8. Wyjście z przyjaciółmi
Mogłem się domyślać, że spotkanie Gavina ze znajomymi nie będzie wyglądać jak cywilizowana, kulturalna rozmowa. Naprawdę nie wiem czego po nim oczekiwałem.
Siedziałem przy barze i przyglądałem się pijanemu detektywowi, który widocznie opowiadał jakiś żart, ponieważ jego towarzystwo już po chwili ryknęło pijackim śmiechem.
Oczywiście próbowałem namówić mężczyznę na powrót do domu. Obiecałem mu nawet, iż pozwolę mu na poranną kawę, a jednak ten zapierał się i stawiał jak tylko mógł. Poczułem się nawet lekko urażony kiedy boleśnie uświadomił mi, że wolał w tamtym momencie towarzystwo kogoś, kto rozumie jego nietrzeźwy bełkot i jestem w tym barze niepożądanym obiektem.
Już od dłuższego czasu miałem ochotę na uświadomienie każdemu, kto zbliżyłby się do Gavina, że jest on mój. Dopóki egzystuję na tym świecie, nie pozwolę żeby istniał ktoś bliższy dla mężczyzny ode mnie.
Moje palce ścisnęły się mocnej na szklance tyrium, którą trzymałem. Do detektywa podeszła kobieta, która dotąd siedziała na drugim końcu baru i przyglądała mu się równie uważnie co ja. Jej skąpy strój przyciągał spojrzenia innych mężczyzn, a długie włosy powiewały za nią tworząc blond welon. Nie kryłem w swoim spojrzeniu obrzydzenia i wrogości kiedy śledziłem jej ruchy.
Kobieta usiadła na krześle obok Reeda i odgarnęła pojedynczy kosmyk, mrugając do niego jednocześnie. Resztkami sił powstrzymywałem się od podejścia do tego samego stolika.
Te tortury ciągnęły się w nieskończoność. Gavin się nie opierał, a blondynka jawnie z nim flirtowała. Wiedziałem, że gdybym się wtrącił, mężczyzna jedynie by mnie zwyzywał, a ja musiałbym znowu radzić sobie z jednym z urazów, które rozprzestrzeniały się po moim systemie jak wirusy. Reed prawdopodobnie jutro już o wszystkim zapomni, a ja będę udawać, iż nie powiedział pod wpływem alkoholu niczego co by mnie dotknęło.
W pewnym momencie kiedy ponownie spojrzałem na detektywa i kobietę, zamurowało mnie.
Może i on niczego nie będzie pamiętać, ale ja nigdy nie pozbędę się obrazu tej obleśnej blondynki całującej MOJEGO Gavina.
Nie chciałem krzyczeć i robić awantury. Reed nigdy nie nazwał mnie "jego". To jedynie moja wyobraźnia. Miał prawo całować się z kimkolwiek chciał, a ja miałem prawo na to nie patrzeć.
Wyszedłem z baru, pozwalając sobie na sekundę słabości i trzaskając drzwiami z całej siły.