Rozdział 48

6 1 0
                                    

Ściany sali tronowej były ciemnozielone. Jak kapusta, za którą musieli odkupić teraz winy.
Czemu Jason poparł pomysł ścigania się na wagonach towarowych?! Mógł to przewidzieć, ale nie! Teraz na pewno czekała ich zguba! Zastanawiało go, dlaczego był tak zły w byciu dobrym?
Zostali przyprowadzeni przez strażników przed oblicze starego króla Omashu. Byli spętani linami. Samo Omashu znajdowało się na górze, na której stały domy, a między nimi ciągnęły się (jak to określił Aang) "zjeżdżalnie", po których jeździł przed zamrożeniem w lodowcu. On sam był przygarbionym, pomarszczonym człowiekiem, który ubrał się w kolorowe szaty. Nosił czapkę, która miała dwa kostne rogi. Prawa powieka spadała mu na oko. Na jego palcach były założone pierścienie z diamentami w środku. Uśmiechał się pod nosem.

- Królu, ci bandyci zostali oskarżeni o fałszserstwo swojej tożsamości, niszczenia mienia miasta oraz zakłócenia spokoju.... - zaczął kapitan armii miasta. Był solidnie zbudowanym mężczyzną z czarną, kozią bródką.

- I zniszczenia mojej kapustki! - zawołał piskliwym głosem człowiek, któremu zniszczyli pojazd z kapustami.

- Ciszej - warknął kapitan. - Niech król ich osądzi.

Starzec spoglądał po nich po kolei. Zatrzymywał się na każdym z nich. Jego wzrok prześwietlał Jasona na wylot. Przynajmniej takie wrażenie mial Jason. Poczuł pot na plecach. Katara szczerzyła się jak głupia.

- O królu Omashu, łaski! - zawył teatralnie Leo. - Jesteśmy tylko podróżnikami, którzy dali namówić się nielegalnym zawodom.

- Komu namówić? - zapytał podnosząc prawą powiekę.

- Mojemu małemu przyjacielowi - spojrzał na Aanga. - I wie pan...król, jest on nam bardzo potrzebny. Nam wszystkim - dodał.

- A to dlaczego? - zapytał ze śmiechem król.

- Bo jest... - zaczął Leo.

- Dość - machnął ręką. - Weźcie ich... na kolację

Jason omało nie zakrztusił się własną śliną.
Chyba się przesłyszał.

- Na kolację?ś - zapytał zdziwiony Jason.

- Tak - odparł król. Wstał, a coś strzyknęło mu głośno w kościach. - Chyba, że coś ci się nie podoba... bo podoba, prawda?

Jason spojrzał w oczy króla. Próbował panować nad paniką. Był naprawdę stary.

- Nie - mruknął cicho Jason.

- Powtórzysz? - zapytał uperzjmie. - Mam słaby słuch.

- Nie - powtórzył głośniej Jason. - Wszystko jest w porządku.

- Mógłbyś jeszcze raz?

- Wszystko w porządku - powiedział jeszcze głośniej. Sokka zatkał sobie uszy rękoma.

- Jeszcze raz? - ponownie podniósł powiekę co było dla Jasona totalnie przerażające.

- Wszystko w porządku! - zawołał głośno Jason.

- Ale dlaczego tak krzyczysz? - zapytał spokojnie król po czym zaśmiał się głośno.

Uwolniono ich. Jason wstał z podłogi. Wyszli z sali za królem. Sala biesiadna była tuż obok, co Leo pochwalił.

-...W końcu, królu, jakby zachciało ci się na przykład kanapki, to miałbyś do niej szybki dostęp.

- Powiem ci, że jako król mogę jeść kanapkę kiedy i gdzie chcę - zachichotał. - A ty chcesz kanapkę? - zapytał Leona.

- Ja chcę - powiedział Sokka. - Jestem niesamowicie głodny.

- Nie pytałem się ciebie, ale w porządku - powiedział łagodnie.

KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz