Ronald Weasley biegł ulicą spóźniony na pierwszy wykład na pierwszym roku studiów. Co za pech. Wstał o wiele za późno, a nie mógł zrezygnować z czarnej herbaty z sokiem malinowym, cytryną, imbirem i miodem - była to mieszanka, która pozwalała mu przetrwać każdego dnia.
Pędził ulicą, a czas razem z nim. Miał wrażenie jakby minuta trwała przynajmniej dwadzieścia sekund krócej, a on, cały czas oddalał się od miejsca, do którego podążał.
Wreszcie dotarł tam gdzie zmierzał. Minęło już piętnaście minut wykładu. Świetnie.
Wbiegł do sali i przerwał w połowie słowa wykładowcy.
- To pewnie pan Weasley. Spóźniony..
- Bardzo przepraszam. - usiadł do pustej ławki. Sam. Jak zawsze. Już się do tego przyzwyczaił. Jego najlepszy przyjaciel, Harry Potter, musiał w liceum zmienić szkołę, żeby zająć się na poważnie sportem. Wtedy właśnie stał się samotny.
Ktoś zapukał do drzwi. Kątem oka Ron zobaczył, że to dziewczyna, ale nie popatrzył w tamtą stronę. Cieszył się w duchu, że nie spóźnił się jako jedyny.
- Następna osoba. To już na szczęście wszyscy. Następnym razem nikogo spóźnionego nie wpuszczę na zajęcia. - odparł zdenerwowany wykładowca.
- Akurat ja zgłaszałam wcześniej, że mogę się trochę spóźnić.- odparł spokojny, melodyjny głos. Coś drgnęło w Ronaldzie. Poczuł, że ten głos jest taki znajomy, a jednak bardzo odległy. Jak z dziecięcych marzeń.
Podniósł lekko wzrok. Zrobiło mu się słabo, gdy zobaczył dziewczynę z burzą brązowych włosów. Było to tak dawno, a jednak zawsze i wszędzie by ją rozpoznał.
- Proszę przypomnieć mi pani nazwisko. - powiedział wykładowca przeglądając listę.
- Granger. Hermiona Granger.
Hermiona. Ron dopiero teraz sobie uświadomił, że nigdy nie poznał imienia dziewczynki z dzieciństwa.
Jej imię było jak melodia. Nie było takie jak wszystkich. Nie był to kolejny plagiat. Było wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.
Hermiona..
Hermiona.
Dziewczyna poszła w stronę Rona. Gdy go zauważyła zmarszczyła lekko czoło. Czekoladowe oczy na chwilę spotkały spojrzenie niebieskich. Hermiona przeszła koło jego miejsca i ruszyła dalej. Ronald złapał się na tym, że w duchu miał nadzieję, że usiądzie obok niego.
A może to nie ona?
Ale jaka druga osoba na świecie miałaby tak bujne brązowe włosy i niezwykle czekoladowe oczy, a przy okazji takie same zbyt duże zęby jakie zapamiętał od ich ostatniego spotkania?
To musi być ona.
Cały czas myślał tylko o tym. Sięgnął do kieszeni mając nadzieję znaleźć tam haftowaną chusteczkę. Nic z tego. Chusta leżała gdzieś w jego zabałaganionych szufladach. Kiedyś zawsze nosił ją przy sobie, mając nadzieję spotkać dziewczynę, ale w końcu odpuścił.
Ciekawe co działo się z nią przez ten cały czas. Nie było możliwe, że raz przypadkiem się spotkali i przez trzynaście lat już nigdy jej nie zobaczył.
Ciekawiło go bardzo czy go rozpoznała. Niby minęło tyle lat, ale obaj mieli charakterystyczne, wyjątkowe cechy. Skoro on od razu zrozumiał kim ona jest to Hermiona na pewno też.
- Dziękuję za zajęcia. - odparł wykładowca. Ron nie wiedział co się dzieję. To nie możliwe, że już minął cały wykład. Gdzie on był cały czas?
Wstał z miejsca i ruszył do następnej sali. Bał się podejść do Hermiony. Postanowił zrobić to gdy wyjdą z uczelni. Dawno nie czuł w sobie takich emocji. Ostatnio, gdy miał się pierwszy raz spotkać z Harry'm po jego zmianie szkoły. Na początku myślał, że i tak będą się spotykać, ale później było coraz gorzej - ich drogi trochę się rozeszły.
Tak minął dzień na uczelni. Ron z całych sił starał skupiać się na wykładach, ale cały czas był podniecony perspektywą rozmowy z tajemniczą dziewczyną.
Wreszcie, gdy nastąpił ten moment, uświadomił sobie, że nie wie co powiedzieć. Nie wie w ogóle jak podejść i jak zacząć. Ręce mu się trzęsły, a on czuł, że z każdą minutą traci swoją szanse.
Już miał odpuścić i się poddać. Zwymyślał się w głowie od tchórzy. Był nim. Zawsze uciekał od problemów. Ale czy Hermiona była problemem? Nie problemem, raczej zbawieniem, więc po prostu muszę..
- Hej! - zawołała za nim dziewczyna. Ronald odwrócił się zdziwiony. Był pewny, że w takim razie musiała go rozpoznać.
- Hej.. - powtórzyła zdyszana. - Nazywam się Hermiona Granger.
- Ronald Weasley. - odpowiedział chłopak. Coś było nie tak. Coś mu nie pasowało.
Stali tak chwilę w ciszy. Nie było niezręcznie. Przyglądali się sobie bez słowa.
- Może się przejdziemy? - spytała w końcu zakłopotana Hermiona.
Tak ruszyli w stronę Hyde Parku - do miejsca gdzie wszystko się zaczęło.
- Powiedz mi Ronaldzie, dlaczego wybrałeś studia psychologiczne? - zagadnęła, a pojedyncze kosmyki opadły jej na twarz.
- Szczerze.. Nie wiem. Mama nalegała żebym jakieś wybrał, a ja nie miałem żadnego pomysłu. Postanowiłem spróbować. - odparł. Wiedział, że psychologia nie jest dla niego, ale w takim razie co było?
- Nie masz jakiś innych marzeń i pomysłów na życie? - spytała spokojnie Hermiona. Nie powiedziała tego z niedowierzaniem. Chciała mu tylko pomóc.
- Niezbyt. - szli chwilę w milczeniu, ale w pewnej chwili Ronald postanowił się odezwać.
- A ty? Dlaczego wybrałaś takie studia? - spytał nieśmiało.
- Jaa... Lubie psychologie. - powiedziała równie niepewnie.
- Ale coś jest nie tak. Widzę to. - ta niepewność w głosie - to było coś co Ronald dobrze znał. Czuł, że w tym wszystkim jest jakieś głębsze dno. Widział, że to nie były dla dziewczyny studia idealne. Jej przygnębienie na twarzy mówiło wszystko.
- Właściwie mój tata tego chciał. Został mi tylko on i nie chce go zawieść. - powiedziała cicho.
- Ale zawiedziesz siebie. Twoje szczęście tez jest ważne. - natychmiast spłonął rumieńcem. Dawno dla nikogo nie był taki czuły, bo dawno coś w nim wygasło razem z nadzieją na spotkanie dziewczynki z dzieciństwa.
- Ale ty też nie jesteś szczęśliwy.
- Ty masz jakąś inną ambicje. Ja jej nie mam. - Hermiona stanęła. On również to uczynił. Obróceni do siebie błądzili wzrokiem po twarzach, aż wreszcie ich spojrzenia się odnalazły. Patrzyli na siebie tak jak wtedy, gdy trzynaście lat temu Ronald odnalazł Hermione. A właściwie ona odnalazła jego.
Ale zawsze musiało być coś nie tak.
- Wiesz, Ron, cały czas mam wrażenie, że kiedyś cię spotkałam, ale nie mogę sobie przypomnieć..
Coś pękło w Ronaldzie. Promyczek nadziei stał się znacznie mniejszy. On rozpoznał ją od razu. Przecież mówiła mu jaki jest wyjątkowy, inny niż wszyscy. Jednocześnie wyrzuciła go ze swojej pamięci z prędkością światła. Przecież mówiła, że nie wygląda jak każdy.
Ron czuł się oszukany. Tylko myśl o dziewczynie z dziecięcych marzeń pozwalała mu przetrwać. Jej dobroć, wspaniałomyślność i jej słowa. Teraz one nie miały znaczenia. Były puste.
- Nie, nie sądzę.
Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić.
CZYTASZ
Dziewczyna z dziecięcych marzeń| 𝑅𝑜𝑚𝑖𝑜𝑛𝑒✓
Fiksi Penggemar- Teraz jesteś gotowy by powiedzieć mi co się stało? - zdziwiło go to pytanie. Wcześniej nie mówił, że nie jest gotowy lub nie ma ochoty. Właściwie nie mówił nic. A jednak dziewczynka miała rację. Wcześniej nic by jej nie powiedział, a teraz czuł si...