Rozdział 23

10 2 0
                                    

Barry siedział w ogrodzie na ławce. Miał wyjechać do Central City po armię. Nie mogli przegrać.
Ale czy wygrają? Zadawał sobie to pytanie przez praktycznie cały czas. Bolała go od tego głowa.

- Barry... co się z tobą dzieje? - spytała Thea.

Barry odskoczył z przerażenia.

- Wybacz - powiedziała.

- Nie szkodzi... - odparł. - Potrzebujesz czegoś?

- Chcę mieć pewność, że nie zdradzisz mnie, ani mojego brata.

- Nie oszukałbym was.

- Skąd mam mieć pewność?

- Nie możesz jej mieć. Pozostaje ci mi zaufać - uśmiechnął się lekko.

Usiadła na ławce.

- Nie wiem czy będę w stanie. Wiele osób mnie zdradziło - powiedziała spuszczająć wzrok.

- I co się z nimi stało? - spytał.

- Skazałam ich na śmierć - odparła po czym się roześmiała. - Po prostu ich wygnałam.

- A byli to twoi partnerzy, czy...

- Czasem partnerzy, a czasem partnerki - spojrzała ukradkiem na Barry'ego. - A ty co robisz ze zdrajcami?

- Zazwyczaj sprowadzam ich do więzienia - odparł po czym dodał. - Wiem, że to nic ekscytującego, ale...

- Ale to dobrze. Nie potrzebuję kogoś, kto mordowałby każdego przeciwnika. Chcę mieć rozsądnego... Ee... sojusznika.

Barry odchrząknął. To spotkanie zaczęło się robić niezręczne...ale i ekscytujące.

- To chyba dobrze... Raczej was nie zdradze.

- Powiedz mi jeszcze jedno... Jaki jest Leo Valdez? - spojrzała na niego uśmiechając się.

-  Jak wygląda, czy jak się zachowuje?

- Oba.

- Więc ma ciemniejszą karnacje, brązowe włosy i eee... Jest niski jak na mężczyznę.

- Podobno spalił przyjaciółkę.

- Tak, ale to przez podstęp Imperatora Palpatine'a.

- Musimy go pokonać... Kiedy wyjeżdżasz?

- Jutro.

- A potem co? Spotkamy się przed miastem z wojskami?

- Pewnie tak - odparł. - Przynajmniej mam taką nadzieję.

Thea zbliżyła się do niego. Ich ręce spotkały się w uścisku.

- Nie jestem w tym za dobry - wyznał Barry.

Miał rację. Nawet nie wiedział jak się całować. Nigdy tego nie robił.

- Ale ja jestem - odparła. Ich wargi spotkały się.

Naprawdę wiedziała co robi. Barry odsunął się po chwili by powiedzieć:

- Nie tutaj. Ja... No wiesz... Chodźmy stąd...

- A gdzie chcesz?

- Tam gdzie nas nie zobaczą.

Barry czuł się... jak lekkoduch. Jakby nie miał zmartwień.

- Dlaczego ja?

- Bo jesteś miły. Wolę takich, niż głupich i rozpuustnych.

Barry objął ją. Może ona naprawdę... oby nie był jej zabawką.

KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz