Cały nasz dzień był niezbyt ciekawy, a właściwie to nudny. Dochodziła 17, a my tak jak wczoraj poszłyśmy do parku z Bailey'm, ale tym razem czekałyśmy na konkretną osobę, którą był Jack. Zaraz ich znalazłyśmy choć właściwie to nie musiałyśmy szukać, bo oni sami znaleźli nas. Przywitałyśmy się Jackiem, a Bailey z Michaelem. Ta dwójka dobrze się dogadywała my z Jackiem zresztą też. Przez półtorej godziny spacerowaliśmy po parku do czasu, aż zgłodnieliśmy. Wraz z psami poszliśmy na pizze do bistro. Było tam naprawdę bajerancko. Zamówiliśmy dużą pizze i usiedliśmy przy stoliku przed lokalem. Zaczęliśmy rozmawiać, a tematy nie kończyły nam się przez cały wieczór. Gdy zjedliśmy było już ciemno, a Jack nalegał aby nas odprowadzić pod same drzwi, bo nie chciał abyśmy wracały same. To było urocze. Nie protestowałyśmy długo. Po powrocie do domu krzyknęłyśmy tylko Rojeckim, że już jadłyśmy kolacje, poszłyśmy jak co dzień się umyć, a potem spać. Ta noc była wyjątkowo spokojna, ale do czasu...
CZYTASZ
DON'T LET ME GO
Fiksi PenggemarDwie przyjaciółki wyjeżdżają na wakacje do USA, nie spodziewały się że powrót będzie tak trudny...