Rozdział 1

54 5 3
                                    

Georg właśnie dokończył papierosa i zostawił go w popielniczce na balkonie. Widok na morze jesienią tego roku był przepiękny. Przeniósł się do salonu w wynajmowanym tymczasowo, malutkim mieszkaniu. Panował w nim półmrok, na stole świeciła lampa biurkowa, które dawała światło na dokumenty obecnej sprawy. W aktówce mieściły się zdjęcia wszystkich dowodów i części ciała. Kobieta, której każdą kończynę znaleziono w odrębnym miejscu na kilkuhektarowej posesji nazywała się Ashley Ryan. Córka jednego z najbardziej niewypalonych biznesmenów Stanów Zjednoczonych. Jej ojciec umarł rok po utworzeniu przedsiębiorstwa, więc musiała się wszystkim zająć. Dobrze jej to wyszło, po dziesięciu latach stała się jedną z najbogatszych kobiet w Ameryce. Ludzie z Miami przydzielili mu Jeffa Davisa z wydziału kryminalistycznego. Uważają, że agent FBI potrzebuje partnera, gdyż ich sprawy nie należą do łatwych. Dochodziła szósta rano, a Miami zaczęło się budzić na nowo.

O siódmej wyszedł z hotelu, na ulicy wciąż było szaro, nad horyzontem zaczęło pojawiać się słońce. Musiał ponownie udać się do Chokoloskee, gdzie policja z Florydy pozostawiła wszystko na swoim miejscu, wedle życzenia federalnych. Na parkingu czekał już oficer Davis w jednym z nieoznakowanych radiowozów z departamentu policji Miami. Georg powolnym krokiem zszedł ze schodów. Miał na sobie granatowy garnitur, w wewnętrznej kieszeni marynarki umieścił swoją odznakę. Ręką szybko przeczesał swoje czarne, gęste i średniej długości włosy. Przy pasku taktycznym trzymał kajdanki oraz naładowanego S&W.
- Dzień dobry! - lrzyknął siedzący w samochodzie Jeff. Był to rudawy mężczyzna o gęstym, lecz zadbanym zaroście. Z akt wynikało, że służy w policji od ukończenia liceum, przez kilka incydentów był zawieszany, lecz szybko przywracali go do służby. Agent federalny płynnym ruchem wsiadł do pojazdu.
- Czemu się tak wydzierasz? - Spytał ochrypłym głosem.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to pana zdenerwuje - powiedział ponuro.
- Jedź już. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałeś. - Rzucił nerwowo. Kiedyś przez zapominalstwo stracił w jednej sprawie najlepszych ludzi.

Podróż zajęła im dwie godziny. Słońce było już wysoko w górze i oświetlało Chokoloskee, czyli niewielkie miasteczko na zachód od Miami. Przez całą drogę oficer milczał. Najwidoczniej bał się federalnego. Wysiedli tuż przy jednym z większych budynków w okolicy. Mieścił się na farmie, którą w większości pokrywał sad. Brama była odpowiednio zabezpieczona, a przy niej stały dwa radiowozy miejscowej drogówki, jednak nie chcieli przeszkadzać Georgowi. W jednym z przydrożnych sklepów agent zakupił sobie szykowne okulary przeciwsłoneczne.
- Masz mapę tego miejsca? - Spytał swojego partnera.
- Posesja podzielona jest na bloki, na północy są trzy, jest jeden centralny, a południowe są dwa - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Ten zarost nie jest ci potrzebny, i tak bawisz się tym, co robisz - stwierdził agent, po czym się zaśmiał. - Podoba mi się to. Po co tyle komplikacji z tym podziałem?
- Wie pan, że ciało zostało zmasakrowane. Podzieliliśmy je w zależności od znajdowanych części. W tym budynku na łóżku w sypialni znajdziemy tors. Żadnych śladów krwi, walki i jakiegokolwiek włamania.
- Sama sobie tego nie zrobiła - rzucił sucho. - Kto zgłosił sprawę?
- Miejscowy szeryf, była w dobrych stosunkach z miejscowymi. Bez niej miasteczko byłoby dziurą, w której zapanowałoby pijaństwo i bieda. Nasłuchiwał i krążył po terenie, jednak przy mieszkaniu poczuł smród rozkładającego się ciała. Wtedy zadzwonił po wsparcie do naszej centrali, a my przekazaliśmy sprawę dalej. Jakby nie patrzeć to jedna z najbogatszych osób w kraju, nawet nie mieliśmy ochoty, żeby się za to zabierać.
- Nasi przyjechali, zabrali się do sprawy na poważnie i okazało się, że jest na tyle mało pracy, że zostanę sam z losowo przydzielonym partnerem?
- Jestem zastępcą szefa wydziału kryminalnego. - Powiedział stanowczo Davis, który ewidentnie poczuł się urażony.
- Nie obchodzi mnie, kim tutaj jesteś. Masz mi być przydatny w każdej sytuacji, więc radzę się zachowywać. Zapamiętaj, że to ja tutaj dowodzę, jasne?
- Dobrze.
- Przyjrzyjmy się temu - stwierdził, po czym ściągnął okulary, a zaczepił je na zewnątrz marynarki. Nałożył na dłonie białe rękawiczki i wszedł do mieszkania. W powietrzu unosił się okropny zapach. Federalnego nie zdziwił fakt, że szeryf z takiej dziury przekazał sprawę dalej.

W środku był absolutny porządek. Wszystko wyglądało, jakby chwilę temu przeszła tam firma sprzątająca. Rozglądał się dokładnie, lecz nie był w stanie niczego dostrzec. Po chwili dołączył do niego Davis z maseczką na twarzy. Najwidoczniej nie dawał sobie rady z tym zapachem. Na myśl agentowi przyszła jego pierwsza sprawa. Miał za zadanie rozbić gang narkotykowy z jednego osiedla. W prawdzie w Los Angeles mają od tego specjalny wydział, lecz jego ojciec jemu zlecił to zadanie. W ciągu tygodnia umieścił większość członków w areszcie, przy czym musiał kilkukrotnie sam użyć broni. Szefostwo go wielbiło, nawet gdy opiekun był na emeryturze. Bezwzględny, bezlitosny, skuteczny.
- Sypialnia jest na górze. - Wybełkotał Jeff, mimo maski dołożył sobie jeszcze rękaw.
- Ile czasu nasi spędzili na tej farmie? - Spytał oglądając się dookoła. Przez odsłonięte w połowie żaluzje do wnętrza wpadały poranne promienie słoneczne.
- Tydzień. - Odparł ledwo łapiąc dech.
- Przekazali mi cholernie dużo informacji. Ofiarę pocięto piłą do mięsa, a wcześniej podano ilość morfiny, która zabiłaby słonia. Coś niesamowitego, bo teoretycznie nie miała wrogów, a jednak ktoś zapragnął jej śmierci.
- A jeśli to seryjny zabójca? U nich zawsze coś się dzieje na tle emocjonalnym.
- To trafna uwaga. Najgorszy jest brak śladów na miejscu zbrodni, a przecież sama się nie pocięła.
- Sugeruje pan, że morderstwa nie popełniono tutaj?
- To bardzo prawdopodobne - rzekł załamanym głosem agent.
- Copan sugeruje? - Spytał i podszedł, żeby wyjrzeć przez okno, gdzie stalimiejscowi gliniarze. - Co z nimi?

Bractwo KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz