Ronald obudził się wcześnie rano. To nie było w jego stylu, ponieważ zawsze wstawał na ostatnią chwilę. Miał wrażenie, że tej nocy nie zmrużył oka. Zamiast herbaty zrobił sobie kawę. Nie znosił jej. Dopiero po dodaniu mleka i trzech łyżeczek cukru naprawdę mu smakowała.
Wyszedł z domu dużo wcześniej niż zwykle. Postanowił zrobić sobie poranny spacer. Podobało mu się to poranne, chłodne powietrze i widok miasta budzącego się do życia w towarzystwie unoszącego się nisko słońca. Wszystko pięknie się komponowało z żółtymi liśćmi, zapowiadającymi jesień. Ron, idealnie pasował do tego widoku - jego rude włosy, twarz w piegach i kasztanowy sweter uszyty przez jego matkę.
Chłopak złapał się na myśli, że Hermiona również idealnie pasowałaby do tych jesiennych klimatów. Ona była jak wrzesień, a on jak październik - razem tworzyli jedną porę roku i szli dalej za rękę przez listopad. Był na siebie zły, że w ogóle przyszło mu to do głowy, ale i tak delikatnie się uśmiechnął.
Kiedy dotarł pod uczelnie zobaczył zmierzającą w kierunku budynku dziewczynę z brązowymi, rozwianymi włosami. Odczekał chwilę aż przejdzie, żeby go nie zauważyła. Cały czas czuł ból w sercu w związku z wydarzeniami poprzedniego dnia, a szczególnie poprzez kłótnie z siostrą.
Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby tylko dziewczyna zapamiętała jego rudą czuprynę?
Ron wciąż próbował wytłumaczyć swoje zachowanie, usprawiedliwć się lub nawet zwalić winę na kogoś innego - Hermione. Wiedział jednak, jak bardzo cały czas siebie oszukuje.
Hermiona była jak słoneczny, przyjemny wrzesień, on był jak smutny i zimny październik.
Wkroczył do budynku i ruszył na wykład. Przez cały dzień na uczelni skupiał się tylko na tym co mówi wykładowca i robił notatki. Od czasu do czasu jego spojrzenie zbaczało z wizerunku tęgiego profesora i patrzyło na pannę Granger. Były to piękne chwile. Wspaniale było patrzeć na jej skupioną minę. Natychmiast jednak się opamiętywał i z powrotem robił notatki.
Minuty leciały, a Ronald był dumny z tego, że tym razem nie zmarnował tego dnia. Skoro nic mu już w życiu nie wychodziło, musiał przynajmniej zaliczyć te studia. Jednak czuł się podle. Miał w sobie uczucia, których nie umiał opisać, a miały one związek z Hermioną. Chciał udawać, że wszystko jest dobrze i, że jego nie da się zranić, ale zupełnie mu to nie wychodziło.
Chociaż dla każdego nieznajomego Ronald byłby trochę cyniczny, naprawdę był delikatny jak kwiatek. Łatwo go było zranić i skrzywdzić. Potrzebował w swoim życiu kogoś, kto będzie jego słońcem i deszczem, bez którego nie może żyć.
Po ukończonych zajęciach Ronald prędko wyszedł na mokrą drogę. Podczas wykładów musiał padać deszcz. Kątem oka zobaczył, że Hermiona idzie w jego kierunku, dlatego przyspieszył kroku. Udałoby mu się ją zgubić, gdyby nie wpadł w kałuże.
- Hej Ronaldzie. Unikasz mnie?- spytała.
- Ja? Nie! Skądże! - powiedział i zaśmiał się histerycznie. Dziewczyna chwile mu się przyglądała, a Ron czuł się bardzo niezręcznie. Bał się, że ma w oczach promienie roentgena i zaraz dowie się, że kłamie. Ona jednak po chwili milczenia uśmiechnęła się i wzięła go za nadgarstek mówiąc:
- W takim razie pokaże ci jedno miejsce. - nie opierał się jej. Nie potrafił. Wcześniej w głowie wymyślał gotowe odpowiedzi, które miał wykorzystać, jeśli dziewczyna go zaczepi. Miała w sobie jednak coś takiego, że nie potrafił.
Hermiona szła cały czas przodem ciągnąc go za nadgarstek. On tylko zastanawiał się dokąd prowadzi go dziewczyna. Był też ciekaw co teraz myśli. Wpadło mu do głowy, że jeśli dałoby się czytać w myślach, to trudno by było się dostać do Hermiony, ukrytych za tą burzą brązowych włosów.
CZYTASZ
Dziewczyna z dziecięcych marzeń| 𝑅𝑜𝑚𝑖𝑜𝑛𝑒✓
Fanfiction- Teraz jesteś gotowy by powiedzieć mi co się stało? - zdziwiło go to pytanie. Wcześniej nie mówił, że nie jest gotowy lub nie ma ochoty. Właściwie nie mówił nic. A jednak dziewczynka miała rację. Wcześniej nic by jej nie powiedział, a teraz czuł si...