Od-Nowa

4.1K 193 117
                                    

Siedział na kamieniu i w skupieniu obserwował zapasy dwóch żuków gnojarzy, walczących o prawo do króliczych bobków. Nie miał jakiegoś zdecydowanego faworyta więc ich walka nie wywoływała w nim żadnych wartych wzmianki emocji.

Powinien być martwy.

Przecież niemal do samego końca miał otwarte oczy i widział szybko zbliżające się skały. Ale po dłuższym zastanowieniu, doszedł do wniosku, że przecież nie odczuł żadnego uderzenia.

Żadnego bólu czy szarpnięcia.

Nic.

Przebywał w tym dziwnym lesie już od pół roku, tak przynajmniej mu się wydawało. Przez ten czas mocno się zmienił i nie chodzi tu tylko o zmianę fizyczną co również o psychiczną.

Wyciszył się.

Wyjątkowo pomocna była niezwykła aura jaką emanowało to miejsce, taka uspokajająca i skłaniająca do refleksji nad otaczającym go światem.

Dziwnym światem.

Już drugiego dnia pobytu w tym świecie, postanowił udać się na poszukiwanie innych ludzi, więc ruszył przed siebie. Ale nie ważne ile wędrował, zawsze wracał na polanę, na której się pojawił. W pewnej chwili ruszył z maksymalną prędkością, ale i tak nic to nie dało, bo po prostu kilka razy minął miejsce swojego przybycia nim uznał, że ma dość i ostatecznie zrezygnował.

I wtedy to zobaczył, a raczej poczuł.

Od tamtego dnia zaczął, z typową dla niego żywiołowością, próbować odtworzyć to dziwne odczucie. Ale nie ważne jak się starał i jak wiele siły w to wkładał, nie udawało mu się.

I pewnego dnia, gdy był już zmęczony i głodny, więc nie miał siły na jakąkolwiek żywiołowość, udało mu się.

Uzyskał prędkość tak wielką, że już po kilku krokach rozbił się o drzewo. Gdyby ktoś go wtedy zobaczył, uznałby go za wariata leżącego na ziemi i szaleńczo śmiejącego się mimo krwi lejącej się z rozbitego nosa.

Od tamtego dnia, zaczął się proces wyciszania się co było dla niego wyjątkowo trudne i irytujące, bo tylko spokój pozwalał mu na pełne panowanie nad czakrą. Z początku było mu ciężko, bo żywiołowość, mimo początkowej sztuczności, stała się częścią jego natury i nijak nie potrafił się od niej uwolnić.

Ale w końcu udało mu się.

Zajęło mu to ponad cztery miesiące skupiania się tylko na tym, ale brak interakcji z innymi ludźmi okazał się tu wyjątkowo pomocny.

Znów był głodny!

Dopiero teraz zrozumiał, jak irytujące musiały być dla otoczenia jego krzyki o odczuwanym głodzie. Zdziwił się, bo tak naprawdę dopiero jak się wyciszył to zaczął analizować własne emocje, odczucia jak i postępowanie.

- No tak. – Mruknął. – I jak ludzie mieli mnie nie nienawidzić. Już sama moja hałaśliwość skłaniała ich do tego.

Dziwne było dla niego to, że nie ważne ile zjadł owoców czy królików biegających wśród okalających polanę krzewów, to nigdy ich nie brakowało. Gdy stawał się głodny, wystarczyło sięgnąć po wciąż i wciąż odnawiające się zasoby pożywienia.

To było tak, jakby ktoś specjalnie dla niego zaprojektował to miejsce.

Z początku cieszył się z tego, że króliki nie próbowały przed nim uciekać, ale już trzeciego dnia doznał takiego urazu psychicznego na myśl, że ma zabić stworzenie, które nawet nie próbuje przed nim uciekać, że od tamtego czasu pozwala sobie na jedzenie mięsa jedynie raz w miesiącu.

- No nic to. – Stwierdził, wstając i odrzucając ogryzki i pestki po zjedzonych owocach. – Trzeba jeszcze raz spróbować. – Dodał, ustawiając się w pozycji startowej do biegu.

Po chwili już go nie było w tym miejscu, a właściwie to niby był, ale pojawiał się tylko na ułamki sekund, by natychmiast zniknąć i znów przybyć. I tak w kółko. W pewnej chwili zmienił kierunek i zaczął biec naokoło polany, lawirując między drzewami. Z każdą chwilą przyspieszał coraz bardziej do momentu gdy tak po prostu zniknął. Uzyskana prędkość była tak wielka, że nawet użytkownik dojutsu, miałby problem ze śledzeniem jego osoby.

Nawet nie wiedział jak podczas tego biegu zmieniało się jego ciało i dotarło to do niego dopiero jak się zatrzymał. A zrozumiał, że coś się zmieniło tylko dlatego, bo poczuł wiatr chłodzący mu okolice nerek.

- Co jest? – Zdziwił się. – Ubranie mi się skurczyło?

Zaczął się oglądać na tyle na ile pozwalała mu anatomia i w końcu doszedł do wniosku, że najzwyczajniej w świecie urósł. Było to trochę dziwne, bo nigdy nie słyszał o kimkolwiek kto by rósł z taką samą prędkością jak on teraz. Ale wtedy przypomniało mu się, że równie nienaturalne wydawało mu się utrzymywanie niewielkiego wzrostu gdy wszyscy z jego rocznika byli już o wiele wyżsi.

- Czyżbym był ograniczany jakąś pieczęcią i teraz udało mi się ją przełamać? – Zapytał, nie oczekując odpowiedzi. – Ciekawe, kto mi to zrobił? – Gdy tylko to powiedział, usłyszał szelest wśród krzewów i gdy tam podszedł, zobaczył zestaw ubrań idealnie pasujących do jego nowego wzrostu. – Ktoś ewidentnie tu był. – Mruknął na widok śladów na miękkiej ściółce leśnej. Podążył za nimi, ale te zniknęły. Jednakże gdy spróbował za nimi podążyć, to przerzuciło go na drogą stronę polany i niby idąc na przód, to w rzeczywistości wracał się. – Ależ to męczące. – Westchnął zrezygnowany, stając przy dostarczonych ubraniach. Trochę go zdziwiło, bo na chwilę przed tym jak usłyszał szelest, poczuł czyjąś obecność. Podobnie jak Kakashi-sensei, gdy próbowali go zaskoczyć podczas treningów, on po prostu wiedział, że ktoś tam jest. Jednakże ze względu na to, że to nowa umiejętność, to nie skojarzył togo nowego odczucia z konkretną osobą.

Może dlatego, że jej nie znał? Na pewno nie znał?

Zaczął się zastanawiać nad tym co poczuł i zaczęło do niego docierać, że ta osoba musi być w jakiś dziwny sposób nadzwyczaj podobna do niego samego. To było tak jakby patrzył na swoje odbicie w lustrze.

Gdy przyjrzał się ubraniu, dostrzegł jak bardzo różni się od tego, które nosił dotychczas. Było ciemnozielone z elementami czerni.

Przypominało trochę umundurowanie jounina i tylko kilka elementów odróżniało go od niego. Gdy wciągnął je na siebie, odkrył jak niesamowicie jest wygodne.

- Teraz już rozumiem, dlaczego Kakashi-sensei ciągle w nim chodzi. – Mruknął rozciągając się.

Postanowił wrócić do treningu i już po chwili nie było go widać.

Tak minęło mu kolejne sześć miesięcy i obecnie potrafił poruszać się tak szybko, że wyglądało to tak jakby teleportował się z miejsca na miejsce. Sto metrów był w stanie pokonać w mniej niż sekundę co nadzwyczaj upodobniło go do Namikaze Minato, Żółtego Błysku Konoha. Ale nie zdawał sobie sprawy, że nie tylko tą umiejętnością stał się mu podobnym, ale i z wyglądu. Gdyby ktoś ujrzał go, nie widząc znamion na policzkach, to mógłby z łatwością pomylić z Czwartym Hokage.

Gdy jeszcze bardziej zwiększył swoją prędkość, dostrzegł jak przestrzeń dosłownie ugina się pod wpływem jego poruszeń, ale tylko w jednym miejscu. Dokładnie tam gdzie zniknęły ślady osoby, która dostarczyła mu ubrania. Zaczął atakować to miejsce, próbując przebić się przez barierę przestrzeni i w miarę jak robił to z coraz większą prędkością to ta wyginała się. Bardziej i bardziej.

I nagle nastała ciemność.

Naruto - NowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz