rozdział czwarty

2.1K 39 16
                                    

IV *jeszcze nie sprawdzany*

błagam powiedzcie, że jest normalnie i wszystko się wyświetla

Pov Justin ( cofamy się do wieczora )

Wracaliśmy właśnie z Zaynem, Lou i Hazzą z imprezy, po udanej, a nawet bardzo udanej akcji. Nie było to co prawda nic niezwykłego, bo byliśmy perfekcyjnie przygotowani na każdą możliwość, ale Zayn i Harry stwierdzili, że dawno nie byliśmy w klubie.

Cztery dni to przecież kupa czasu, nie?

Nie spierałem się z nimi, bo w zasadzie sam miałem ochotę się trochę zabawić, a może jednak nie tak trochę, tylko martwię się o moją małą siostrzyczkę, dobrze, że nie słyszy jak nazywam ją małą, bo solidnie bym od niej oberwał. Viki nienawidzi jak się ją nazywa 'małą' dlatego, że jest niska i my z chłopakami już się zdążyliśmy o tym doskonale przekonać i zaprzestaliśmy tak mówić w jej towarzystwie, chyba że chcemy ją wkurwić, ale to też się dla Zayna raz nie skończyło dobrze i trafił pod opiekę* Lou, na paręnaście ładnych godzin.

Ale wracając to stresuje się tym, że zostawiliśmy ją samą w domu (reszta chłopaków gdzieś chwilowo pilnie wyjechała i są nieobecni), bo po pewnym incydencie przekonaliśmy się, że to nie jest najlepszy pomysł i zawsze któryś z nas zostawał, żeby nic się nie stało, a tamta sytuacja się nie powtórzyła.

Jak na złość nie mogliśmy jej nawet powiadomić o naszych planach, bo rozładowały się nam telefony, tak wszystkim, tylko my możemy być takimi debilami by wychodzić z domu w cztery osoby i każda ma niecałe piętnaście procent baterii, wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że Lou uzupełniał jakieś papierki i skanował dokładnie plany na kolejną akcję w swoim telefonie, Harry i Zayn grali w jakieś gry czy co oni tam robili i się szczerzyli do siebie i tych telefonów jakby Ariana Grande normalnie do nich napisała, a z mojego telefonu całą drogę puszczaliśmy muzykę w aucie, bo w tym radiu jak nigdy nic nie było fajnego, tak dalej nie ma i właśnie w taki oto sposób wszystkim się one w końcu rozładowały zanim dotarliśmy do klubu, gdzie na miejscu chcieliśmy ją poinformować.

Klub raczej jak klub, impreza, muzyka, spoceni ludzie nie kontaktujący do końca trzeźwo, prochy, alkohol czy papierosy, nic ciekawego i niezwykłego się raczej nie zdarzyło i tam nie było, ja jako, że dzisiaj na mnie przypadło kierowanie to tylko trochę wypiłem i znalazłem osobę z którą miło spędziłem czas w męskim kiblu, natomiast o chłopakach tego nie mogę powiedzieć, bo schlali się jak nie powiem co i musiałem ich siłą wyciągać z klubu, mając z tyłu głowy, że viki jest dalej sama w domu i nie wiem co się z nią dzieje.

Za parę minut powinniśmy w końcu podjechać pod dom, z tego co zauważyłem reszta osób w aucie zasnęła i mam trochę ciszy i spokoju. Kocham jeździć autem nocą, jest już koło trzeciej na moje oko, i rozmyślać, po prostu myśleć w ciszy i patrzeć na gwiazdy, budynki które mijam czy samochody przejeżdżające obok.

Po kilku minutach jesteśmy przed naszym domem**, otwieram drzwi samochodu przypominając sobie nagle o reszcie osobników znajdujących się w środku, najchętniej bym ich tam zostawił...

-Idź do niej, wiem jak się martwisz, ogarne ich- odwróciłem się zaskoczony w stronę wnętrza pojazdu i zobaczyłem Harego, szeptającego do mnie i najwyrażnej już w nie tak złym stanie jak gdy wychodził z klubu.

-Dasz radę?- zapytałem, nie będąc do końca przekonany do aż tak dobrego stanu chłopaka.

-Tak, nie jest ze mną tak źle, pospałem chwile i się ogarnęłem, a ty już mi stąd spieprzaj do niej- patrzyłem na Hazzę w lekkim szoku i nie do końca przyswajając jego słowa.

-A ty co mi tu jeszcze robisz? Ale już, sio mi stąd w tym momencie!- krzyknął do mnie szeptem, wypychając mnie z samochodu i zatrzaskując drzwi przed nosem.

Nic już nie mówiąc skierowałem się do wnętrza domu, a następnie do jej pokoju. Po chwili otworzyłem delikatnie drzwi i to co zobaczyłem, przysłoniły mi łzy w moich oczach. Mój wzrok skanował całe pomieszczenie, docierając w końcu do małej skulonej postaci leżącej na boku na łóżku i nie zasługującej na to wszystko co ją spotkało...

Podeszłem powoli do łóżka pozbywając się zbędnych ubrań, pozostając tylko w czarno-fioletowych bokserkach. Położyłem się ostrożnie obok postaci obok i objąłem ją najdelikatniej jak potrafię, bojąc się ją zepsuć czy złamać.

-Przepraszam...- wyszeptałem jej do ucha i wtuliłem się w nią gdy poczułem, że jej oddech się wyrównuje i mogę zasnąć spokojnie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trochę (dwa razy) dłuższy niż wcześniej były za to, że tyle nie było i te problemy z nim.

*opiece medycznej

** zdjęcie pojawi się później, jak będę miała więcej czasu i będę sprawdzać i poprawiać rozdział

~Angel

Black Victory |¦Bad Sister¦|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz