+ Rozdział 6 +

712 67 26
                                    

Bastien

Coś mi nie pasowało w tym wszystkim. I nie chodziło mi o to, że nagle opiekę nade mną sprawuje jakiś przyjaciel moich rodziców, bo na dobrą sprawę, to nie byłem świadom, że moi rodzice mają jakichkolwiek przyjaciół. Nigdy nie słyszałem, żeby mówili coś, że idą na urodziny kogoś tam, albo, że tata idzie oglądać mecz do kogoś tam. Uznałem, po prostu, że albo ich nie mają, albo po prostu nie muszę tego wiedzieć, nie?

    Nie pasowało mi zachowanie moich rodziców, na jakiś czas przed ich wypadkiem... Byli jacyś inni. Bardziej drażliwi, unikali rozmów ze mną. Przez większość czasu ignorowali mnie, a kiedy pytałem, czy mamy jakieś problemu kazali mi iść się uczyć. Logiczne, że myślałem, że coś jest na rzeczy. A później przyjechała policja i dowiedziałem się, że nie żyją...

Czy tylko mi coś tutaj nie pasuje? Może mam paranoję, może ubzdurałem sobie, ale... Coś jest na rzeczy. Tylko co?

Jeśli moi rodzice mieli jakieś problemy, to Mephisto, jako ich przyjaciel może coś wie? Jednak obawiam się, że jeśli zacznę wypytywać o nich, to będzie mi kazał spadać, bo przecież jestem dzieciakiem, który nic nie rozumie. W dodatku sam Mephistopheles okazuje się być ciekawą personą. Sam nie wiem jak to określić, ale już podczas naszego pierwszego spotkania, wydał mi się tajemniczy, ale zarazem godną zaufania osobą. Dziwne nie?

– Już miałem iść cię szukać – mówi z uśmiechem kiedy wchodzę do kuchni połączonej z jadalnią. Nie powiem, że poruszanie się po posiadłości sprawia mi nieco problemów, bo nie jestem przyzwyczajony do poruszania się po takim domu. Jest ogromny! Zgaduję, że został zbudowany dobre kilkaset lat temu. Dziwne, że w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że w okolicy naszego miasta jest taka posiadłość... Cóż z informacji, które zdobyłem, a raczej znalazłem w sieci, to Mephistopheles Faust jest dość znaną osobą... I każdy chociaż raz musiał słyszeć w swoim życiu o facecie, który ma w garści większość rynku gospodarczego. Szkoda, że ja nigdy o nim nie słyszałem. Może dlatego, że niezbyt się interesuję tym, co się dzieje?

Jak dłużej pogrzebałem w sieci, to znalazłem inne osoby o imieniu Mephistopheles, łudząco podobnych do Fausta, różniło ich tylko nazwisko, historia i lata, w których żył. Jednak poza imieniem coś, było coś jeszcze, co ich łączyło – wszyscy mieszkali tutaj, a w niektórych artykułach padło nazwisko Moras. Brzmi znajomo?

Dobra, chyba jednak to paranoja... Ale sam już nie wiem, co mam myśleć.

– Wszystko w porządku? – pyta zmartwiony Mephisto. Ciekawe, czy od tego ciasnego związywania włosów nie boli go głowa?

– Tak, wszystko jest w porządku – nie jest to do końca prawda, ale nie jest to też kłamstwo. Mam zbyt wiele pytań, ale nie sądzę, bym zdobył na nie odpowiedź.

– Rozumiem... Jakbyś chciał porozmawiać, to z miłą chęcią cię wysłucham – posyła mi ciepły uśmiech.

– Będę o tym pamiętać... Pomóc ci w czymś? – pytam. Wiem, że Mephisto zbyt wiele ode mnie nie wymaga – głównie tego, bym nie sprawiał mu żadnych problemów. Całe szczęście, że nie jestem typem nastolatka, za którego on mnie wziął. Nie lubię imprezować, więc z tym nie będzie mieć problemów. Jedynym jego zmartwieniem, jakie mogę mu przysporzyć to moment kiedy będzie wzywany do szkoły, żeby mnie odebrać od szkolnej pielęgniarki, która stwierdzi, że oberwałem zbyt mocno i powinienem spędzić resztę dnia w domu.

Może powinienem go uprzedzić?

– Jesteś strasznie nieobecny... Naprawdę uważasz, że dasz radę pójść do szkoły jutro?

Z jednej strony cieszę się, że mogę zostać kolejny dzień, ale z drugiej im dłużej nic nie robię, tym bardziej szukam dziury w całym. Doszukuję się jakichś spisków; dopowiadam sobie historie do rzeczy, które nie zostały wyjaśnione.

– Pójdę – informuję go. To miłe z jego strony, że nie traktuje mnie jak zbędny balast. A nawet jeśli tak jest, to potrafi dobrze to ukryć.

– W każdej chwili możesz zmienić zdanie – oznajmia i odwraca się w moją stronę – Nałożysz sobie? – pyta.

– Jasne – nie mam dwóch lewych rąk, by musiał mi usługiwać – A ty nie jesz?

– Jestem nieco zajęty, więc zjem później – mówi.

– Skoro jesteś zajęty, to mogłem sobie sam zrobić coś do jedzenia – nie żebym potrafił gotować, ale... Coś prostego dałbym radę zrobić!

– I przy okazji puściłbyś mi z dymem całą kuchnię, podziękuję jednak – uśmiecha się wrednie. Aż tak widać, że jestem beznadziejny w gotowaniu?

****

Mephisto zawiózł mnie do szkoły, całe szczęście, że zrezygnował ze swojego luksusowego auta, a podwiózł mnie jakimś mniej wyróżniającym się samochodem. Wolałbym jednak nie chwalić się, że zamieszkałem z rozpoznawalną osobą. Oczami wyobraźni już widzę to jak nagle każda osoba staje się moim dobrym przyjacielem, bo nagle się okaże, że mam jakieś kontakty i nie jestem takim przegrywem?

– Przypominam ci, że do domu wracasz taksówką – mówi i podaje mi pieniądze na taksówkę. Kiwam grzecznie głową.

– Nie radzę kombinować – ostrzega mnie – Postaram się jakoś zmienić mój grafik, tak bym mógł też cię odbierać ze szkoły.

– Ale... – próbuje zaprotestować. Dlaczego jest on dla mnie taki dobry? W ogóle mnie nie zna!

– Bądź cicho – upomina mnie – Twoi rodzice powierzyli mi opiekę nad tobą i nie mogę ich zawieść. Szczególnie twojej matki. Myślisz, że byłaby zadowolona z tego, gdybym ignorował twoje istnienie przez cały czas?

Dobra, tutaj mnie ma. W końcu rodzice mu ufali na tyle, żeby powierzyć mu opiekę nade mną.

– A teraz zmiataj do szkoły, zanim się spóźnisz – pogania mnie. Wychodzę z auta i kieruję się w stronę szkolnej bramy. Tak bardzo mi się tutaj nie chciało być. Nie lubiłem ani swoich rówieśników, ani nauczycieli.

Nie interesowało mnie prowadzenie ciekawego szkolnego życia, po prostu chciałem skończyć już szkołę średnią i mieć już spokój.

Uważnie rozglądałem się po szkolnym korytarzu, nie chciałem wpaść na nieodpowiednią osobę i skończyć z krwawiącym nosem, bo byłem na tyle taką ofermą, że nikt nie trudził się z rzucaniem wyzwisk w moją stronę.

– Możemy porozmawiać Bastienie? – zaczepia mnie nauczyciel fizyki, będący również vice dyrektorem. Kiwam głową i idę za nauczycielem.

Czy coś zrobiłem? Jestem o coś podejrzany? Szkoła chyba powinna zostać poinformowana o mojej sytuacji.

– Przyjmij moje wyrazy współczucia – mówi fizyk kiedy otwiera swoją klasę. W odpowiedzi tylko kiwam głową. Jak mniemam to będzie zwykła pokrzepiająca rozmowa. Nie miałem jednak zamiaru brać do serca złotych rad fizyka, na pewno nie mówi tego z troski o mnie, a tylko po to, by mieć czyste sumienie. Czy ktoś cokolwiek zrobił w kierunku ukarania moich oprawców? No tak... Nie przyłapano jeszcze moich oprawców na niczym złym, prócz palenia fajek na przerwach i podglądaniu dziewczyn przebierających się w szatni na wf. Żałosne...

– Czy to wszystko? – pytam nieco zirytowany, że nauczyciel zabrał mi ostatnie minuty do dzwonka i teraz jeszcze byłem spóźniony na lekcję.

– Oczywiście, Bastienie, do zobaczenia na lekcji – oznajmia, a ja wychodzę z pomieszczenia.

To chyba będzie trudny dzień.


The Divided HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz