~11~

157 18 19
                                    

11. Gdy jedno z nich jest chore/ w szpitalu.

Ludzie mogą mówić, iż androidy nie zaznają nigdy wartości i kruchości życia. Inni zawsze wiedzą swoje, a ich zdanie jest tym prawidłowym, jedynym i świętym. Czułem w tym momencie, że coś przechodzi obok mnie, a ja nie jestem w stanie tego zatrzymać. Nie starałem się nawet wyrazić tego słowami, ponieważ wiedziałem, że nikt mi nie uwierzy i uznają mnie za marną podróbkę ludzkiego istnienia, która wymyśliła sobie, iż ma emocje i uczucia.

Na zewnątrz traciłem tylko kontrolę nad niektórymi małymi usterkami, takimi jak nerwowe drganie powieki czy szybkie tupanie nogą w miejscu,  za to w środku wręcz rozpadałem się ze stresu. Moja dioda co chwilę zmieniała kolor z żółtego na czerwony, a ja powstrzymywałem się od niektórych, niezgodnych z normami społecznymi, zachowań.

Dlaczego nadal nie wiedziałem nic o stanie mojego partnera? Razem z oficer Chen czekaliśmy na wyniki całe popołudnie. Jedyną informacją jaką otrzymaliśmy było zapewnienie pielęgniarki, że zrobią wszystko co w ich mocy, aby detektyw wyszedł z budynku szpitala cały i zdrowy. Zdecydowanie mi to nie wystarczało.

Rana postrzałowa nie wyglądała na tyle groźnie abym musiał obawiać się o życie detektywa, ale to mnie i tak w żaden sposób nie uspokajało.

Wiedziałem, że wytykanie sobie samemu błędów po fakcie jest bezcelowe,jednak jak na przekór mój system informował mnie co chwilę o nowym możliwym wyjściu z sytuacji.

Mogłem wytrącić napastnikowi broń.

Mogłem odepchnąć Gavina.

Mogłem pierwszy postrzelić defekta.

Mogłem nawet zasłonić Reeda własnym ciałem.

W tamtym momencie chciałem uwolnić się od tych wszystkich męczących myśli. Gdyby tylko mógłbym zobaczyć się z Gavinem chociaż na kilka sekund.
Upewniłbym się, że nie ma do mnie żalui i wróci do mnie w jednym kawałku.

Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Przeszedł mnie dreszcz, ale zniknął bardzo szybko kiedy odkryłem, iż ręka nie należy do detektywa Reeda, a do oficer Chen. Minęło kilka godzin, a ja już tęskniłem za nim jakby wyjechał na miesięczne wakacje beze mnie.

-Zaraz wrócę, Nines.- szepnęła kobieta

Wstała z krzesła, a ja obserwowałem beznamiętnie jak znika za drzwiami damskiej toalety na końcu korytarza.

Czy ona też to przeżywała? Zachowywała się spokojnie, ale byłem wręcz pewien, że jeśli posiadałaby diodę, tak jak ja, świeciłaby krwistym czerwonym.

To zdumiewające jak ludzie potrafią czasami być bardziej opanowani niż maszyny. Może to przez ich doświadczenie z emocjami. Zdecydowanie musiałem się jeszcze wiele nauczyć.

***

-Państwo do... - doktor spojrzał na kartkę-... Gavina Reeda, tak?

Zerwałem się nagle, powstrzymując od innych gwałtownych i nieodpowiednich ruchów. W moje ślady poszła Tina.

-Tak. - potwierdziła kobieta znacznie się ożywiając

-Pan Reed potrzebuje odpoczynku, ale mogą go państwo zobaczyć z pewnej odległości, aby upewnić się, że czuje się już dobrze. - mężczyzna uśmiechnął się przelotnie i wskazał na drzwi za jego plecami

Przed nami ukazała się ogromna szyba odgradzająca nas od pomieszczenia, w którym leżał Gavin.
Spał, ale po przeskanowaniu go, z ulgą stwierdziłem, że jego organizm jest w stabilnym stanie.

Jego klatka piersiowa oraz ramiona owinięte były bandażami, a wokół łóżka, na którym leżał, rozłożona była
aparatura wskazująca parametry życiowe.

Wpatrywałem się w ten widok, powtarzając sobie ciągle, iż mężczyzna jest bezpieczny. Kątem oka widziałem szeroki uśmiech oficer Chen. Sam również pozwoliłem sobie na chwilę radości. Oparłem czoło i prawą dłoń o zimną szybę. Kąciki moich ust powędrowały w górę.

-Jeśli się pospieszysz, zrobię ci najlepszą kawę, jaką w życiu piłeś. - wyszeptałem na tyle cicho aby ani Tina ani lekarz tego nie usłyszeli






~Reed900~ Wyzwanie PisarskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz