Rozdział 21.

130 2 0
                                    

Usiadła na "łóżku" i zaczęła się bawić palcami.

- T-to ni-nie j-ja... - powiedziała cicho, pociągając nosem. O... wzruszyła się! Jak uroczo! Aż chce mi się na nią zwymiotować.

   Przystawiłam sobie krzesło do łóżka. Usiadłam na nim i złapałam "moją córkę" za ręce. Popatrzyłam na nią współczującym wzrokiem, który tak naprawdę przekazywał "wiem, że to nie ty ich zabiłaś, ale mój brat cierpiał, to ty też będziesz cierpieć". Jednak ona tego nie zobaczyła. I dobrze. 

- Słoneczko - zaczęłam mówić przesłodzonym głosem - jesteśmy tu same. Powiedz mi jak był naprawdę. Nic ci nie zrobię. Kochanie, popatrz na mnie - podniosłam jej głowę za podbródek tak, aby na mnie patrzyła. Kciukiem otarłam jej łzę spływającą po policzku. - Powiedz, co się stało.

  Westchnęła. Wymyśli jakąś bajkę, a ja będę patrzeć na nią wzrokiem, który mówi "wszystko w porządku, przytul się". Ohyda.

- Ktoś mnie wrobił - powiedziała spokojniej. - Tylko nie wiem kto. Nagle pod moim biurkiem w mieszkaniu znalazł się pistolet i zestaw nożyków, których wcześniej nigdy nie widziałam. Oprócz tego na nich były odciski moich palców. Naprawdę nie wiem, co się stało! Nie widziałam tych chłopaków! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła!

- Słoneczko - powiedziałam zirytowana - dlaczego kłamiesz?

- A-ale ja n-nie... - zaczęła, jednak położyłam jej palec na ustach. Dosyć. Nie będę taka miła.

  Zdjęłam beret oraz płaszcz. Nie będę tu siedzieć cały czas. Zacznę powoli; powiem jej "kim jestem". Później trochę szybciej; nakłonię ją, by zaczęła mówić. I później już z górki; powiem prawdę. I mam nadzieję, że zacznie mnie podduszać. Zacznę krzyczeć i szybko oddychać, bo "brakuje mi powietrza i bardzo się boję".

- Może zauważyłaś, że nie wyglądam jak twoja mama - zaczęłam mówić zgodnie z planem. Pokiwała głową. - I nią nie jestem. Pracuje w psychiatryku i twoja mama prosiła, bym przyszła do ciebie. Sama nie mogła, bo jest w Chicago. Więc tylko po to przyszłam. Oraz po to, byś powiedziała prawdę. Więc...? - Podniosłam lekko jedną brew.

   Nastała niezręczna cisza. Dla niej. Dla mnie była to cisza, podczas której wiedziałam, że Kate układa sobie w myślach nową bajeczkę, bym jej uwierzyła. Gdy ułoży tą bajeczkę i ją powie, by zapełnić tą ciszę, powiem prawdę. I nie obchodzi mnie to jak bardzo się napracowała, by wymyślić tą cholerną bajeczkę. Ważne jest to, by miała jeszcze większe kłopoty.

 - Wróciłam ze szkoły - odezwała się - i zaczęłam robić lekcje. W miejscu, gdzie leżały zeszyty zobaczyłam pistolet. Ostrożnie go wyjęłam i sprawdziłam czy nie ma amunicji. Nie miał. Zaczęłam mu się przyglądać i ułożyłam go sobie w ręce. Zauważyłam, że mój sąsiad zobaczył mnie i rozmawiał z policją. Po chwili przyjechała. Weszła do mojego pokoju i zaczęła go przeszukiwać. Znalazła jeszcze narkotyki oraz nożyki. Od razu zabrała mnie tutaj i przesłuchała. Ja naprawdę nie wiem co się stało!

Czas wdrążyć ostatni punkt to gry.

- Ale ja wiem - powiedziałam obojętnie. - To nie ty ich zabiłaś, tylko ja. Kilkanaście dni wcześniej w telewizji mówiono, że policja znalazła dwa martwe ciała na urwisku. To ja ich zabiłam. Należało się sukinsynom - prychnęłam.

Kate spojrzała na mnie jak na wariatkę.

- P-pani? - Zapytała.

Westchnęłam.

- Nie żadna "pani", Kate. Nazywam się Rosaline Lake-Sholt. Siostra... - przedstawiłam się.

- ... mojego byłego, Jack'a. - Dokończyła za mnie. Wstała szybko z łóżka i przygwoździła mnie do pustej ściany. - TY SUKO! Ty mnie tu zamknęłaś, prawda?! GADAJ DO CHOLERY!

  Jeszcze tylko chwila i zacznie się przedstawienie. Jeszcze tylko chwila... 

  W jej oczach zobaczyłam iskry złości. Nie zwiastują nic dobrego. Jedną ręką nadal trzymała mnie za ramię, a druga przyłożyła do mojej szyi i mnie podniosła. Nie zaprzeczę, że bardzo ciężko mi się oddychało. Wytrzymam. 

- Dlaczego się nie opierasz?! Chcesz zginąć?! - krzyczała. 

  Chce, żebym się opierała? Proszę bardzo. Zaczęłam się lekko wiercić i szybko oddychać, że "niby chcę się wydostać, jednak jestem za słaba". Ona nadal mnie trzymała i nie zamierzała puścić.

- POMOCY! ONA MNIE DUSI! P-POMOCY! - Krzyczałam najgłośniej jak umiałam. 

- Nikt Ci nie pomoże, kurwo - powiedziała złośliwie. - Rozumiesz?! NIKT! Zdechniesz tutaj i nikt nie zauważy, że zniknęłaś. Wiesz dlaczego? Bo jesteś zwykłym śmieciem! Nikt cię nie kocha!

   Uśmiechnęłam się tylko. Nie wierzyłam w jej słowa. Kochają mnie. Mój brat. Ash. I inni członkowie z gangu. Usłyszałam jak kraty się otwierają, a do środka wchodzą lekarze ze strzykawkami z płynem usypiającym. Pokiwałam lekko głową.

- Zdechniesz tu, rozumiesz?! - Krzyczała nadal. Nagle obydwoje wbili jej igły w ramiona. - Z...zdech...nie...sz tu Ro...sal...ine.

  Upadłam na ziemię. Podziękowałam za ratunek i bez dłuższej rozmowy, po wzięciu płaszcza oraz beretu, opuściłam celę. Okej, może trochę przesadziłam. Nie wyląduje od razu w psychiatryku, ale pewne jest to, że zmieni celę. Będzie pod większym nadzorem.

   Wyszłam szybko z komisariatu i wsiadłam do samochodu. Jest już po jedenastej. Roy pewnie załatwił mi już pierwszą lekcję jazdy konnej. Mogłabym jeszcze gdzieś pojechać... nie. Rosaline, jedziesz prosto do willi. 



~ 802 słów ~ 

Rozdział pisany w dwa dni

Hejka,

no i jest rozdział. Taka szybka wiadomość - rozdziały będą się pojawiać po 10 sierpnia lub po 16 sierpnia. Prawdopodobnie wyjeżdżam, więc to dlatego.

< Dziękuję za ponad 400 wyświetleń! >

410 - 420 wyświetleń = nowy rozdział

Bayo ^_^

  


~~ Bad Girl ~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz