Midoriya pov.
Pocałował mnie.
Tak po prostu.
Przejechał lekko językiem po moich wargach, a ja kompletnie zamroczony rozchyliłem je. Pogłębił pocałunek jednocześnie mocniej wbijając mnie w ścianę. Chciałem złapać go, przyciągnąć tak blisko jak się dało, gdy nagle... Zrozumiałem co się dzieję.
Z przestrachem w oczach odepchnąłem go i spuściłem głowę, by na niego nie patrzeć. Po tym wszystkim co mi powiedział, nadal chce bawić się moimi uczuciami? Ale najgorsze jest to, że mu na to pozwoliłem. Jeśli teraz coś powie, to rozpadnę się całkowicie. Błagam, zostaw mnie, po prostu nic nie mów... Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz... Proszę...
-Deku...
-Kacchan, proszę nic nie mów. Ja... Nie chce już więcej. Nie zniosę więcej... Proszę, zostaw mnie - wyszeptałem łamiącym się głosem.
Katsuki chwycił mnie za podbródek i uniósł moją głowę w górę, tak aby spojrzeć mi prosto w oczy. Wpatrywał się tak chwile, a ja czułem jak moje kolana stają się jak z waty. Zauważając to blondyn położył drugą rękę na moim biodrze utrzymując mnie i jednocześnie rujnując jedyną szansę na ucieczkę.
-Czemu musisz być takim debilem? Nie mam zamiaru tego powtórzyć, słyszysz deklu? Nigdy... - powiedział dalej patrząc mi prosto w oczy.
-Ja, nie rozumiem... - powiedziałem zdziwiony.
-A czego mogłem się spodziewać po takim idiocie jak ty... Chcę spróbować, rozumiesz? - powiedział głosem przepełnionym pewnością siebie.
- Spróbować? Niby cze- Bakugo przerwał moją wypowiedź pocałunkiem, po czym odsunął się i spojrzał na mnie z typowym dla niego grymasem.
-Już czaisz? - spytał już widocznie poirytowany.
-Ale przecież mówiłeś... - powiedziałem zdruzgotany. Czy on właśnie... Nie to niemożliwe... Ale pocałował mnie i...
-Czy to nie było wystarczająco jasne? Mam ci to wyjaśnić w inny sposób? - powiedział przyglądając się mojej reakcji. Poczułem, że cały się czerwienie i (oczywiście bezskutecznie) próbowałem go odepchnąć.
-A więc Deku? Chcesz spróbować? - spytał unosząc jedną brew i spoglądając z lekkim zirytowaniem. Wyglądał jakby wcale go to nie obchodziło, jednak głęboko w jego oczach widziałem jakby... podniecenie? I obawę...
Spojrzałem mu w oczy zatapiając się w ich czerwieni i lekko przygryzając wargę przybliżyłem się do niego. Spuściłem wzrok na jego usta i w jednej sekundzie podejmując decyzje złapałem go za szyje i przyciągnąłem. Przejechałem językiem po jego zakrwawionej wardze i zatopiłem się w pocałunku. Katsuki szybko przejął inicjatywę i pogłębił pocałunek. Przerwaliśmy go dopiero, kiedy zabrakło nam powietrza. Ciężko oddychając Bakugo odbił się od ściany i podszedł do półek z naszymi rzeczami.
-Idę się myć. Przez ciebie pójdę dziś o godzinę później spać. Jak będę rano niewyspany to twoja wina! - powiedział jeszcze i wszedł do łazienki.
Stałem jeszcze chwile, kompletnie niedowierzając w to, co się właśnie wydarzyło. Roztrzęsiony usiadłem na brzegu łózka i próbowałem uspokoić rozszalałe serce. Czy Kacchan właśnie... I ja się... Jak to możliwe? A jeśli to kolejna zagrywka? Jeśli dał mi nadzieję, żeby mi ją odebrać? Zatapiając się w te mroczne myśli, nagle usłyszałem zdanie wypowiedziane przez Todorokiego. "(...) jednak pamiętaj o tym jaki jest Bakugo. Jeśli przypomnisz sobie jego zachowanie powinno ci ulżyć." Jaki jest Bakugo? Czy Shoto chodziło o to w jaki sposób okazuje emocje? Zwykle jest... wściekły. Zawsze jest wściekły... A podczas naszej rozmowy widać było, że nie chcę ze mną rozmawiać. Miał okazję mnie poniżyć i zrobił to, ale dopiero po dłuższej chwili. Muszę przypomnieć sobie jego wyraz twarzy... Głównie skupiłem się na jego słowach, a nie na uczuciach jakie okazywał. Czy to możliwe, że tak naprawdę nie miał tego na myśli?( no shit, sherlock) A kiedy przyszedłem do domku, jego oczy... Czy on miał wyrzuty sumienia? Żałował tego co powiedział? On? Kacchan?
-Deku! - nagły krzyk tuż nad moim uchem sprawnie wyrwał mnie z zadumy.
-Kac-chan! - pisnąłem zacinając się w połowie zdania. Już przygotowywałem się na tyradę, kiedy zamiast tego Bakugo poczochrał (czemu to słowo tak bardzo mnie bawi?) moje włosy, a gdy spojrzałem na niego, zauważyłem, że wcale nie był zły. Owszem wyglądał na zirytowanego, ale nie na wściekłego.
- Mówię do ciebie od jakichś 5 minut! O czym takim ważnym myślisz, że kompletnie ignorujesz wszystko co się dzieję dookoła? - spytał z pretensją.
-O tobie... - powiedziałem bez zastanowienia. Kiedy zrozumiałem co właśnie powiedziałem cały poczerwieniałem. Spojrzałem na Bakugo i zrozumiałem, że nie tylko ja mam ten problem.
-Chciałem tylko powiedzieć, że łazienka jest wolna... - wychrypiał zarumieniony Kacchan. Spojrzałem na niego zdziwiony i jednocześnie zauroczony. Nigdy nie słyszałem, aby mówił w ten sposób.
-I czego się gapisz? - i czar prysł. Zawstydzony już do granic możliwości ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę łazienki. Szybko się umyłem, a kiedy już miałem się kłaść spać, poczułem ciepły oddech blondyna na karku. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz.
-A ty co niby robisz? - spytał.
-Idę spać. - powiedziałem trochę zdziwiony.
-Coś ci się chyba pomyliło. - powiedział tuż przy moim uchu, po czym złapał mnie od tyłu i pociągnął do siebie, przez co wylądowałem razem z nim w jego łóżku.
-C-co ty robisz Kac-chan! - jąkałem się zawstydzony.
-Idę spać, nie widać? A teraz się przymknij, bo muszę się wyspać. - powiedział przykrywając nas kołdrą i przyciągając mnie jeszcze bliżej. Chwile leżałem sztywno, a kiedy przyzwyczaiłem się do sytuacji stwierdziłem, że nie mam wyjścia i także wtuliłem się w blondyna, wdychając jego zapach i modląc się o to, żeby nie okazało się to tylko snem.
⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕
Siema!
Powoli zbliżamy się do końca książki.
Mam w zanadrzu jeszcze wiele pomysłów na rozdziały, ale zdecydowanie jesteśmy bliżej końca niż początku.
Mam nadzieję, że się podobało, dziękuje za tyle wyświetleń i gwiazdek, jesteście wspaniali!
Do następnego!
(891 słów)
CZYTASZ
Bez nadziei - bakudeku [ZAKOŃCZONE]
Fiksi PenggemarDawni przyjaciele z dzieciństwa nagle spoglądają na siebie w zupełnie inny sposób. Czy przyznają się do tej nagłej zmiany? Jak na to wpłyną traumatyczne wydarzenia, które mają nastąpić w niedalekiej przyszłości? Czy nadal pozostaną w stanie bez żadn...