Rozdział 67

6 2 0
                                    

Był późny wieczór, a on usłyszała nagłe pukanie do drzwi. Siedział w pokoju. Chciał pójść spać, ale podszedł do drzwi. Chwycił za miecz. Otworzył ostrożnie drzwi. To królowa. Miała łzy w oczach. Ubrała karmazynową sukienkę. Wtargnęła do jego pokoju. Usiadła na jego łóżku.

- Chciałam o tym powiedzieć Jaime'mu ale on mnie nie słuchał - rzekła drżącym głosem. - Chciał tylko iść i nakopać Robertowi do dupy.

Luke podrapał się z tyłu głowy. Nie do końca wiedział o co chodzi. Przykucnął. Spojrzał jej w oczy.

- Co się dzieje?

- Robert...uderzył mnie - wyznała. Rzuciła mu się w ramiona.

Kucał, a jej ciężar przewyżył jego równowagę. Oboje leżeli teraz na podłodze. Spoglądali na siebie. Cersei się śmiała, ale po chwili wróciła do ponurego nastroju. Łez już nie było,  ale nadal było na jej twarzy coś ponurego.

- I co według ciebie mam powiedzieć królowi? - spytał Luke.

Włożyła mu rękę we włosy. Muskała delikatnie drżącymi dłońmi każdy jego włos na głowie. Milczeli przez parę minut.

- W tym rzecz - powiedziała w końcu.  - Jest królem i nieważne czego by nie zrobił, to on ma władzę.

Łza poleciała jej po policzku.

- Nienawidzę go - syknęła. - Żałuję, że mój ojciec wydał go za mnie. Chciałabym cofnąć czas.

- Możesz go unikać - podjął Luke. - A poza tym, masz poza nim Jaimego.

- I ciebie - dodała.

- Tak... - odparł niepewnie. - Jaki jest dla ciebie Jaime?

- Ostatnio jest coraz bardziej gniewny...to pewnie przez to całe porwanie Tyriona.

- Pytam się: jaki jest dla ciebie?

- Kocham go, ale...ostatnio zachowuje się jak wściekły pies zpuszczony ze smyczy. Wcześniej był tylko jak wściekły pies.

Nie był przekonany co do tego, czy chce być tak blisko Jaime'ego jak aktualnie jest. Trochę się pogubił kto z kim, a kto nie.
Cersei pocałowała go w usta. Luke odwzajemnił gest.

- Robert jest pijaczyną. Cały czas chodzi upity. - oznajmiła wściekle, ale cicho. - Naprawdę chcę sie go pozbyć. By dać spokój mnie, moin dzieciom i wszystkim królestwom.

- Mówisz, że chcesz go zabić? - spytał, by zrozumieć.

Jej ręka zeszła na jego plecy. Poczuł silne mrowienie w nogach.

- Nie wiem jak, ale tak... - oznajmiła. - Potrzebuję twojej pomocy.

Wstał od razu.

- Nie mogę go zabić - odparł. - Jest królem tych ziem.

- Ale Luke... - również wstała. - Nie chcę żyć, będąc bita przez całe życie.

Luke usiadł z zaskoczenia na krześle. Potrzebował chwili na zrozumienie co i jak. Cersei czy jego kontynent? Ale skąd o miał mieć pewność, że Cersei da mu armię do walki z Imperatorem?

- Dobrze - powiedział wreszcie. - Zabiję go. Ale zrobię to pod jednym warunkiem.

Nie do końca wiedział, czy może tak do niej mówić. Ale cóż, mówi się trudno.
Cersei do niego podeszła. Objęła jego szyję rękoma. Ich twarze znowu były nienaturalnie blisko siebie. Niemal się dotykały.

- Mów - rzekła.

- Dasz mi armię, która pomoże mi w pokonaniu Imperatora.

- Tylko wtedy, jesli nie staniesz się taki jak Robert, ani jak Jaime - odparła.

Znowu tworzyli ludzki łańcuch. Czuł na niej swój oddech.

- Postaram się - rzekł w pełni zaangażowany.

- Chcę, żebyś mi obiecał - powiedziała. Wpatrywała mu się w niebieskie oczy.

- Obiecuję - odparł.

Poczuł, w sobie coś, co mógłby porównywać do erupcji wulkanu. Cały drżał. Musiał zabić byłego przyjaciela swojego ojca. Tylko, że ten król nie był ani trochę honorowy. Rządził nim alkohol.
Wpatrywał się w Cersei. Nie wiedział co czuć w stosunku do niej. Nie wiedział, czy był w niej zakochany czy nie. Była pokrzywdzona, ale chciała czyjejś śmierci w akcie zemsty. Chciał, by Cersei była całkowicie bezpieczna. Był jej katem i kochankiem.
*****
Percy siedział przy porcie na murku z Tysonem. Wpatrywali się w morze.
Percy siorbał powoli trunek. Tyson ściął swoje długie włosy. Miał teraz z tyłu placki. Niezbyt lubił o tym rozmawiać.
Korsarze krzyczeli do siebie. Rozładowywali ryby, czy inne posiłki.

- Miło tu - powiedział Tyson.

- Tak - odparł Percy. - Potrzebuję odpoczynku.

- Od czego? - spytał.

- Od tego wszystkiego - rzekł. - Może powinienem odpuścić?

- Nie - odparł Tyson. - Bez ciebie sobie nie poradzimy, braciszku. 

Percy uśmiechnął się blado.

- Nie przesadzaj - odparł.

- Nie przesadzam - burknął.

- Jest was wielu - dodał. - A jednego z was trenuję. Poradzilibyście sobie beze mnie.

- Mówisz jakbyś był stary - powiedział Tyson urażony. - Ale ty nie jesteś stary.

- Po prostu jestem zmęczony - wyjaśnił Percy. - Po co była nam ta wojna?

Tyson wyglądał na zdezorientowanego, ale i zmieszanego. Przemilczał tę chwilę. Nigdy nie był skłonny do refleksji. Percy'ego to często irytowało.

- Nam po nic - odparł w końcu. - Ale możemy ją skończyć.

- Nadal w to wierzysz? - spojrzał na brata.

- A ty nie? - spytał zdziwiony.

- Nie - odparł. - Straciłem w to wiarę po naszej bitwie o Obozy.

- To co tu robisz?

- Jestem tu tylko po to, by wyszkolić Luke'a - odparł.

Taka była prawda. Luke chciał być rycerzem, a on postanowił mu w tym pomóc. Najchętniej jednak, wsiadłby na statek i odpłynąłby daleko wraz z Annabeth. Bo tylko ona mu wystarczała.

KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz