Rozdział 23.

128 2 0
                                    

   Wbiegli na lotnisko i popędzili na odprawę, nawet nie oglądając się za siebie. W ostatniej chwili weszli do samolotu i zajęli swoje miejsca. Axel usiadł przy oknie i ze znudzeniem oglądał pasy startowe. Tak bardzo chciał być już w ich willi. Znaleźć tą jebaną dziewczynę i urządzić jej takie piekło, jakie ona urządziła jego bratu. Zero litości. Zero uczuć. Ani grama słabości.

- Zaczynamy startować - po głośnikach rozniósł się donośny głos stewardessy - proszę zapiąć pasy.

   Już po chwili wystartowali. Trójka mężczyzn siedziała cicho obok siebie. Każdy z nich zajmował się sobą. Axel siedział cicho wpatrując się w komputer, co chwilę pisząc coś na klawiaturze. Leo słuchał muzyki, a Louis czytał książkę.

~-*-~-*-~-*-~ 

  Kilka godzin później brunet siedział w swojej wielkiej willi w Meksyku, popijając kawę. To jedyne, co go uspokajało w tej chwili. Był zdenerwowany. Myślał o wszystkim na raz, a jednocześnie jego głowę wręcz rozsadzała pustka. Co miał robić? Od czego zacząć? Wszystko pójdzie dobrze z planem? Tak. Plan wypali. Bo on jest genialny. Zrobił własną broń. Wygrał wojnę gangów. Rozprawienie się z siedemnastolatką to przy tym pikuś.

-  Ona nie jest taka słaba jak ci się wydaje, szefie - mruknął Leo, wchodząc do kuchni. - Poszperałem trochę w internecie i znalazłem ciekawy artykuł o niej. I stronę, która cię naprawdę zadowoli. Zaraz ci ją prześlę.

   Położył na czarny blat laptopa i, mrucząc pod nosem jakąś nieznaną Axelowi piosenkę, klikał klawisze. Po chwili na telefon, który leżał niedaleko bruneta, przyszły dwa powiadomienia. Sięgnął po telefon i z iskierkami w oczach kliknął pierwsze powiadomienie. Odblokował telefon i zaczął czytać. Co chwilę się śmiał na niektórych zdań.

   Po kilku minutach odłożył telefon chwilowo na blat. Uśmiechnął się szeroko, po czym wstał z krzesła i szybkim krokiem podszedł do pomocnika. Westchnął ciepło, po czym po prostu go przytulił. Dwudziestolatek zdziwił się na ten gest, jednak pomimo obaw odwzajemnił go.

   Dla Axela od czasu, gdy White Angel zabiła jego brata, to po części Leo zastępuje mu jego. Zachowuje się zupełnie jak on: pomaga i... po prostu jest. Po prostu jest. Jest, kiedy akurat go potrzebuje. Tylko tyle mu wystarczy. 

- Mów do mnie po imieniu, dobrze? - Zapytał cicho, chowając głowę w obojczyku dwudziestolatka. Przymrużył oczy i westchnął. Brakowało mu takiego uczucia... bezpieczeństwa. Niby jest bezpieczny, jest drugim najgroźniejszym gangiem na świecie. Ale chodziło tu o bezpieczeństwo psychiczne. Od tych dwóch lat nie czuł się kochany. Każdego dnia od jego śmierci, myślał, że jest niepotrzebny. Że to jego wina. A teraz tak po prostu się przytula i wypłakuje w obojczyk Leo. - P-przepraszam cię - szepnął - przeze mnie masz mokrą bluzkę.

   Wycofał się i spuścił głowę. Nie powinien. Nie powinien pokazywać, że jest słaby. Nie powinien płakać. Nie powinien pokazywać uczuć. Kiedyś... kiedyś je pokazał. Ta osoba wykorzystała to. Wykorzystała wszystko przeciw niemu. I wtedy postanowił... nigdy nie pokaże co czuje. Czy to przed grobem zmarłego brata. Czy, tak jak teraz, przed swoim pomocnikiem.

- Axel? - Zapytał niepewnie Leo. - Nie przepraszaj. Każdy ma chwile słabości. Nawet ty. Nawet, jeśli jesteś szefem gangu, to też jesteś po prostu człowiekiem. Za dużo teraz masz na głowie. Powinieneś pójść spać. 

Axel pociągnął cicho nosem.

- Masz rację - mruknął pod nosem - pójdę się położyć. Dobranoc, Leo.

- Dobranoc, Axel.

   Brunet udał się do swojego pokoju. Gdy do niego wszedł, od razu poczuł silną woń drogich perfum, które uwielbiał jego brat. Stały one praktycznie wszędzie. Rozejrzał się po pokoju. Dawno... bardzo dawno nie był tutaj. I nic się nie zmieniło. Białe ściany i czarne meble były takie same. Duży, przestronny komputer stał w rogu kilkumetrowego biurka. Czarny fotel biurowy był elegancko wsunięty w mebel. Obok było wielkie okno, które bez problemu zasłaniała biała zasłona. Koło okna była szafka nocna oraz łóżko. Biały stelaż był dokładnie przykryty czarnym kocem w białe gwiazdy. Na najdłuższej ścianie były dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do czarno białej łazienki, a drugie do przestronnej garderoby w tym samym stylu. 

Chłopak rozłożył się na wielkim łóżku.

~Jak dobrze być w końcu w domu ~ pomyślał rozmarzony.

  Zaraz jednak jego szeroki uśmiech przerodził się w smutek na wspomnienie o domu. Dom... czy on w ogóle posiada dom? Niby... ma dom. W Austrii, w Stanach Zjednoczonych, nawet w Polsce. Ale który jest tym... prawdziwym? Gdzie się czuje najlepiej? Zawsze odpowiedź jest jedna. Tam, gdzie są jego rodzice. Piękny, mały dom na Manhattanie. Tam czuł się najlepiej. Ze swoją mamą, tatą i bratem. Fajnie się z nimi mieszkało.... zanim odeszli. Niecałe dwa miesiące po zabójstwie jego brata, mama się powiesiła, a tata... skoczył z mostu. Tego dnia, gdy wrócił ze spotkania studenckiego i zobaczył jego mamę w swoim gabinecie, ból w jego oczach był nie do opisania. Kochał ich... i nadal kocha. Tego samego dnia, gdy pokazał to tacie on skoczył z mostu. Następnego dnia osiemnastolatek porzucił wszystko. Spalił dom, wypisał się ze studiów i zaplanował zemstę na White Angel. Ona zniszczyła mu życie, więc dlaczego on nie miałby zniszczyć jej?

  Myślał nad tym wszystkim. Nie ma domu. Nie ma nikogo. Nikt go nie kocha. I będą przy najgorszych myślach po prostu zasnął.




~ 835 słów ~ 

Hejka!

   Ogólnie to tak, jak mówiłam jest perspektywa Autorki. Więc ten... nie będę się rozpowiadać. Niedługo pojawi się kolejny rozdział. Myślę, że tak na trzydziestu pięciu rozdziałach (około) skończymy. 

Do zobaczenia😘

~ 24 sierpnia 2020 roku ~ 


~~ Bad Girl ~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz