Rozdział 10.

272 6 0
                                    

- Co się tam stało, do cholery?! - krzyknął Peter.

   No tak. Wiedziałam, że nie wymigam się od rozmowy. No bo kto normalny zamiast się uratować i przeżyć ryzykuje swoje życie, by na końcu dowiedzieć się praktycznie niczego? No...taka mała niespodzianka. Ja nie jestem normalna. Nawet nie próbuje być normalna, bo to mi po prostu w chuj nie wychodzi. Wracając, siedziałam na najwygodniejszej kanapie na świecie i jadłam lody. 

- Spokojnie Peter - odpowiedziałam. - już mówię. No więc tak. Liam miał jeździć przecież po mieście, jak normalna ciężarówka. A on pojechał nad urwisko, poza miasto. Więc musiał coś kombinować. Gdy byłam już na siedzeniu pasażera, zauważył mnie i nazwał suką. Na co ja się zapytałam: o co ci, do cholery chodzi?. Zaśmiał się na moje słowa i powiedział: chciałem, byś do mnie przyszła.. Po chwili wyskoczyliśmy z urwiska, krzyknął: żegnaj! i wyskoczył z ciężarówki. Ja też wyskoczyłam. Obydwoje wylądowaliśmy na kamiennej półce. Zaczęliśmy się wspinać na górę, aż w końcu dotarliśmy. Podeszłam do niego i zapytałam: no i na co ci to było, skurwielu?, a on odpowiedział: na to, by udowodnić ci, że jesteś głupia.W środku zabranej przez was skrzyni była atrapa broni palnej. Wiedziałem, że zawsze będziesz głupia. Żadna z ciebie szefowa. i się zaśmiał. Odpowiedziałam mu, że go znajdziemy i dopilnuję, żeby zdychał w piekle, skurwiel jebany.. Potem podniosłam go i poddusiłam. Odchodząc krzyknęłam: jeszcze się spotkamy...zdrajco!, a on odkrzyknął: wzajemnie, pierdolona suko!. Krócej mówiąc - mamy atrapę, więc odwołajmy wymianę broni.

Chłopacy westchnęli.

- Sprawdziliśmy, faktycznie nie ma broni. - odezwał się Roy. - Jakieś inne pomysły?

   Wstałam z kanapy i podeszłam do aneksu odstawić lody.

- Ja mam jeden pomysł. Ale tylko dla mnie. Włożyłam mu do kostiumu nadajnik, gdy go podduszałam. Znajdę go z pomocą John'a i zabiję skurwiela. Nie ma bliskiej rodziny - sam ją zabił, więc nikt nie będzie za nim tęsknił. Wezmę najlepsze noże, pistolety i inne potrzebne przybory do zabicia go. Zaczynam jutro po szkole. Nie oczekuję sprzeciwu, zrozumiano?

Popatrzyli po mnie.

- Ale...nie możesz. Nawet jeśli go zabijesz to co ci to da? Przecie- - zaczął Harry, jednak szybko i skutecznie mu przerwałam:

- Pierdol, pierdol i tak cię nie posłucham. Słuchaj, możesz pierdolić bardzo długo o tym, że nie warto i tak dalej, jednak ja i tak to zrobię. Żadna ze mnie szefowa, jeśli nie zabiję zdrajcy, rozumiesz? 

Kiwnął głową.

- To dobrze. Rozejść się - zwróciłam się do innych. - Jak coś, to jestem u brata.

Wyszłam z willi. 

   Nic na to nie poradzę, że ja nie odpuszczam. Jutro pójdę do sali komputerowej w willi naszego gangu i znajdę skurwiela. Nie ucieknie mi, choćby nie wiem co. Zabiję go. Nie pozwolę mu, by rozgłosił kto jest szefową gangu. I tak pewnie coś już rozpowiedział. Boję się, że zarobi nam kłopotów. Ale ja nie dam rady? Smutne jest to, że ja debilowi ufałam. i chociaż nie zwierzałam mu się ze wszystkiego czasami nazywałam go bratem.

- W-wróciłam! 

  Zaraz wszyscy się zbiegli wokół wejścia. Nie dziwię im się. Obiecałam, że będę około 21, a przez tego skurwiela wracam po 21. Kiedyś by mi to nie przeszkadzało, ale jak jestem zmęczona, to naprawdę godzina bieżąca, czyli 21.42 jest północą.

- Rosaline, gdzieś ty do cholery była!? - krzyknął Jack.

   Westchnęłam. Zdjęłam buty i kurtkę przez co byłam tylko w kombinezonie z logiem naszego gangu. Muszę wymyślić jakąś sensowną bajeczkę, bo bez powodu w tym nie jestem.

~~ Bad Girl ~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz