic udałem się tam, gdzie podpowiadała mi intuicja - do kuchni. W potarganych włosach, piżamie wiszącej na ramionach, bez makijażu snułem się wzdłuż korytarza willi, w której miały czekać nas wspaniałe chwile. W końcu skręciłem w prawo i zauważyłem Martynę, siedząca przy barku, z głową opartą na dłoni. Mieszała z niechęcią łyżeczką w kubku. Wyglądało na to, że całkowicie zatraciła się w swoich myślach, gdyż nawet nie zauważyła, gdy przekroczyłem próg.

- Cześć - wyjąkałem niepewnie pierwsze słowa, które przyniosła mi ślina na język.

Podniosła na mnie wzrok i kiwnęła lekko głową. Usiadłem obok i spojrzałem wyczekująco, jednak nic nie powiedziała.

- Co pijesz? - Chciałem jakoś zacząć rozmowę, w tamtym momencie nawet jedno zdanie wypowiedziane przez moją żonę, byłoby dla mnie niczym litania.

- Kawę - odparła krótko, a ja poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku.

- Jadłaś coś? - Pokręciła głową. - Skarbie, nie powinnaś pić kawy na pusty żołądek. Zrobię ci śniadanie, co? Na co masz ochotę? Jajecznicę, a może omlet?

- Nie jestem głodna...

- Kochanie... - Chwyciłem jej dłoń, a wtedy ona zadrżała lekko. - Przepraszam.

- Za co?

Jej pytanie zbiło mnie lekko z tropu. Nie mniej jednak, zwilżyłem wargi, przełknąłem ślinę i odparłem:

- Za to, że wczoraj tak cię zostawiłem. Skrzywdziłem cię, słyszałem jak jęknęłaś z bólu... Nie powinienem był wtedy cię odpychać.

- Nie miałeś ochoty. - Wzruszyła ramionami. - Poza tym, nic mi nie jest.

Spełnione MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz