+ Rozdział 12 +

664 74 22
                                    

Mephistopheles

Trochę mi zeszło z dorwaniem wszystkich nazwisk nastolatków, którzy kiedykolwiek obrażali Bastiena, ale po dwóch miesiącach miałem wszystkie nazwiska. I mogłem zająć się nimi wszystkimi. Dobra, kogo ja próbuję wkręcić? Oczywiście, że nie dam rady zająć się wszystkimi. To prawie większość szkoły! Doprawdy, jestem zażenowany tym wszystkim, bo Bastien nic nie zrobił, oprócz tego, że jest gejem. Jednak ze swoich obserwacji, wiedziałem kto najczęściej stoi za pobiciami Bastiena i to im należał się, srogi wpierdol. To znaczy, poważna rozmowa, wpierdol, będzie, jak nie uda, mi się przemówić do ich, ograniczonego, umysłu.

     Wyszedłem z auta, widząc moje ofiary. Doprawdy długo kazali mi na siebie czekać. Pierwsi do bicia, ale jak trzeba spierniczyć ze szkoły, to już tacy szybcy. Głupie gówniarze! Powinni dostać po ryju, chociażby za to, że kazali mi czekać! Jestem za stary na takie coś!

Wlekę się za nastolatkami, wolałem to zrobić na osobności. W końcu gówniarze udali się na plac zabaw, przy okazji płosząc bawiące się tam dzieci. Kretyni...

– A ty czego tu?! – jeden z nich, jeśli dobrze pamiętam, Max odzywa się do mnie, reszta zaczyna się śmiać. Boże, aż tak nisko upadłem?

– Gadać nie umiesz?! – krzyczy.

Nie poruszyłem się, ani też nie odezwałem, pozwoliłem sytuacji się rozwinąć.

– Ty, to nie jest jakiś zboczeniec? – rzuca ze śmiechem inny. Ciekawe czy im będzie do śmiechu, jak będą zbierać swoje zęby. Nastolatkowie zaczęli coś do siebie szeptać, głównie o tym, by spuścić mi taki wpierdol, że rodzona matka mnie nie pozna. Zabawne, bo mam podobny zamiar. Oczywiście kiedy negocjacje nie pójdą pomyślnie. Może najpierw wpierdol, a później negocjacje?

Max – jako przywódca bandy debili – zaatakował mnie jako pierwszy. Złapałem jego rękę nim, w ogóle pomyślał o tym, by zadać cios. Popchnąłem nastolatkiem mocno, tak, że gdyby nie koledzy leżałby na ziemi. A szkoda.

– Macie się odczepić od Bastiena – mówię. Nawet nie próbowałem być miły. To nic by nie dało.

– A ty co, facet jego?! – Maxowi chyba wciąż było za mało, więc szybko znalazłem się przy nim i chwyciłem go za fraki, unosząc do góry.

– Mówię poważnie – ostrzegam go – Trzymacie się od niego z daleka, albo pomorduję was wszystkich, każdy, kto chociaż raz uderzył Bastiena, będzie czekać taki los.

– Myślisz, że się boimy cię, świrze? – kolega Maxa próbuje grać chojraka, ale jego głos drży ze strachu. I bardzo dobrze.

– Och, bo się poskarżycie mamusi? Nie rozśmieszaj mnie chłopcze – uśmiecham się, a tak przypadkiem moje kły się wysuwają. Tak przypadkiem.

– Co jest kurwa?! – wydziera się Max.

– To jest ostrzeżenie, trzymacie się z daleka od Bastiena i milczycie, a wszyscy będziemy szczęśliwi – mówię i upuszczam nastolatka, który wydaje głośny jęk. Były negocjacje? Były. Był wpierdol? No też był, więc mogę wracać.

Jestem przekonany, że teraz nikt nie będzie niepokoić Bastiena. Ci durnie, wiedzą, że już przegrali, ba! Nawet będą dbać – jak pokorne owieczki – by nikt nie tknął Bastiena. I cały problem rozwiązany, teraz tylko dbać, by Bastien nie poznał prawdy i trzymać resztę wampirzego świata od nastolatka i po problemie.

Dumnym krokiem wróciłem do auta i odjechałem spod szkoły.

****

– Co jest? – pytam zaniepokojony. Bastien od kilku dni chodzi nieobecny. Powoli zacząłem podejrzewać, że jednak ktoś dowiedział się o jego istnieniu i wyznał mu prawdę. To dość niekorzystne, ale skoro się stało to nawet dobrze.

The Divided HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz