11. Riccardo - Zginie marnie...

27.5K 816 73
                                    

Wchodzę do sali z tyłu klubu. Nie wiem po co Sergio poprosił o spotkanie. Powiedział tylko tyle co nic. Dowiesz się jak przybędziesz. Nie nalegam choć jest to w moim zwyczaju. Każdy dobrze wie, że gdy Sergio ma jakąś sprawę nie jest ona, by obie strony czerpały z tego przyjemności. On coś knuje, ale nie ze mną takie numery. Przejrzę go za pierwszym razem.

Sale oświetla tylko jedna lampa wisząca nad dużym, dębowym stołem. Sergio wraz z dwoma innymi ludźmi swojego szefa siedzą już na sofach czekając na mnie. Patrzę na chłopaków, by upewnić się, że są gotowi. Nie powinno zadzierać się z rodziną Dutti. To jest tylko zaproszeniem do piekła, które jestem wstanie otworzyć.

Poprawiam garnitur i wygodnie rozsiadam się na jednej z sof. Moja pozycja dobrze mówi, że jestem typem z pod ciemnej gwiazdy. Jestem wstanie zniszczyć wszystko i wszystkich. Śmieszą mnie ich pewnie siebie wyrazy twarzy. Koło mnie siada Matteo wraz z Doriano.

W sali pojawia się sześć dziwek, które mają tylko kawałek materiału nad sobą. Jedna z nich siada mi na kolanach. Nie zwracam na nią w ogóle uwagi przez co bardziej ociera się o mnie.

Przed nami zostają postawione drinki w postaci czystej, drogiej whisky. Wcześniej nakazałem chłopakom, by nie pili tego co nam podają. Nie ufam mu i wiem, że jest zdolny podać nam jakieś świństwo, bo dobrze wie, że nie osiągnie tego gdy będziemy trzeźwi. Widzę niezadowolenie na jego twarzy, które próbuje ukryć gdy widzi, że mój brat i prawa ręka odsuwają szklani zdala od siebie.

Mam cię fiucie!

– W jakim celu zaprosiłeś mnie tutaj? – zaczynam, bo zaczyna mnie wkurwiać ta cisza. To on to zorganizował i to on ma do mnie interes nie ja do niego.

– Ah, tak bym zapomniał – próbuje mnie zniewarzyć. Wymuszają wybuch. Znam jego taktykę muszę go tym zasmucić.

– Spokojnie, mamy czas – stwierdzam patrząc na swojego Rolexa. Czuję jak zaczyna się gotować, a ja czuję, że ścierwo pęknie wcześniej niż mi się wydaję. Jebana szmata na posyłki.

– Szef, Marco ma dla Pana bardzo korzystną propozycję. Na pewno się na nią zgodzisz – już kurwa lecę, biegnę. Właściwie od kiedy mi przeszliśmy na ty, bo nie pamiętam takiego momentu.

– Po pierwsze nie jesteśmy na ty. Po drugie mógł sam się tu zjawić. Takich współprac nie biorę na poważnie – syczę, bo facet znacznie podniósł mi ciśnienie. Ich szef, Marco depta mi po odciskach co znacznie mnie wkurwia. Znieważył mnie nie pojawiąc się. Za takie coś można dostać kulkę między oczy.

– Przepraszam bardzo, to się więcej nie powtórzy – wyrzuca z sarkazmem. Jeszcze trochę poskacz...

– Gdzie jest do kurwy nędzy Marco?! – wstaję wyjmując gnata zza marynaki. Moi towarzysze robią to samo. Mamy ich na muszce. Siedzą nieruchomo. Mówiłem, że to zwykłe miękkie cipy, które boją się własnego cienia.

– Miał sprawę nie cierpiącą zwłoki – dygocze jak galareta. To pewne, że się boi. W każdej chwili mogę pociągnąć za spust i straci swoje życie. Tylko po co takim gównem brudzić sobie ręce?

– Jaką?! –warczę, dowiem się od niego wszystkiego co do grosza zanim go zabiję. Gdybym mu odpuścił poleciałby na skargę do Marco, a to nie jest mi potrzebne. Po co następna wojna?

– Nie wiem... – krzyczy, a z jego oczu lecą łzy. Co za ciota. Śmieje się z pogardą. Teraz wychodzi jakimi ludźmi otacza się Marco. I tak wiem, że Sergio kłamię, bo nie umię grać.

– Wiem, że wiesz! – wybucham i strzelam prosto w jego ręke. Idealnie. Krzyczy łapiąc się za miejsce, z którego leci krew. Dzięki uciekają z pomieszczenia w popłochu robiąc przy tym więcej krzyku niż to warte. Przecież żyje, chociaż na takie ścierwo szkoda kuli.

– Pytam poraz ostatni jaki interes kręci za moimi plecami. Możesz śmiało mówić i tak cię zabiję – uśmiecham się z pogardą. Mój Diabeł postanowił się ujawić. Czuję teraz tylko adrenalinę przepływającą przez moje żyły. I rockowy utwór cicho grający z głośników. Metalica "Nothing Else Matters".

Słyszę jak głośno przełyka ślinę.

– Szef kazał mi zgarnąć kilka chętnych dziewczyn na jego jacht. Miałem być dla nich miły. Później przyszedł on zgarną jedną, Paolo jedną i ja jedną. Nie wiem co teraz się z nimi dzieje – Od trzech lat nie sprzedaję kobiet. To przez Olivię. Zrozumiałem swój błąd i nie babram się w już w tym biznesie.
Teraz gardzę sobą i takimi ludźmi, którzy dalej to robią.

– Jak się nazywały te dziewczyny?!

– Z tego co wiem to Sam, Eva... I chyba Olivia – teraz wpadam w jeszcze większy szał niż przedtem. Mam ochotę go rozjebać.

– Zrobiliście im coś? – warczę. Jeszcze nigdy nie byłem tak wkurwiony. Jeszcze nigdy mnie tak nie nosiło. W widzę, że Doriano też powoli traci panowanie nad sobą. W końcu spotykał się z Evą.

– Ja i Paolo nic, nie wiem jak szef – uderzam go pięścią w nos. Takim sposem łamię mu go i słyszę łamiące się chrząstki.

– Którą wziął Marco! – milczy. Chyba dokładnie roważa czy dobrym posunięciem będzie powiedzenie mi. Teraz tylko mam nadzieję, że to nie Olivia.

– Tą Olivię – nosi mnie i nie mam pojęcią co zrobić. Wywalam stół, tak, że jest do góry nogami. Mam ochotę wszystko to rozpierdolić.

– Jak dawno to było?

– Jakieś dwadzieścia minut temu – więcej informacji mi nie potrzeba, bo dobrze wiem gdzie to jest. Pakuję w każdego po jednej kulce w środek głowy.

Szybko wynosimy się z klubu i nie patrząc na to ile przepisów drogowych złamaliśmy jedziemy do portu. Jeśli coś jej zrobił, zginie marnie....
___________________________________

Przyznam spóźniłam się. Nie jest w dzień dziecka, który mam nadzieję, że spędziliście w dobrej atmosferze i świetnym humorem, bo każdy z nas gdzieś tam jest wciąż dzieckiem.

Uwaga, uwaga teraz pytanie. Czy Diabeł zdąży na czas?

Okiełznać Diabła [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz