Rozdział 11

19 3 0
                                    

Jason był znużony podróżą. Jechali po polanie. Upał doskwierał im niemiłosiernie. Mieli mieć krótki postój w Star City. Nie przepadał za Queenem. Był dla niego zwykłą dziwką. Siedział na swoim pegazie.
Jak zawsze wyprostowany. Jechał przodem. Nie chciał okazywać niepotrzebnych słabości. Gdyby je okazał, stałby się pośmiewiskiem. Tak samo było ze wszystkimi pragnieniami.
Nie mógł powiedzieć komukolwiek od tak, że tęskni za Piper McLean. Gdyby Imperator się dowiedział, że jego wojskiem rządzi ktoś, kto kieruje się wyłącznie emocjami, skazałby Jasona na chłostę.

- Generale Jasonie - zaczęła Kapitan Carol Danvers.

- Generale Grace - poprawił ją.

Carol odchrząknęła. Miała na sobie czerwono niebieską zbroję. Jej hełm osłaniał jej praktycznie całą twarz z wyjątkiem dolnej części twarzy. Na samej górze, jej włosy wystawały, przez co wyglądały jak blond irokez. Na piersi i naramiennikach miała wyryty złoty znak przypominający gwiazdę.

- Nasi ludzie za niedługo zaczną się awanturować. Radziłbym, żeby...

- Żadnych postojów - odparł i odjechał dalej.

Po krótkiej chwili, podjechał do niego Oktawian. Miał na sobie złoto zieloną zbroję. No prawie. Nie wiedzieć czemu zdjął z siebie narramienniki, zarękawie i rękawice oraz hełm. Na napierśniku miał strzałe.

- Czego ode mnie chcesz, Oktawianie?

- Czyli, że nie mogę jechać koło Ciebie, Generale? Myślałem, że się przyjaźnimy - powiedział udając teatralne płacz.

- Gdyby nie ten tłum, roztrzaskałbym Cię piorunami - warknął Grace.

- Zrób to teraz - powiedział z tym jego szaleństwem w oczach.

- Przestań mnie kusić - odparł poważnie.

- I gdzie w tym wszystkim zabawa, Jasonie?

- Zachowujesz się jak dziecko - powiedział Grace.

- Różne rzeczy, różni ludzie o mnie sądzą.

Jason przewrócił oczami.

- Raczej wszyscy to samo.

- Wiesz, to trudne, gdy nie masz przyjaciela któremu mógłbyś się wygadać.

- Ty nim nie będziesz - odparł sucho.

- Zaprawdę, ranisz mnie, Jasonie Grace - powiedział z żalem w głosie i cofnął się do tyłu.

Następnie, podjechał do niego jeden z żołnierzy, który nazywał się Floyd Lawton. Jason go sobie cenił, ponieważ nigdy nie chybił. Każdy jego strzał, kończył się morderstwem przeciwnika. Floyd był czarnoskórym niskim mężczyzną z czarną kozią bródką.

- Generale - przemówił. - Mamy poważny problem. Mianowicie, zaczyna brakować nam jedzenia.

- Już niedaleko do Star City. Powiedz to żołnierzom. Następnym razem jak będą narzekać, postrasz ich Imperatorem.

- Tak jest - odparł i ruszył do żołnierzy.

W ciągu pięciu kwadransów wjechali na szeroki pagórek. Jason uśmiechnął się pod nosem. Ujrzał Star City. Miasto było strzeżone, a szczególnie na maruch i przy głównym wejściu. Samo miasto było opuszczone murem. Po lewej i prawej były rzeka przerwana przez to miasto. Budynki były w nim małe, ale szerokie. Naj środku miasta znajdował się zamek z czarnego kamienia.
Jason zjechał powoli z pagórka. Za nim Kapitan Carol i Oktawian.
Reszta wojska miała zostać za pagórkiem, żeby nie wystraszyć straży miejskiej. Im bliżej bram byli, tym większe wydawały się mury.

- Ile tam będziemy, gromowładny? - spytała Danvers.

- Nie jestem gromowładny - odparł spokojnie. - Jestem banitą zemsty.

- Powiało patosem - powiedziała z uśmiechem na twarzy.

- Odpowiadając na Twoje pytanie - Będziemy tam przez pięć dni. Nie więcej, nie mniej.
***
- Uważaj, Barry - powiedział Oliver ściągając Lorda na dół.

Ukrywali się za wielkim kamieniem.
Zobaczyli jak Jason Grace i jego podnóżki były pod bramami Star City.

- Cholera - wysapał Barry. - Gdyby nie dzicy...

- Jak teraz dotrzemy do miasta?

- Mnie pytasz? Serio? - Oliver wytrzeszczył oczy.

Myśl, Olie, myśl, pomyślał. Tak! Przecież ma w mieście siostrę! Problem z tym, że ona miała jakieś szczesnaście lat. Chociaż trzeba jej przyznać, że się zna na dyplomacji...
Wyjrzał zza kamień.

Grace siedział na koniu. Rozmawiał ze strażnikami wrót.

- Jak myślisz, gdzie mają wojska? - spytał Oliver.

- Pewnie za pagórkiem. Wątpię, żeby było ich tak mało - odparł.

- Barry, a co jeśli Imperator kazał splądrować miasto?

- Trzech ludzi nic nie zrobi - powiedział spokojnie, ale po chwili zrozumiał. - Chociaż Jason może zburzyć piorunami mury Twojego miasta.

Oliver wstał. Nie mógł pozwolić, by mieszkańcy tego miasta zostali bez dachów nad głowami. Nie mógłby sobie tego wybaczyć.
Nie patrzył do tyłu. Było mu obojętne, czy Barry za nim idzie.
Po chwili, Jason i reszta zauważyli go.
Podejście to do nich zajęło mu jeszcze minutę.

- Generale Grace, Kapitanie Danvers, Oktawianie - powiedział Oliver i skinął głową. - Na ile chcecie tu zostać?

- No cześć Oliver, pamiętasz jak parę lat temu się upiliśmy i obudziliśmy się na kompletnym odludziu? - spytał Oktawian z szerokim uśmiechem.

- Nie - odparł krótko po czym dodał. - Najwidoczniej za dużo wypiłem - uśmiechnął się lekko.

- Wystarczy - wtrącił Jason. - Oliverze, mamy misję od Imperatora która...

-Wiem o Waszej misji. Proszę, możecie tu pobyć - uśmiechnął się sztucznie. - Tylko niczego nie plądrujcie.

- Da się załatwić - powiedział Jason patrząc z ukosa na ludzi. - Nie przerywaj mi. Nigdy

- Jak sobie życzysz, Grace - odparł po czym się poprawił - Generale Grace.

Jason spojrzał się na strażników którzy klęczeli.

- Wstańcie i wpuście mnie i moją armię - Zażądał.

- Jaką armię - spytał Oliver.

Carol strzeliła promieniem z ręki w niebo, a potem zza pagórka wyjechała chmara rycerzy i wojowników.

- Aha, taką armię - mruknął.

Jason wjechał do zatłoczonego miasta.

KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz