Na szczęście Drużyna Siódma nie próbowała walczyć z Naruto czy też przekonywać go do powrotu. Każdy z nich doskonale rozumiał, że zawiedli na całej linii. Chyba jedynym z oryginalnego składy, który miał najmniej sobie do zarzucenia, to był Sasuke, z tego względu, że on od początku był zimnym draniem i wszystkich traktował tak samo.
Gdy zniknęli z zasięgu zdolności sensorycznej Uzumakiego, ten na spokojnie wrócił do chaty i położył się na łóżku. Był zmęczony. Zmęczony obawą, że będzie musiał walczyć z tymi, których przez tyle lat uważał za swoich przyjaciół. Oczywiście w końcu zrozumiał jak naprawdę mają się sprawy i właśnie to pchnęło go do samobójstwa.
- Chociaż. – Mruknął do siebie, tuż przed zaśnięciem. – Ciekawe co tam u Hinaty i Ichiraku?
Następnego dnia, gdy tylko ogarną się, zrobił porządek na swojej polanie treningowej, a następnie zaczął powoli się pakować. W między czasie trenował swoją kontrolę czakry, co było mu niezbędne do prawidłowego panowania nad jutsu, o których wiedza nieprzerwanie wypływała z białej plamy w jego pamięci. To nie tak, że był nimi przytłoczony, ale zauważył, że ma coś około dwóch miesięcy na opanowanie jednego nim pojawi się drugie. Gdyby miał do pomocy nauczyciela, który wskazywałby mu gdzie popełnia błędy, to bez żadnych problemów nadążyłby z tym narzuconym mu harmonogramem. Jednakże przez to, że od zawsze sam musiał trenować, to nawet nie wiedział gdzie je popełnia. A to wydłużało czas potrzebny na opanowanie kolejnych jutsu.
Gdy po tygodniu był już w pełni spakowany, nałożył na chatę pieczęć konserwującą i ruszył przed siebie. Od samego początku poruszał się ze swoją zadziwiającą prędkością, ale co kilkanaście kilometrów zmieniał kierunek, dzięki czemu miał pewność, że nawet cudowny nos Pakkuna nie zdoła go wyśledzić. Po trzech godzinach takiego przemieszczania się, zatrzymał się przed jakąś losową wioską. Gdy wkroczył do niej, okazało się, że jest to osada hazardzistów, jedna z kilku rozsianych po świecie utrzymujących się z hazardu. Po zajrzeniu do kilku restauracji, wiedział już, że ceny tu są zdecydowanie wyższe niż w porównywalnych lokalach w innych wioskach, ale za to oferowane posiłki są nieporównywalnie lepsze.
- Ech. – Westchnął i wszedł do najobskurniejszej z nich. Po wkroczeniu do słabo oświetlonego wnętrza, pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to biuściasta blondynka trzymająca w powietrzu niemal dwa razy większego od siebie mężczyznę. I nie chodziło o to, że był tak wyrośnięty i napakowany tylko tłusty. Fałdy napęczniałej skóry wylewały mu się spod ubrań co wywoływało obrzydzenie u każdego kto miał pecha choć przez chwilę na niego patrzeć.
- Jak mówię, że masz się ode mnie odczepić i trzymać się poza zasięgiem mojego wzroku to znaczy, że masz tak właśnie zrobić. Rozumiemy się?
- Ta-Tak. – Wyjąkał, przerażony grubas i gdy tylko skończył mówić, został odrzucony jak jakiś śmieć. Pech chciał, że sunąc po podłodze, nawiasem mówiąc tylko cud sprawił, że budynek nie zawalił się od wstrząsu towarzyszącego jego upadkowi, oparł się o nogę Uzumakiego.
- Ej! – Podniesionym głosem, odezwał się Naruto. – Jak pozbywasz się odpadków, to zadbaj by innych nimi nie pobrudzić. – Mówiąc to, odkopnął do niej grubasa, tak że ten zatrzymał się opierając się o jej nogę.
Blondynka w ogóle nie zareagowała na to, tylko patrzyła na blondyna jak na ducha.
- Minato? – Zapytała niedowierzająco.
- Nie, o co wam chodzi, że każdy mnie z nim myli? – Zapytał zirytowany Uzumaki i ignorując ją, usiadł przy stoliku, czekając na podejście kelnera. Tak bowiem się złożyło, że nawet najobskurniejsza restauracja musiała spełniać pewien standard jeśli chciała się utrzymać w tej wiosce.
CZYTASZ
Naruto - Nowy
FanfictionNaruto - Uzumaki rzuca się ze skały Hokage, nie zdając sobie sprawy, że uruchamia tym kaskadę wydarzeń, które odmienią świat.