Rozdział XXII

114 4 7
                                    

     Wokół pokoju znajdowały się rury przymocowane do wszystkich ścian. Po lewej stronie znajdowała się wentylacja, której klapa ledwo się trzymała. Po prawej stronie stała drewniana komoda ciemnego koloru, na której siedział szop. Z jego wyrazu twarzy nic nie dało się wykryć, żadnych emocji.

     – Panie Adkins, mam prawdopodobnie antidotum, które z pewnością powstrzyma tą zarazę. – rozpoczęła rozmowę.

      – Świetnie, Hopps, możesz mi ją podać. – bardziej stwierdził niż spytał. Te słowa wymawiane były bez uczuć, bez radości, bez smutku, bez emocji. Policjantka zauważyła ten kłopot, poczuła gęsią skórę na sobie. Czuła, że coś jest nie tak, postanowiła więc pociągnąć temat.

     – Znalazłam to w magazynie, Scott, było tam strasznie ciemno i okropnie, ale się bałam. Tutaj przynajmniej jest światło.

     – Mam słuszną rację. Dodatkowo to spadające ciało z szafy, brrr. Bez żadnych dociągnięć, dasz mi to serum?

     – Czekaj, skąd wiedział, pan, o tym, że zleciała z szafy ta świnia? – miała bardzo dobry słuch, potrafiłaby usłyszeć nawet najmniejszy szept. Doskonale słyszała odpowiedź szopa. Była coraz bardziej zakłopotana oraz zaniepokojona tą sytuacją, coraz bardziej bała się przebywania tu z nim.

    – Możesz mi dać tą probówkę? – powiedział bardziej zirytowany, widać to było nawet z przymrużeniem oka. Króliczka miała już całkowitą pewność, że ta osoba próbuje się wymigać. Tylko z czego? – Halo, Hopps, obudź się.

     – Czy to pan spowodował ten kataklizm? – spytała wprost tym prostym jak barszcz zdaniem, nie chciała dłużej czekać w niepewności.

     – O czym ty mówisz...

     – Dobrze, pan, wie.

     – Tak, to ja! – krzyknął wkurzony, nawet zaczął się czerwienić ze swojej złości. – To ja zrobiłem tą rzecz! To ja byłem jednym z tych doktorków. Wszyscy byli tacy naiwni, chcieli odkryć coś doskonałego! Ja jako jedyny wiedziałem, co później by się stało!

     – Pan? Czemu nie powiedziałeś im wszystkim?

       – Nie ufali mi, zawsze myśleli, że zgłupiałem! Ale kilka dni później wyszło na moje.

        – Przecież na pewno mógł, pan, im udowodnić te fakty...

         – Tylko, że był jeden mały szczegół. – powiedział, a następnie zrobił kilku-sekundową pauzę. Zrobiła się niezręczna sytuacja, Judy nawet nie drgnęła, Adkins też nie wykonał nawet najmniejszego ruchu. W tym czasie za króliczką, za kratowatymi drzwiami, które były zamknięte, próbowały się do nich dostać mutanty. Jedynie, co wyszło na drugą stronę, to ich łapy. – Celowo to zrobiłem. Zapewne się spytasz „Ojej, Scott, czemu to zrobiłeś?". Zaś ja odpowiem trzema zdaniami. Powodem numer jeden było to, że to ja ich stworzyłem. – wskazał na zombie. – Chcę wykończyć zwierzęta na światową skalę. Powód numer dwa był taki, żeby wtedy burmistrz miasta dał władzę doświadczonemu twórcy mutantów jak na przykład... ja! Zresztą po co ci to mówię, skoro i tak zginiesz z moich łap. – skończył, a następnie wyjął z kieszeni scyzoryk. – Przygotuj się na śmierć, króliku.

     Rozpoczęła najprawdopodobniej największa walka w historii policjantki Judy Hopps. Niestety bez jej współtowarzysza Nicka Wilde'a. Króliczka nie mogła teraz o tym myśleć, przynajmniej w tych momentach. Postanowiła, że stoczy walkę z głównym przeciwnikiem. Chciała go pokonać za Nicka i Jennifer, dla wszystkich, którzy zginęli. Wyjęła ze swojej tylnej kieszeni swój drewniany kołek i unikała ataków szopa, a on jej ataków. Judy nie spodziewała takiego zwrotu akcji, nie spodziewała się tego po Scocie. Wcześniej myślała, że naprawdę ma dobre intencje. Podczas, gdy on udawał miłego i godnego zaufania, od początku był po złej stronie. Podobnie było z Obłoczek, też pragnęła władzy nad miastem, który był niesamowity, pełen radości do tego momentu, gdy eksperyment został przetestowany i przekroczył wszelkie granice bezpieczeństwa. Dziewczyna nie mogła teraz myśleć, musiała najpierw zakończyć finał, a potem przemyśleć swoje przemyślenia.

     W pewnym momencie, Adkins dorwał się do Hopps, przywarł ją do ściany, a następnie zaczął ją dusić. Jeszcze parę chwil i króliczka mogła już zginąć, więc spróbowała go odepchnąć, atakiem swoją nogą w jego nogę. Niestety nie dało to nawet najmniejszych skutków. Króliczka coraz bardziej zaczęła się dusić, ale w tym momencie wykombinowała plan b. Kołek, który trzymała w swojej trzęsącej się łapce, wbiła z całej siły w głowę szopa. Ten ją puścił, powodując to, że policjantka spadła na podłogę. Scott dotknął miejsce, gdzie króliczka wbiła kołek, a następnie spojrzał na swoje łapy ubrudzone od swojej krwi. Judy natomiast spojrzała się na niego z niepokojem, nie wiedziała, jak może zareagować.

     – Zapłacisz za to, szmato. – powiedział wściekły szop, a następnie chciał uderzyć króliczkę. Ta tuż przed uderzeniem, uniknęła ataku. Spowodowało to to, że Adkins uderzył w rurę zamiast w dziewczynę. Scott poczuł okropny ból w swojej prawej łapie, ona krwawiła. Mimo to, nie leciały łzy z jego oczu, był zbyt twardy. – Myślisz, że to mnie powstrzyma, Hopps? Ty chyba jeszcze mnie nie znasz, mam jeszcze jeden plan. – wyjął z kieszeni pistolet, a następnie skierował go w stronę króliczki. – Nie spodziewałaś się tego?

    Judy nie wiedziała, co robić. Jej broń palna dawno się skończyła, a kołek dalej był wbity w głowę Scotta. Sądziła, że gdy jako jedyny ma broń, to oznaczało koniec. Policjantka stała obok drzwi, za którymi znajdowały się zombie. Spojrzała na przejście, a następnie na wentylację. Wiedziała już, co za chwilę zrobi. Było to bardzo ryzykowny cel, ale pragnęła skończyć tą inwazję. Dodatkowo dalej miała butelkę z antidotum, więc miała ogromną przewagę.

    Bez zastanowienia otworzyła kratowate drzwi, a następnie z najwyższą prędkością biegła w stronę wentylacji. Mutanty natomiast pierwsze, co zobaczyły, to szopa. Cała horda zombie rzuciła się na niego, ten zaś wrzeszczał w niebo głosy. One przegryzły się do jego kości, zresztą i tak później najprawdopodobniej byłby jednym z nich. Króliczka jeszcze przez chwilę popatrzyła na śmierć Scotta. Nie martwiła się o niego, zasłużył za swoje okropne czyny.

     Gdy wyszła z wentylacji na korytarz, który wyglądał jak wszystkie inne w tym budynku, zauważyła na końcu korytarza białe światło, które mocno raziło w oczy. Z kolei, za nią biegło stado mutantów, prawdopodobnie skończyły już z Adkinsem. Bez zastanowienia, Judy biegła w stronę światła, nie chciała zginąć w takim ważnym dla niej momencie.

    Przekroczyła źródło światła...

Zootopia: Where Everyone Can Die ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz