+ Rozdział 24 +

591 63 5
                                    

Mephistopheles

Bastien zachowywał się, tak jakby pogodził się z całą prawdą, ale wiedziałem, że w głębi duszy nie rozumie niczego. W końcu, przez szesnaście lat, żył w kłamstwie. Nie chcę potępiać decyzji Ellen, bo przecież chciała go chronić, nie chciała go skrzywdzić. Nie chciała, by jej syn żył w taki sam sposób, w jak ją wychowano. Aczkolwiek teraz jest już za późno, Bastien zna prawdę. I czy chce, czy też nie został wciągnięty w tą całą potyczkę, a psy Magnusa doniosą mu o tym, że ktoś jeszcze był ze mną... Nie rozumiem tylko dlaczego Magnus wciąż nasyła na mnie swoje psy, czy nie powinien mnie już zabić? A może wciąż się łudzi, że przyjmie jego propozycję? A może czeka, by zebrać jak najwięcej informacji, bym znalazł się pod ścianą? I nawet nie próbował mu odmówić? Oczywiście mógłbym go wtedy zabić, ale wtedy ściągnąłbym na siebie gniew Laury de Lucy, która wtedy bez wahania urwałaby mi łeb. Nie mogę zabić osobiście Magnusa, ale nie mogę też prosić o to Ciciene i Aii. Nie mogę. Są moją rodziną, więc to nie wypada. Stworzyć sobie małą armię wampirów, by pozbyć się kogoś? Bez przesady, dlaczego miałbym niszczyć komuś życie nieśmiertelnością? Gdyby nie to głupie zobowiązanie, że Pierwszy nie może zabić Pierwszego już dawno bym, pozbył się Magnusa... A może... To dość ryzykowny pomysł i pewnie zostanę wyśmiany, ale jeśli de Luca zechciałaby mnie wysłuchać, to... Mógłbym wygrać? I mieć Bastiena przy sobie i nie bać się o jego życie? W końcu jeśli Laura stanęłaby po mojej stronie, Magnus nie miałby nic do powiedzenia, przecież zdaje sobie sprawę, że wystarczy słowo wampirzycy, by zmiotła go i cały ród do trzeciego pokolenia wstecz.

Ale ile miałbym pewności, że w ogóle byłaby zainteresowana moją ofertą? Nawet gdybym oddał jej wszystko, co mam, to ona i tak nie byłaby zainteresowana i zapragnęłaby czegoś, co spowodowałoby, że nie byłbym taki pewny, czy warto. Teraz nie wiem, które zło wybrać – to w postaci Magnusa, czy to w postaci Laury de Lucy.

– O czym tak dumasz? – pyta Bastien wychodząc z łazienki, susząc włosy ręcznikiem. Wyglądał też zaskoczony tym, że jestem w jego pokoju.

– I co tak właściwie robisz w moim pokoju? – dopytuje się.

– Wolę mieć pewność, że nikt mi cię nie ukradnie w nocy – uśmiecham się. Nie chcę ryzykować, że Magnus pośle swoich ludzi, by porwać Bastiena i użyć go jako karty przetargowej. Nie sądzę, by normalne negocjacje z Magnusem były dobrą decyzją, więc dlatego chcę negocjować z Laurą.

– Okej... – mówi, chociaż próbuje brzmieć na wyluzowanego, to słabo mu to idzie – Więc o czym tak myślałeś? – zmienia temat, siadając po turecku na łóżku. Podnoszę się do siadu i wzdycham głośno.

– Myślę co zrobić, negocjacje z Magnusem mogą być niemożliwe. Pozostaje mi jeszcze spróbować negocjować z Laurą de Lucą i modlić się do wszystkich znanych mi Bogów, że nie wyśmieje mnie i zgodzi się nam pomóc.

– Ogólnie to nie łapię tego jak to wszystko działa, ale chyba nie może być taka straszna...?

– Pudło, gdyby chciała, to już dawno zmiotłaby mnie i Magnusa w każdej sekundzie. Jej wampirza armia jest zbyt silna, dlatego lepiej nie podpadać jej i słuchać się jej. To w końcu jej pomysł z tym by nie Pierwsi się nie zabijali nawzajem – mówię.

– To głupota – komentuje Bastien – Ta zasada, bo nie możecie wy zabić bezpośrednio drugiego, ale taki Magnus już może wysyłać swoich, by to zrobili...

– A no... Mówiłem ci, że te wszystkie potyczki już dawno straciły jakikolwiek sens.

– Czy ta Laura mogłaby jakoś pomóc? – pyta Bastien.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem. Jeśli zgodziłaby się to... Może udałoby się nam wieść w miarę spokojne życie – nie chcę dawać Bastienowi złudnych nadziei, że rozmowa z Laurą coś da. Nawet nie mam pojęcia, czy nie uzna mnie za szaleńca.

Chcę spróbować wytłumaczyć jej, że Bastien nie ma zamiaru toczyć żadnych sprzeczek z innymi rodami, skoro przez szesnaście lat nie miał pojęcia o niczym, to teraz nic się nie zmieni, a ja mam zamiar ślepo podążać za jego ideałami. Wiem, to żadna gwarancja, że coś się nie zmieni. W ostateczności mogę dać jej pierścień rodowy Morasów i dobrowolnie podać się panowaniom de Lucy... Co byłoby plamą na moim honorze, bo przysięgałem wierność Morasom... Ale gdybym nie miał wyjścia?

****

Rano poszedłem do swojego gabinetu, by napisać list z prośbą o spotkanie z Laurą i przedstawicielem rodu de Luca. To trochę tradycjonaliści, więc jak napiszę im, odręcznie, list to może spojrzą nieco przechylnie na moją prośbę? Przynajmniej nie będzie, że nie próbowałem. Jeśli to nie wyjdzie, to zacznę podróżować z Bastienem po całym świecie – zostanie tutaj, będzie niebezpieczne. Powinienem już tak zrobić wcześniej i nie patrzeć na zdanie Bastiena.

Kiedy kończyłem pisać list do gabinetu przyszedł zaspany Bastien.

– Zaspałem – mówi, zakładając dłonie na piersi.

– Yhym – mamroczę w odpowiedzi.

– Do szkoły – dodaje.

– I? Głupi jesteś? Od tej chwili obowiązuje cię całkowity zakaz wychodzenia z posiadłości. Nawet do szkoły – nie mogę tak ryzykować. Po prostu nie mogę.

Bastien uśmiechnął się na wieść, że nie musi chodzić do szkoły.

– Co robisz? – pyta i podchodzi do mnie. Zagląda mi przez ramię, czytając treść listu.

– List? Rozumiem, Mephisto, że jesteś wampirem i jesteś... dość stary, ale wyglądałeś na kogo ogarniającego współczesną technologię... – Bastien próbuje zakpić z tego.

– De Luca są dość tradycjonalni i uznałem, że tradycyjny list może nabije nieco punktów w rozpatrzeniu naszej sprawy.

– Naszej? – pyta zdziwiony Bastien.

– Tak, naszej... Chyba nie sądziłeś, że to cię jakoś ominie. Chcąc nie chcąc poznałeś prawdę i teraz to również twoje brzemię – tłumaczę mu.

– Ale przecież... Ja nie chcę takiego życia. Przecież nie nadaję się na głowę rodu...

– Wiem, Bastien.

Nastolatek przez jakiś czas milczał, pewnie nie wiedział co powiedzieć.

– Chcesz o coś zapytać? To pytaj... Nie ma sensu już ukrywać niektórych rzeczy przed tobą – mówię.

– Powiesz mi coś więcej o Victorze? – pyta. Domyślałem się, że prędzej czy później będzie pytał o Victora.

– Victor Moras... Był twoim przodkiem i moim kochankiem kilkaset lat temu. W tamtych czasach nasz związek nie był widziany zbyt dobrze, a mimo wszystko spotykaliśmy się w tajemnicy przed wszystkimi, aż w końcu uznał, że lepiej będzie kiedy będziemy podążać za tym, co jest nam przeznaczone.

– Czyli chcesz mi powiedzieć, że mój przodek cię rzucił, a ty musiałeś jak ten wierny pies być przy nim, mimo że wciąż go kochałeś? A nawet kochasz wciąż? – pyta i przytula się do mnie – To okropne – dodaje.

– Teraz mam ciebie – uśmiecham się i całuję go w skroń.

– Tak, a ja cię nie zostawię.



The Divided HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz