Rozdział 10

14 1 0
                                    

Okazało się, że jego obowiązki miałby przejąć Skyler, ale dotarł inspektor z Federalnego Biura Śledczego, któremu przypisano rozwiązanie sprawy uprowadzenia Herrery. Na samym wstępie przywołał trzech świadków do siebie.
- Gavin, znamy się od kilku lat - zaczął dość ochryple. Był wysokim, szczupłym mężczyzną o siwych włosach. Twarz miał wychudzoną, wymęczoną, najwyraźniej się nie oszczędzał. Nazywał się William Grey, tak samo jak Georg nie posiadał rodziny, bo uznał to za zbędny szczegół. Byli do siebie niezwykle podobni pod względem charakterów, obaj działali tylko dla jednego, dla dobra sprawy. Tajniakowi przypominało się miejsce zamieszkania, kiedy spoglądał na dom panny Ryan. Pamiętał czasy młodości, kiedy wydawało mu się, że ma wielu przyjaciół, a ostatecznie wszyscy się od niego odwrócili, na początku to zabolało, jednak z biegiem czasu przyzwyczaił się do tego.
- Owszem - zareagował neutralnie. Nie przywiązał się do tego policjanta, prowadzili ze sobą raptem dwie sprawy, choć często spotykali się w siedzibie głównej Biura, gdy szukali dokumentów potrzebnych do spraw, bądź wypełniali raporty, wymieniali się w ów czas poglądami na różne tematy.
- Skyler, Timbers, wyjdźcie - rzucił oschle i wskazał im drzwi. Ci spojrzeli na siebie, bo nie potrafili zrozumieć, w jakim celu ich wezwał, skoro zostali wyproszeni. Poczuli się urażeni, jednakże przeszło im.

- Przywołujesz nas, a później ich wypraszasz? Coś tu jest nie tak. - Zaczął podniesionym głosem Gavin.
- Chciałem z tobą pomówić na osobności - pociągnął jakby sycząc.
- W czym problem? - Spytał już normalnym tonem, jednak zachowywał się gwałtownie. Każdy ruch był szybki, podenerwowany.
- Wiem, że coś tutaj śmierdzi. Ktoś z nami pogrywa. W dodatku szeryf przepadł bez słowa, a to jeszcze pogarsza naszą sytuację. Słuchaj, zajmę się komendą, tobie oddam tę sprawę całkowicie. Weźmiesz tylu policjantów, ilu zechcesz, ale rozbij tę bandę. Zarząd już o tym trąbi. Mówią, że wybijesz się na tym - oznajmił ze stoickim spokojem. Tę cechę nabierał przez lata praktyki. Na początku swojej kariery był porywczy, ale z czasem zrozumiał, że niczego takim sobą nie osiągnie, a szczególnie okładając pięściami ważne osobistości, które mieszały się w niewłaściwe sprawy.
- Nie chcę robić wielkiej kariery, dla mnie liczy się tylko rozwikłanie sprawy, a ta nie daje mi spać od dłuższego czasu. Myślę, że Adam Cole może mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Teraz zobaczył moje podejście do sprawy, postanowił się usunąć - stwierdził federalny.
- Adam? To mój bliski przyjaciel! - Zaprzeczył zdecydowanie inspektor.
- Williamie, proszę. Musisz podejść do sprawy z pełnym profesjonalizmem. Nie ma mowy o znajomościach - dodał bez emocji. To on chciał przejąć inicjatywę. Nie miał zamiaru oddawać jej bez żadnej walki. - Jak dobrze go znasz?
- Prawie od urodzenia, był moim mentorem w każdej sprawie, dzieli nas tylko pięć lat. Ostatnio widziałem go dwa i pół roku temu. Był sobą! Mogę ci zagwarantować, że wciąż jest - po usłyszeniu tych słów Georg załamał ręce i westchnął.

Nie był w stanie pojąć, dlaczego inspektor wierzył w pełni miejscowemu szeryfowi.
- Poradzisz sobie tutaj. Dałeś mi wolną rękę, więc ogłaszam Adama Cole'a podejrzanym w sprawie zabójstwa Ashley Ryan. Prawda gdzieś tam jest i ja ją znajdę. Nic mi w tym nie przeszkodzi - skończył agresywnie Gavin, po czym opuścił biuro. Przez krótkofalówkę wydał rozporządzenie, że ich przełożony jest poszukiwany. Z początku wydało się im to dziwne, lecz nie chcieli się sprzeciwiać agentowi Federalnego Biura Śledczego.

Jeff po odebraniu rozkazu od Georga wsiadł do pojazdu i udał się do motelu, gdzie umówił się z federalnym. Mieli się dogadać, co w sprawie poszukiwanego. Gavin już siedział przy swoim ulubionym stoliku, opowiadał dowcipy sympatycznej, trochę starszej od niego kelnerce. Tej wiek bardziej odbił się na wyglądzie. Siwe, przerzedzone włosy zdobiły drobną, wychudzoną twarz, którą pokryły zmarszczki. Na widok oficera przestali się śmiać.
- Widzę, że cieszy się pan powodzeniem u kobiet - zaczął żartobliwie policjant. Szybkim krokiem wpadł do jadłodajni oraz przysiadł się do stolika.
- Zamknij się - burknął ostro tajniak. - Pijesz coś? - Davis pokręcił głową.
- Co cię gryzie? O czymś nie wiem? Przecież mam do tego prawo, zamknąłeś mnie na pieprzonej farmie - mówił szybko, nerwowo. Agent go doskonale rozumiał. Nie chciałby być traktowany w ten sposób, jednak komisarz nie dawał mu innego wyboru.
- Cole zniknął, pieczę nad policją przejmuje William Grey, mój znajomy. Odnoszę wrażenie, że miejscowy szeryf może być zamieszany w zabójstwo Ashley Ryan. Możliwe, że cały czas wodził nas za nos, żebyśmy nie byli w stanie rozwiązać sprawy.
- On? W sumie to zachowywał się bardzo dziwnie. Z jednej strony chciał nam pomóc, a z drugiej ciągle to utrudniał.
- Chciałem cię poprosić o pomoc w tej sprawie. Musisz go znaleźć. W jego radiowozie jest GPS, z jego wsparciem odnajdziesz poszukiwanego, po czym sprowadzisz do nas, dobrze? - w odpowiedzi skinął głową. - Jeszcze jedno, opiekunem grupy techników zostanie teraz James Wilson. Anna Drell nie jest w stanie wami dowodzić, ani w jakikolwiek sposób pracować. Stwierdzam to z przykrością, bo to przecież perła wśród doktorów Biura.

Policjant uśmiechnął się z zaciśniętymi zębami i wyszedł z motelu. Był zdenerwowany. Bardzo przywiązał się do tej grupy ludzi, polubił ich, a oni niego. Martwił się też o Annę, nikt z drużyny nie miał pojęcia, że jest w ciąży. Tym bardziej nie znali tożsamości ojca, bo ona przecież jest pracoholiczką, żyła według podobnych zasad, co Grey i Gavin. To najbardziej dobijało Jeffa. Podjechał na posesję, żeby pożegnać się ze współpracownikami, poinformował ich, że wciąż pozostaje częścią zespołu. Później udał się na komisariat, gdzie rozruszał tutejszych funkcjonariuszy, którzy rozleniwili się jeszcze bardziej po ostatnich tajemniczych sprawach.

Faxem z Waszyngtonu przysłano zdjęcia satelitarne, miały pomóc w zlokalizowaniu pojazdu szeryfa. Do pobliskich lasów wysłani zostali rangerzy z psami. Ci specjalnie wyszkoleni policjanci to najczęściej weterani wojenni, którzy chcieli podtrzymać swoją formę. Może nie było ich wielu, ale w takich jednostkach policji liczą się każde ręce, które niosą pomoc. Z Miami przysłano również kilka radiowozów. Gavin musiał zdać zarządowi szczegółowy raport na temat dotychczasowych ustaleń i plan następnych działań. Mimo, że agent był sceptycznie nastawiony do Kościoła, modlił się, aby zajściem nie zainteresowały się media, wtedy wszystko byłoby już problemem. W komisariacie panowało zamieszanie, Grey przewrócił porządek i spokój na głowę, żeby sprawy tej komendy. Śmieszyło go, że byli jedną z najbardziej zadłużonych placówek policji w Stanach, a szefostwo milczało na ten temat.

- Uważa pan, że jest aż tak fatalnie? - usłyszał w słuchawce telefonu. Głos jednego z księgowych FBI był wściekły. William westchnął.
- Tak, ich stan finansów prezentuje się gorzej niż myślałem - odpowiedział zmęczony. Jednego dnia zmienił więcej niż Cole przez całe swoje życie. Nie miał zamiaru zostawić tego okrętu bez kapitana. Widział w tym miejscu potencjał na spokojne spędzenie reszty życia. Emerytura zbliżała się wielkimi krokami, a on nie chciał po prostu porzucić pracy w policji. Kochał to. Poza tym nie lubił niczego innego, z wyjątkiem dobrego alkoholu, ale ten spożywał tylko od święta.
- Co na to agent Gavin? Może korzystać tylko z tamtejszych funduszy. Postarajcie się, żeby o sprawie nikt się nie dowiedział, dobrze? - Oznajmił ochrypłym tonem. W księgowości byli sami nieprzyjemni ludzie, to wiedzieli wszyscy funkcjonariusze, którzy zostali przydzieleni do działania w terenie.
- Georg? On sobie poradzi niezależnie od wyłożonych przez rząd pieniędzy. Możecie być tego pewni - odparł szybko oraz zakończył rozmowę.

Liście drzew skrzypiały i szastały pod nogami biegających policjantów. Jesień tego roku była niezwykle sucha, więc nie było mowy o poślizgnięciu się, na którymś z nich. Davis prowadził oddział drogą, przy której niedawno doszło do strzelaniny. Ciało młodego policjanta zostało bezpiecznie zapieczętowane w kostnicy, a na straży postawiono czterech funkcjonariuszy. Z jednej strony Gavina bawiło to, że losy Stone'a oraz Dixona, Adam deklarował ich najlepszą dyspozycję. Okazało się, iż nawet ona nie wystarczyła, aby powstrzymać doświadczonego federalnego.

Szukający przeszli już kilka hektarów lasu, kiedy w krótkofalówce każdego rozległ się komunikat "Mamy pojazd". To był głos Davisa.
- Gdzie? - Zapytał sucho Georg, który na tę wieść wybiegł z budynku policji i natychmiastowo wsiadł do samochodu.
- Muszę przyznać, że to dziwna sytuacja. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed kilkoma dniami zatrzymaliście tych dwóch policjantów - oznajmił niepewnym głosem. Gavin nałożył kogut na dach swojego Chevroleta i z piskiem opon ruszył do lasu.

Bractwo KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz