Rozdział 3.

617 29 121
                                    

~Michael~

Otworzyłem oczy i odwróciłem się na prawy bok, przerzucając ramię przez ciało mojej ukochanej.

- Wstawaj, śpiochu - szepnąłem jej do ucha, a po chwili złożyłem delikatny pocałunek na jej odsłoniętej skórze.

Mruknęła cicho w odpowiedzi, jednak ja nie zamierzałem na tym poprzestawać. Odgarnąłem jej blond włosy z twarzy i czule cmoknąłem w policzek.

- Skarbie, chyba nie zamierzasz przespać całego dnia?

- Zamierzam - odburknęła, wyrywając mi kołdrę, którą zarzuciła sobie na głowę.

- Księżniczko... - Nic, zero reakcji. - Kochanie, Słoneczko Moje Najdroższe...

- Daj mi spokój Jackson i jedź na ręcznym.

- Kiedy to wcale nie o to chodzi! - Zaśmiałem się.

- Ja już dobrze wiem, o co ci chodzi. Każdy facet, gdy zwraca się tak czule do swojej kobiety, ma tylko jedno w głowie.

- Ale ja nie jestem jak "każdy facet". Ja jestem Michaelem Jacksonem. - Wypiąłem dumnie pierś.

- To gratuluję - odparła niewzruszona. - Dasz mi wreszcie spać?

Westchnąłem cicho i zrezygnowany oparłem się o zagłówek łóżka. Splotłem dłonie i zacząłem tępo gapić się przed siebie. W pewnym momencie drzwi naszej sypialni otworzyły się i do pokoju, z hukiem wbiegła roześmiana pięciolatka.

- Wstawajcie! Wstawajcie! - wykrzyknęła, wskakując na nasze łóżko.

Zaśmiałem się na ten widok i chwyciłem dziewczynkę w ramiona. Zacząłem ją łaskotać i przytulać bez opamiętania.

- Nasza Królewna już się obudziła? - Zmierzwiłem jej ciemne włoski.

- Obudziła i jest bardzo głodna. - Posłała mi rozbrajający uśmiech.

- No, ale widzisz, mamusia jeszcze śpi. - Wskazałem na swoją żonę, owiniętą kołdrą zupełnie tak, jakby znajdowała się na Antarktydzie, a nie w Kalifornii.

- No, to trzeba ją obudzić. - Mała Susie posłała mi porozumiewcze spojrzenie.

- Łaskotkowy potwór? - Uniosłem pytająco brew, a dziewczynka w odpowiedzi kiwnęła głową. - Trzy, dwa, jeden... Do ataku!

Rzuciliśmy się na biedną, niczego niepodejrzewającą, Martynę, zamęczając ją łaskotkami. Jako mąż wiedziałem dokładnie, które miejsca na jej ciele są najbardziej wrażliwe na dotyk i tam właśnie kierowałem swój atak. Mała Susie szybko się uczyła, dorównując swoim poziomem do mojego. Martyna starała się za wszelką cenę obronić przed kolejną falą łaskotek, jednak marnie jej to wychodziło.

- Dobra już, dobra! Poddaję się! - wykrzyknęła w końcu, chwytając poduszkę i osłaniając nią swoje ciało. - Wygraliście, wstaję.

Uśmiechnąłem się zwycięsko i przybiłem córci piątkę.

- Dobra robota, królewno - pochwaliłem ją.

- Nie dacie się człowiekowi wyspać - mruknęła cicho moja kochana żona.

Ostrożnie zbliżyłem się do niej, chwyciłem za podbródek i bez wahania złączyłem nasze wargi w czułym pocałunku. Ukochana przymrużyła oczy, bezgranicznie zatracając się w tej chwili, gdy nagle... Obraz zaczął mi się rozmazywać. Poczułem się, jakbym spadał w dół, w jakąś nieznaną otchłań. Sprzed moich oczu znikała żona, córeczka, nasza sypialnia, a zamiast tego zapanowała kompletna ciemność. Uchyliłem powieki, bojąc się, co za moment zobaczę. Tak, jak się spodziewałem, byłem całkiem sam w ogromnym małżeńskim łożu, otulony puchową kołdrą. Po prawej stronie zastałem puste prześcieradło, oświetlone promieniami wschodzącego słońca, niepewnie wyglądającego zza zasłonki. Leżałem niemal w bezruchu. Mijały minuty, lecz do pokoju nie wbiegła roześmiana dziewczynka i nie rzuciła się na pościel. Byłem zupełnie sam. Powoli podniosłem się z łóżka i ruszyłem w stronę szafy z ubraniami. Otworzyłem ją, chcąc wybrać coś, w czym mógłbym przechodzić cały dzisiejszy dzień. Już miałem chwycić swoją ulubioną czerwoną koszulę, gdy nagle mój wzrok spoczął na złożonym w kostkę ubraniu mojej żony. Wyjąłem białą bluzkę, u góry ozdobioną czarnym kołnierzem, ze wstawkami przy rękawach, również w ciemnym kolorze i małym łebkiem kotka po prawej stronie. Była w stylu, który od dawna bardzo ją fascynował - mrocznym, połączonym z elegancją i urokiem. Chwyciłem materiał i przyłożyłem do nosa, wciągając przy tym powietrze. Poczułem przyjemny zapach jej perfum, zmieszany z wonią proszku do prania i zapachem jej skóry. Zamknąłem oczy i ponownie zatraciłem w aromacie, który wypełnił ciepłem moje serce. Z lekkim uśmiechem przytuliłem do piersi materiał, wyobrażając sobie, że przepiękny sen staje się rzeczywistością, a moja ukochana wejdzie za chwilę do pokoju i zapyta, co robię z jej bluzką. Jednakże, wiszący na ścianie, zegar odmierzał kolejne minuty, a ja wciąż stałem z materiałem w dłoniach. Całkiem sam, przy otwartej szafie z ubraniami. Odłożyłem niechętnie bluzkę na półkę i chwyciłem swoją koszulę oraz czarne spodnie. W mojej stylizacji nie mogło zabraknąć również białych skarpetek. Zasunąłem drzwi szafy i ruszyłem w stronę łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Po wykonaniu porannej rutyny udałem się do pokoju Susie. Ku mojej radości, malutka spała w najlepsze w swojej prześlicznej karocy. Zbliżyłem się do niej po cichu i nachyliłem nad łóżeczkiem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, widząc jej niewinną, rumianą twarzyczkę. Otuliłem dziewczynkę kocem, aby mieć pewność, że nie jest jej zimno. Delikatnie pocałowałem jej główkę i przez moment obserwowałem, jak powoli unosi się malutka klatka piersiowa. Była taka niewinna, bezbronna. Opuściłem pokój w towarzystwie niezliczonych myśli, kłębiących się w mojej głowie. Zdecydowałem się zrobić sobie śniadanie i w tym celu udałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej mleko, którym później zalałem płatki wsypane do miski. Usiadłem przy barku i zacząłem leniwie bełtać łyżką w zupie. Bawiłem się cieczą, nabierając ją na sztućca i ponownie wylewając do naczynia. Zdążyłem zjeść zaledwie kilka łyżek przygotowanej przez siebie zupy, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Podniosłem się z krzesła i niechętnie doczłapałem do słuchawki.

Spełnione MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz