Rozdział 2

17 4 0
                                    

Georg w milczeniu przeniósł się na schody, którymi wszedł na górę. Swoje kroki stawiał powoli, delikatnie i precyzyjnie. Wszystkiemu się dokładnie przyglądał. Na ścianie wisiały różne zdjęcia. Ale osiadły na nich śladowe ilości kurzu. Przemieszczał się bezszelestnie, a jego towarzysz pozostał na dole, gdzie przeglądał dokumenty. Przemknął do sypialni, w której na łóżku o prostej, dębowej konstrukcji leżał kobiecy tors. Musiał tam leżeć od kilku tygodni. W końcu byli tutaj federalni technicy, a jeszcze wcześniej nikt o tym nie wiedział. Można było dostrzec, że w momencie śmierci miała na sobie lekką, kwiecistą sukienkę. Po chwili namysłu agent doszedł do wniosku, że materiał mógł zostać nałożony na ciało po wykonaniu tego bestialskiego zabiegu. Próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem widział coś takiego. Jedyna sprawa, która przyszła na myśl to ta z Salmon w Idaho. Było lato 1987 roku, zginęła również jedna kobieta, tamta też powoli wybijała się na rynku, ale wszystko się skończyło. Tam nie było problemu z odszukaniem części ciała, gdyż znaleziono je w małym mieszkanku.  Szybko się otrząsnął. Sprawcy nigdy nie zatrzymano, a śladów też nie było. Na myśl mu przyszło, że to ten sam człowiek, przecież to było zaledwie pięć lat wcześniej. Zacisnął zęby. Nie chciał ponownie ponieść porażki. Z zewnątrz usłyszał dźwięk chodzącego, wytartego silnika, który lata świetności miał za sobą, po chwili doszło do niego wołanie partnera. Załamał ramiona i szybkim marszem zszedł na parter.
- Kto przyjechał? - Chrypnął do Jeffa.
- To szeryf, wyjdziemy do niego? - Spytał zamykając jedną z teczek.
- Znalazłeś coś?
- Niczego, co jest warte uwagi.
- Chodźmy do niego, niech się tutaj nie szwenda, bo tylko utrudni nam pracę.

Szybkim krokiem wyszli na malutki ganek, do którego wchodził już dowódca miejscowej policji. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o jasnej karnacji. Twarz pokrywały długie, gęste, czarne wąsy. Głowa obrosła w kruczoczarne włosy, w których dawało się dostrzec blask siwizny, która dawała się już we znaki. Miał około pięćdziesięciu lat. Oprócz zarostu na jego facjacie można było zauważyć dużą ilość zmarszczek. Gdy zobaczył agenta federalnego, uśmiechnął się.
- Witam panów! - Krzyknął radośnie.
- Darujmy sobie te uprzejmości - rzucił sucho Georg, po czym chwycił szeryfa za ramię i wyszli na zewnątrz.
- Po co tyle złości? - Spytał zaskoczony.
Federalny westchnął.
- Nie może pan tutaj przebywać. - Stwierdził stanowczo oficer.
- To moje miasto, nie będziecie mi mówić, co mam robić, jasne? - Burknął.
- Radzę posłuchać - jęknął Davis.
-Widzicie tych gości? - Powiedział, po czym wskazał za siebie kciukiem. - To najlepsi z moich ludzi. Sądzicie, że dacie im radę?

Agent milczał, jednak wszystko w tym czasie próbował złączyć w całość, żeby miało sens. Miejscowy szeryf, który próbuje zgrywać ważnego, choć z takiej prowincji nigdy nie zrobi kariery. W stanie miał mało do powiedzenia, więc zapewne chciał się pokazać z jak najlepszej strony, w końcu był tu jeden z najbardziej szanowanych ludzi w jego kręgach zawodowych.
- Może się pan zamknąć? - zapytał Georg, po czym spojrzał lekceważąco na czterech policjantów, którzy czujnie obserwowali całe zajście. Najpewniej dostali wiadomość od dowódcy, że w razie potrzeby mają zareagować.
- Chcieliśmy wsparcie, a nie jakiegoś ważniaka z FBI.
- Chcesz pomóc? - Spytał odpalając papierosa. - Zamknij pysk. Powiedz nam wszystko, co wiesz o ofierze.
- Chyba się z panem nie dogadam.
- Nie musisz. Potrzebujemy informacji, wszystkich, dobrze? - Rzekł i strzepał popiół.
- Panie? – Pociągnął.
- Agent federalny Georg Gavin, a pan jest?
- Nazywam się Adam Cole. - Powiedział pogodnie, najwidoczniej pomyślał, że dogada się ze specjalistą od takich spraw.

Gavin uświadomił sobie, że potraktował przybysza zbyt ostro. Najpewniej chciał pomóc, a ten od razu chciał go sprowadzić do parteru. Szeryf miał przecież za sobą lata pracy w policji, więc wiązało się to z ogromnym zapasem doświadczenia, które mógł im przekazać. To właśnie on był jedną z osób, którym ufała ofiara. Zaciągnął się jeszcze raz papierosem, wyrzucił go, a później wypuścił wielką, gęstą chmurę dymu.
- Przepraszam, potraktowałem pana za surowo - rzucił spokojnie.
- Rozumiem, nie chowam żadnej urazy. Zdarza się. Może wejdziemy do środka? - Zaproponował.
- Chodźmy - rzucił szybko Davis i weszli do domu.

Dowódca tamtejszej policji poruszał się bardzo sprawnie, w podobnym stylu do tego, który prezentował agent. Nie potrafili zrozumieć, dlaczego oficer Jeff Davis zachowuje się nieostrożnie oraz pochopnie, a przecież do szukania poszlak potrzebna była niezwykła precyzja, spokój i opanowanie. Szybko przenieśli się do sypialni. Policjant z Miami został na dole, gdyż nie był w stanie znieść smrodu rozkładającego się ciała.
- Mięczak - parsknął agent.
- Do wszystkich pan tak podchodzi? - Zapytał zaciekawiony całą sytuacją szeryf.
- To zależy od człowieka, na początku znajomości zawsze tak jest, a później? Zobaczymy - rzucił sucho.
- Ma pan rodzinę? - Pytał, a w Georgu nie było widać żadnych emocji.

- Wyglądam na kogoś, kto ma rodzinę? - Rzekł oschle i przykucnął przy łóżku, gdzie dopatrywał się śladów, które mogły umknąć technikom. Adam przez chwilę milczał. Nie wiedział jak zareagować. Rzadko spotykało się osoby, które miały takie podejście do życia. Przez parę minut przyglądał się podłodze, panowała absolutna cisza, z wyjątkiem hałasu jaki robił Davis kaszląc. Georg w końcu stanął na wyprostowanych nogach, a pod średniej wielkości nosem dało się zauważyć uśmiech.
- Ma pan coś? - Spytał, gdyż od razu dostrzegł niewielkie zwycięstwo na twarzy agenta.
- Wniesiono ją tutaj w ciężkich butach, najpewniej kamaszach. Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie z Miami, ani nasi technicy tego nie dostrzegli. Na wykładzinie widać ślady.

Cole zmrużył oczy i próbował dostrzec ślady, o których mówił jego towarzysz. Nie dziwił się, że ludzie z laboratorium tego nie zauważyli. Nie było ich widać, ale Gavin je spostrzegł.
- Zazdroszczę tak sprawnych oczu. Wezwie pan techników?
- Nie, wystarczy mi wszystko, co tutaj mam. Nie będziesz robił problemów? – Spytał spokojnie.
- Chcę pomóc! – Krzyknął pewnie komendant.
- Mam nadzieję, zaczekaj tutaj, ale niczego nie ruszaj. Idę po sprzęt. – Powiedział stanowczo, po czym opuścił pomieszczenie.

Pewnym krokiem udał się do pojazdu. Na zewnątrz spotkał Jeffa, który ewidentnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Pomógł Georgowi wyciągnąć rzeczy z radiowozu.
- Chcesz tu bezczynnie stać? – Syknął do swojego partnera agent.
- Przepraszam – odpowiedział przygaszony. Nie spodziewał się pracy w takich warunkach. Do tej pory dostawał gładkie sprawy, gdzie ciało miało dzień, czy dwa, a sprawców ujmowano po tygodniu, a problemy same znikały. Nie wiedział, że tutaj pojawią się takie komplikacje.

Bractwo KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz