Cześć! Nazywam się Rosaline Lake i mam brata, którego szczerze nienawidzę. Ze swoją zajebistą elitą poniżał mnie i bił. Więc uciekłam. Teraz jestem szefową gangu White Cross , a członków gangu mogę śmiało nazwać moją nową rodziną. Jednak...przejdźmy już do historii!
Wstałam dzisiaj dosyć wcześnie, ponieważ o 7.13. Był piątek, więc musiałam wstać do szkoły. Podniosłam się z łóżka i wzięłam moje wcześniej przygotowane ubrania, są to białe rurki i czarny top z napisem na świecie jest 7 planet, 294 krajów, a ja muszę patrzeć akurat na twój ryj i jakąś przepaskę. Umyłam się szybko, pomalowałam wyraziście i skierowałam się do drzwi. Zeszłam z schodów na dół i szybko pobiegłam do kuchni, ponieważ zobaczyłam jak Roy ( taki jeden chłopak z gangu ) i Ash próbują zrobić śniadanie.
- Chłopaki? Co tu się dzieje!? - zapytałam, podbiegając i gasząc mały płomyk ognia, który zaczął podpalać włosy jednego z tych jełopów.
- Ros...bo my chcieliśmy zrobić ci śniadanie. - powiedział Roy.
- A nie mogliście zrobić mi na przykład gofrów? Przynajmniej byś teraz nie miał spalonych włosów. - zaproponowałam. - Ty idź się umyć, a ty Ash się szykuj do szkoły!
Posprzątałam wylane składniki, a z tego, co zostało zrobiłam normalne naleśniki. Ash podał mi dwa talerze, na których po chwili były po trzy naleśniki. Wyjęłam jeszcze dżem oraz nutellę i usiadłam na krześle w jadalni.
- I co? Teraz lepiej, prawda? - zapytałam, widząc jak mój braciszek ( bo tak go czasami nazywam) je naleśniki z prędkością światła.
- Yhy... - odpowiedział z naleśnikiem w buzi. - Ros...
- Hm...? - zapytałam.
Zamyślił się na chwilę, przełknął naleśnika i powiedział:
- Wiesz...jednak w szkole ci powiem.
Odłożyłam pusty talerz do zmywarki, a potem zrobiłam sobie kanapki. Wkładając je do śniadaniówki mojej i Ash'a po dwie kanapki z szynką i nutellą, odpowiedziałam ciche:
- Aha...okej.
* 20 minut później *
Jesteśmy już pod szkołą. A raczej pod budą pustych laleczek i latających za nimi debili. Podeszłam z Ash'em ściany szafek i schowaliśmy tam niepotrzebne książki. Pierwszą lekcją była ta zaklęta matma.
* cztery lekcje później *
- Ash, do cholery! Miałeś mi coś powiedzieć! - krzyknęłam do chłopaka.
- Aha... Nie spodoba ci się to. - powiedział smutno. - No bo... MusiszwyjechaćdobratadoMeksyku. - powiedział jednym tchem.
- Kurwa, co?! Nie. Nie i NIE! Nie wracam do tego debila! - krzyknęłam. - Chociaż mi powiedz, dlaczego.
- No bo... taki jeden gang Niepokonani chce cię zabić.
Super. Muszę wyjechać do znienawidzonej osoby, ponieważ jakiś jebany debil chce mnie zabić? To już lepiej wolałabym pójść do tego chuja i mu przyjebać. Zrezygnowana powiedziałam:
- Idę do bazy. Jak chcesz to możesz zostać, jak nie to możesz ze mną pójść. O której mam lot? - krzyknęłam odchodząc.
- Jutro o 13.30! - odkrzyknął.
Szłam ulicami pięknego miasta, które widzę po raz ostatni...przynajmniej na razie. Gdy doszłam do domu, rzuciłam plecak w kąt pokoju, znalazłam tego jełopa na Messengerze i zadzwoniłam. ( ~ Rosaline, - Jack )
- Halo...?
Cisza.
- Halo...?
Znów nic.
~ Cześć, Jack...
- R-rosaline...? Siostrzyczko, nie wiesz ile cię szukałem! Dlaczego dzwonisz?
~ Chciałabym przyjechać do ciebie na jakiś czas. Nie wiem... 2 - 3 miesiące...?
- D-dobrze...o której masz lot?
~ Gdzieś tak o 13.30, jutro. Czyli będę około 16.00.
- Okej. To do zobaczenia!
~ Do zobaczenia...
W oddali usłyszałam, jak krzyczy:
- Chłopaki, Ros przyjeżdża!
- Ta gruba świnia?!
I się rozłączył...
~ Się zdziwisz braciszku... się zdziwisz. ~ pomyślała.
Następnego dnia
Dzisiaj wstałam wyjątkowo późno. Ubrałam się, umalowałam i był już czas, bym wyjeżdżała... Zjadłam w przelocie śniadanie, po czym czekałam jeszcze na pożegnanie.
- Czyli jednak wyjeżdżasz... - powiedział smutno Roy. - Ale wiesz, że... - pokazał mi ubranie.
- Co?! Wiecie, że za żadne skarby nie założę tego czegoś! - pokazałam na stary sweter. - I moje kochane autka mają być na miejscu, tak jak moje motorki. Aha, Rex, Shadow, do mnie! - krzyknęłam.
- Okej. Twoje autka i motorki będą na miejscu. W wyścigach jak chcesz, to też możesz brać udział. I...dobra. One - wskazał na psy. - też mogą jechać.
- Mamy jeszcze niespodziankę. - powiedział Harry. - za niedługo kupujemy willę na ulicy twojego braciszka. Więc możesz na nas liczyć.
Pożegnanie z nimi było koszmarnie ciężkie. Jednak się udało. Po kilkunastu minutach łamiąc przepisy dojechałam na lotnisko. Zostawiłam moje autko i udałam się na odprawę. Cieszyłam się, że na parkingu w Meksyku będzie stać moja kochana Tesla.
- Samolot nr. 456 do Meksyku startuje. Proszę zapiąć pasy.
~ Przygotuj się na koszmar...braciszku. ~ pomyślałam, i uśmiechnęłam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~
727 słów
I jak? Fajny rozdział? Piszcie w komentarzach! Przepraszam za wszelkie błędy.
CZYTASZ
~~ Bad Girl ~~
ActionRosaline kilka lat temu była wyśmiewana przez swojego brata i jego elitę. W wieku 13 lat ucieka z domu i nagle znajduje ją obcy mężczyzna, który proponuje dołączenie do gangu. Dziewczyna przyjmuje zaproszenie i przeprowadza się do wielkiej willi gan...