24. Riccardo - Wtedy zobaczyłem ją

22.9K 655 184
                                    

Potrząsnęłem szklaneczką z whiskey tak, że zrobił się mały wir. Jestem w pełni skupiony i zabije każdego, kto będzie stać mi na drodzę, by uratować Olivię. A te ścierwo może pożegnać się z życiem. Dobrze wiem, że ukrywa się w Japonii. Parę dni albo godzin i odbiję Olivię z jego parszywych łapsk. Patrzę na stewardesse, która idzię w stronę kabiny sypialnianej w ręku trzyma prześcieradło. Ma rudę włosy związane w nienaganny kok. Patrzy na mnie tym wzrokiem, który mówi "wyruchaj mnie". Mija mnie i znika za drzwiamy. Od kilku dni żyję w celibacie i nie zdradzę Olivii. Będe pieprzył się z nią z nikim innym.

Wraca, bierzę pustą butelkę The Macallan. Pochyla się nade mną tak, by na wierzch wypłynęły jej  sztuczne piersi. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Zagryza wargę, by wywołać u mnie jakąś reakcję, ale w tym momencie jest po prostu żałosna. Odchodzi naburmuszona. Kobiety są skąplikowane.

– Wiedziałeś, że ten cały Carl wcale nie jest marnym paprochem? Może przysporzyć nam trochę kłoptów – patrzę na Doriano, który siedzi na fotelu z białej skóry na przeciwko mnie. Dobrze wiem o czym mówi. Carl nie jest zwykłym dresem z pod ciemnej gwiazdy. Ma potężną władze i mnóstwo ludzi pod sobą, ale nie ma tego czego mam ja. Moja rodzina zbudowana jest z pokoleń i tradycji, których trzeba się nauczyć i przestrzegać.

Carl działa jedynie tylko w Tokio i czasem wyelimuje małe gangi w Hiszpanii. To zwykła hiena, która sika w gacie, gdy czuję niebezpieczeństwo. Gdyby tak nie było nie spieprzałby w popłochu z Marbelli. Może i stworzył to wszystko sam, ale nie wiem co robi. Z rodziną Dutti nie da się wygrać i on dobrze to wie.

Gdy zadzierasz z jednym z nas, zadzierasz ze wszystkimi.

– Wiem, bracie, wiem. Zniszcze go, bo ruszył to co moje – upijam ostatni łyk whiskey. Widzę sztański uśmiech na twarzy Doriano. Wie co ma robić.

– Uwielbiam takie akcję. Wręcz kocham. Już widzę jak sączy się z niego krew. Ach co za widok – szczerzy się.

– Powinieneś się leczyć – mówię uczciwie. Uśmiecha się i patrzy na stewardesse, która tym razem za cel wzięła jego. Bajeruję go z każdej strony. Pierdolnięta baba.

– Nie zdradź Evy, bo ci Olivia flaki wypruje – patrzę na kobietę, a jej uśmiech nie jest już taki pewny. Jednak słowami też można zranić. Słyszę śmiech moich ludzi siedzących po lewej. W jednej chwili plastik robi się wybrakowany. Odchodzi szybkim krokiem.

– Odgoniłeś mi taką sarenkę – udaje, że się smuci.

– Chciałbys pieprzyć plastik? – pytam i odpinam górny guzik w koszuli. Odkąd straciłem Olivię trzy lata temu gdy pieprzyłem dziewczyny w klubie wybierałem te, które były bardziej "naturalne" miały mniej plastiku w sobie. Świadomość, że ktoś facet może trzymać moją kobietę w swoich ramionach psuła mi dzień. Wkurwiałem się na siebie i na kogoś kto dodał mi ten syf do drinka. Chociaż gryzł już piał miałem ochotę wyciągnąć go z moża i zabić jeszcze raz. To dałoby taką niewyobrażalną ulgę.

Wstaję i idę do cześci sypialnianej w samolocie. Rozsuwam drzwi i zasuwam. Po lewej stronie stoi łóże małżeńskie, po prawej stoi jeden fotel. Nie zdejmując butów kładę się. Nie śpię od dwudziestu czterech godzin. Cały czas obmyślam plan jak zniszczyć tego śmiecia.

Ojciec stworzył mnie na potwora. Zabiłem w wieku dwunastu lat. Jednocześnie wstąpując w szeregi mojego ojca, który nie traktował mnie z przymrużeniem oka. Od małego wpajano mi kim będę. Oczywiście moja matka robiła wszystko, by to działo się łagodniej albo w ogóle nie miało miejsca, ale z ojciem w tej kwestii nie wygrała. Miałem być  doskonałym capo. Niszczysz wszystkich i wszystko bez zawahania. A żadna kobieta nie miała zmiękczyć mojego serca. Wszystko poszło w piach, gdy ojciec wparował do mojego gabinetu i powiedział co o tym myśli.

I zobaczyłem ją. Gdy dwóch facetów chciało się do niej dobrać. Była taka bezbronna, ciepła, miła. Zabiłem tych kutasów na miejscu. Była inna. Nie należała do mafii, tak myślałem. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłem ją, jej ojca i matke w salonie moich rodziców.
Miała być moja na zawsze za dwa miesiące. Miałem mieć ją tylko dla siebie. Widziałem w jej oczach strach, gdy spojrzała na mnie, a to, że uratowałem ją nie zmieniło jej spostrzegania. Trzęsła się, gdy pocałowałem wierzch jej małej dłoni. Wyglądała jak anioł, którzy zszedł na ziemie, by uratować mnie od piekła. Jednak było już za późno. Zabijałem a z tego co wiem za to nie idzie się do nieba. Tam nie ma dla mnie miejsca. Po naszym ślubie odkrywałem ją kawałek po kawału. Powiedziałem, że te aranżowane małżeństwo może być szczęśliwe tylko musi mi zaufać. Zaufała po jakimś czasie. Zaczęła być radosna, odważna, pyskata, zaczęła być moja. Nie była taka niewinna na jaką wyglądała. Pokazywał różki w najmniej odpowiednich momentach. Przy moich ludziach, na spotkaniach. Wtedy miałem ochotę sprać jej ten cudny tyłek. Śmiała mi się prosto w twarz, gdy coś jej się nie podobało. Chciała mieć liczną rodzinę, przystałem na to. Kochałem ją i mogłem mieć z nią całą rodzinę piłkarską. Była tą jedną na milion. Trudno było mi przyznać, że jest dla mnie wszystkimi. Kochałem ją przytulać, wtedy czułem się człowiekiem nie robotem do zabijania. W końcu udało się moja ukochana zaszła w ciąże, niestety poroniła. Nienawidziła siebie, ale byłem przy niej. Po tym kochałem ją jeszcze mocniej.

Dalej ją kocham...

--------------------------------------------------

Oj biedna. Rysiek tak ją kochał.

A teraz pytanie do was.

#teamRiccardo czy #teamCarl?

Okiełznać Diabła [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz