+ Rozdział 18 +

663 71 37
                                    

media: Van Canto - Lost Forever (acustic version)


Mephistopheles

– Kim jest Victor? – powtarza swoje pytanie, w jego zielonych oczach dostrzegam zawód. Pewnie nie tego się spodziewał, ale przecież ani razu nie dałem mu, do zrumienia, że mogę czuć to samo co on. To widać, aż za bardzo widać.

Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć?

Właśnie dlatego nie chciałem przypominać sobie jego imienia, bo tylko wtedy potrafiłem trzymać wszystkie uczucia w szachu

– Po co się pytam – mówi kpiąco – Logiczne, że to twój jakiś były... Kto dałby drugiemu facetowi takie coś? – mówi, w jego oczach czai się sporo bólu. Nie chciałem go ranić, jednak moje zachowanie można odczytać w dość jednoznaczny sposób – że wciąż kocham Victora. Oczywiście, że go kocham, ale Bastien też nie jest mi obojętny. Chciało mi się śmiać, ta sytuacja była absurdalna.

– Wciąż go kochasz, prawda? – pyta, a ja delikatnie kiwam głową. Chociaż w tej sprawie postaram się nie kłamać, a przynajmniej nie więcej niż to konieczne.

– Rozumiem – mówi cicho i zaczyna wycofywać się z mojej sypialni. Chciałem go zatrzymać, powiedzieć, że się myli, że wciąż ma szansę, ale nie mogłem... Jeśli pozwolę mu na to, to oboje będziemy cierpieć, a najbardziej on. Nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę, by czuł to samo, co ja po tym jak Victor zakończył nas związek. Nie mogę...

   Podniosłem z podłogi wisiorek, Bastien upuścił go w momencie kiedy potwierdziłem swoje uczucie do Victora. Zacisnąłem dłoń na nim.

Tak jakby, popsułem wszystko? Bastien nie będzie już zachowywać się przy mnie tak swobodnie jak wcześniej.

(....)

Z okazji zaręczyn przyszłej głowy rodu – Victora Moras'a – został zorganizowany bal. Dwa tygodnie wcześniej Victor poinformował mnie, że nie możemy już dłużej tego ciągnąć. I chociaż mówi to z ogromnym smutkiem, to w żaden sposób nie mogłem sprzeciwić się jego decyzji. To dla naszego dobra. Zbliżały się jego dziewiętnaste urodziny, więc to był ten czas kiedy powinien myśleć o swojej przeszłości. Jego ojciec wcześniej przyprowadzał kandydatki na przyszłą żonę, ale Victor skutecznie ucinał te rozmowy, uznając, że przyjdzie czas. I przyszedł. Nie mogłem go winić – wiedziałem, że pewnego dnia w posiadłości pojawi się kobieta, która będzie jego przyszłą żoną, aczkolwiek myślałem, że mimo wszystko... Wciąż będziemy razem. Jednak z każdym dnie rosły szanse, że ktoś nas nakryje i cała sielanka się zakończy. Poza swoim sercem mogłem mu tylko ofiarować nieśmiertelność, ale to by łamało wszelkie umowy zawarte między rodami. Musiałem się pogodzić z tym, że tak już będzie, że między nami nie będzie już nic więcej.

Victor wraz ze swoją narzeczoną podeszli do mnie, właściwie to podeszli do Roel'a, ojca Victora i mojego obecnego Pana.

Ojcze – powiedział uprzejmie Victor, delikatnie uśmiechając się w stronę ojca, chociaż to był niewielki ruch, prawie niemożliwy do zobaczenia, to Victor również uśmiechnął się do mnie. Roel jest surowym ojcem, prawie nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechał do... kogokolwiek. Zwykle moi Panowie nie mieli nic przeciwko temu, bym był blisko ich dzieci, w końcu i tak pewnego dnia nasze drogi miały się skrzyżować, więc chyba lepiej, żebyśmy byli przyjaciółmi? Ale nie Roel, on tego nie chciał. Uważał mnie za narzędzie, a narzędzie nie zasługuje na nic innego. I to też próbował wpoić synowi.

Jeśli pozwolisz Panie – zwracam się w stronę mojego Pana – Oddalę się – po prostu nie chciałem być blisko Victora. Chyba nie potrafię udawać na dłuższą metę obojętności w stosunku do mojego ukochanego.

Idź – powiedział chłodno, a ja szybko znikłem z zasięgu jego oczu, nie mogłem wyjść z sali, więc przechadzałem się wśród gości. Narzeczona Victora pochodzi z mniejszego rodu, oni też jak Morasowie posiadają kogoś takiego jak ja... Ale nie są tak silni, więc potrzebuj sojuszu. A małżeństwo to najszybsza forma zawarcia sojuszu. W dodatku śluby między wtajemniczonymi rodami są prostsze – nie trzeba niczego tłumaczyć.

Kiedyś będę mieć cię tylko dla siebie Victorze – mówię do siebie.

(....)

Westchnąłem głośno, kolejne wspomnienie i znów Victor. Los chyba zakpił sobie ze mnie. Kiedy mówiłem, że będę mieć Victora tylko dla siebie, to nie miałem na myśli tego, że po kilkuset latach spotkam identyczną kopię mojego ukochanego. Długo się zastanawiałem jak to w ogóle możliwe, bo jednak minęło kilkaset lat, to nie możliwe, żeby był podobny do swojego przodka, żyjącego kilkaset lat wcześniej! A tu proszę! Idealna kopia! Każdy Moras był inny, jedyny w swoim rodzaju, nie potrafię sobie przypomnieć, nieważne ile minęło lat, zawsze się wyróżniali.

A Bastien miał wypisane na twarzy kłopoty kiedy zdałem sobie sprawę z ich podobieństwa.

Mój telefon wydobył z siebie dźwięk, informując mnie o wiadomości.

Pewnie to Aia, albo Cecine, po prostu któraś z nich, pewnie mają jakieś informacje i muszę z nimi się spotkać. Niechętnie też wziąłem telefon do ręki, by przeczytać wiadomość. W ostateczności to mógł być nawet Magnus, który postanowił poinformować mnie, że mam przesrane, bo już zna całą prawdę.

Nowa wiadomość od: Bastien

Wychodzę i nie wróce na noc

Prychnąłem pod nosem czytając wiadomość od Bastiena. Chyba go pogrzało, że gdzieś pozwolę mu iść? Przykro mi, ale nie. Może gdyby łaskawie miał wrócić na noc, ale w tym przypadku? Nie ma najmniejszych szans!

****

Wybiegłem z posiadłości, mając nadzieję, że Bastien wciąż jest na jej terenie. Nawet gdyby zamówił taksówkę, to ta i tak zatrzymałaby się przed bramą, więc jest szansa, że wciąż jest. Zresztą nawet gdyby zdążył mi zwiać, on myśli, że go nie znajdę?

– Bastien! – krzyczę, dostrzegając nastolatka. Tak jak myślałem, kierował się do bramy.

Nastolatek zatrzymuje się i odwraca głowę w moją stronę, wygląda, jakby obliczał swoje szanse na ochrzan.

– Przecież ci napisałem, że wychodzę i nie wrócę na noc... Czego ty chcesz? – fuczy. Zabijcie mnie, po prostu zabijcie! Wbijcie kołek umaczany w wodzie święconej, prosto w serce. Albo lepiej, coś złotego umaczanego w wodzie święconej, zasługuje na wieczne tortury.

– Przepraszam Bastien – mówię i zmniejszam odległość między mną, a nastolatkiem. Łapię jego twarz w swoje dłonie i przyciskam swoje usta do tych należących do niego.

Co ja robię?

Dlaczego go całuję?

Ale to jedyny sposób, by zatrzymać go przy mnie, żeby nie musiał się bać, że obdarzył mnie uczuciem. Że ja też czuję to samo.

Nastolatek się nie opiera i odwzajemnia mój pocałunek. Przysuwam go bliżej siebie.

– Mephisto... – powiedział i odsunął się ode mnie, mimo wszystko wciąż pozostawał w moich ramionach.

– Wróćmy do środka – proszę go – I tam wyjaśnijmy sobie wszystko – dodaję.

Wiem, że to, co robię, jest strasznie niebezpieczne. Jeśli Magnus dowie się, że mam kogoś, kogo kocham, zrobi wszystko, by mi tę osobę odebrać, wykorzystać ją jako kartę przetargową. Gdyby Bastienowi groziło niebezpieczeństwo, a jedyny sposób, by go uratować to zbratanie się z wrogiem – zrobiłbym to. Jednak byłbym bezsilny w momencie poznania jego prawdziwej tożsamości.

Bastien nie protestuje, tylko pozwala się zaprowadzić z powrotem do posiadłości.

Przepraszam, Ellen, ale chyba zawiodłem w ochronie twojego syna. 


The Divided HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz