Rozdział 24.

131 1 0
                                    

Środa, 16 lipca

Pov. Rosaline

- On tu jest. - Powiedział z przerażeniem Roy. 

   Spojrzałam na niego znad telefonu z obojętnym wyrazem twarzy. Nie obchodziło mnie kto tu jest. Po prostu chciałam siedzieć na tej pieprzonej kanapie i odpoczywać po wczorajszym wypadzie na miasto z okazji moich siedemnastych urodzin. Już niedługo osiemnastka i legalnie będę mogła pić tony alkoholu.

- Kto? - Zapytałam nadal zmęczonym głosem.

  Przełknął głośno ślinę. Natychmiast się ożywiłam. Coś jest na rzeczy. Coś bardzo dużego i złego. Roy zawsze przełyka głośno ślinę, gdy się stresuje. I ten stres był poważny.

- Axel, Rosaline - odpowiedział cicho. - Napisał do mnie. Powiedział... powiedział, że przyjdzie po ciebie... i się zemści. Za brata. Za rodziców.

   Axel... skurwiel pierdolony. Bardzo dobrze go pamiętam. Ten jego wyraz twarzy chyba z cztery lata temu. Wręcz jak płaczące dziecko. Myślał, że ja go niespecjalnie zabiłam? Jeśli tak, to był w błędzie. Jego brat był szefem lokalnego klubu. Założyliśmy się o coś... i przegrał. Więc go zabiłam. Proste. I widocznie ukrywał to przed całą rodziną. Ciekawe jak się trzymają jego rodzice? Pozbierali się już po tej nagłej śmierci ich syna? Pff... co ja będę się o nich troszczyć. 

- Mogę na chwilę twój telefon? - Zapytałam.

   Chłopak pokiwał głową i mi go dał. Wzięłam go w obie ręce i wybrałam znany mi numer. Po kilku sygnałach ta osoba odebrała.

- Czego chcesz, Rosaline? - Syknął.

- Wiem, że jesteś zachwycony tym, że do ciebie dzwonię - odparłam z małym uśmiechem na ustach. - Skoro mnie szukasz, to może...

- Dzisiaj, godzina druga w nocy. Opuszczony hangar na Wilson Street*. Bez obstawy. Bez broni. Chcę tylko pogadać. - powiedział twardo.

   Rozłączyłam się. Oddałam Roy'owi telefon i wbiegłam po schodach na górę. Chce się spotkać. Tylko pogadać. Słabo w to wierzę. Ale... co, jeśli to prawda? Co jeśli chce tylko pogadać, wyjaśnić wszystko? A ja będę miała w kieszeni noże, żeby w każdej chwili poderżnąć mu gardło, a chłopacy będą z tyłu czekać, by mnie na wszelki wypadek ocalić przed niespodziewanym atakiem z jego strony. Pójdę tam sama. 

~ Kilka miesięcy później ~ 

   Strzeliłam z pełną precyzją w czoło przeciwnika. Upadł na ziemię. Pobiegłam dalej, rozglądając się za ewentualnym zagrożeniem.

Zatrzymałam się i przytrzymałam wolną ręką słuchawkę przy uchu.

- Axel, teren czysty - powiedziałam.

- Doskonale. - Odpowiedział. - Rosaline, czy ty na pewno chcesz...

- Tak. - Przerwałam mu.

   Nie odezwał się. Puściłam słuchawkę i przeładowałam pistolet z tłumikiem. Przebiegłam między kolorowymi skrzyniami i dotarłam do kryjówki. Axel już tam był. Weszliśmy powolnym krokiem do ciemnej nory mojego brata. Zatrzymałam go gestem dłoni i pokazałam, że skręcamy w lewo. Po chwili byliśmy na miejscu. 

Uchyliłam się przed pociskiem.

- Myślałem, że już nigdy mnie nie odwiedzisz!

  Odwróciłam się szybko w prawo i strzeliłam. Dostał w ramie. Uśmiechnęłam się pod nosem i ponownie oddałam strzał. Dostał w brzuch. Mimo to trzymał się na nogach.

- Siostrzyczka przyszła zabić brata? Doprawdy śmieszne, Rosaline.

   Nagle zostałam ostrzelana ze wszystkich stron. Broniłam się jak mogłam, jednak nie przewidziałam, że on to wykorzysta. Strzelił w tym momencie, gdy go nie widziałam i dostałabym w tętnice, jednak... strzał przyjął ktoś inny.

   Z paniką strzeliłam w głowę mojego brata. Upadł na ziemię z hukiem. Był nieżywy. I dobrze. Wyciągnęłam szybko ciało chłopaka na zewnątrz. Jesteśmy bezpieczni.

- R-rosali-ne? - zapytał, krztusząc się krwią. Zaczęłam bezgłośnie płakać. Łzy zamazały mi widoczność. - R-ro...s, j-jes-t o...oke-j. Poz-wól m...i um...rze-ć. 

   Pokręciłam przecząco głową. Nie było dobrze. Siedziałam na zewnątrz z pół żywym ciałem mojego przyjaciela. Czy mogło być do cholery gorzej?

- A-axel... proszę, n-nie ró...b mi te-go - szepnęłam, przytulając go.

   Jego klatka piersiowa przestała się unosić. Straciłam jedyną ważną osobę w moim życiu. Mojego jedynego żywego przyjaciela. Teraz już nie mam nikogo. Zostałam sama.

~ Obiecałeś, że mnie nie opuścisz... Po chuj, Axel... po chuj mi to obiecywałeś. ~ Pomyślałam z żalem.

   Założyłam martwe ciało na plecy i wyszłam z hangaru. Wepchnęłam je do samochodu. Odpaliłam silnik i odjechałam.



~ 649 słów ~ 

Hej!

   Nie było mnie tak długo, bo zbierałam wenę. Ogólnie to zaraz (15-30 minut) wstawię epilog. Może to niektóre osoby rozczarować, ale przez natłok zadań i sprawdzianów nie mam już siły dalej tego ciągnąć. Wiem, że kogoś zawiodłam. I przepraszam za to... naprawdę przepraszam...

~ 4 października 2020 roku ~ 







~~ Bad Girl ~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz