<upadłe anioły a demony>

245 15 13
                                    


Maraton (2/14)

Szybko przebrałem się w czarne spodnie i tego samego koloru cienki golf.

Zszedłem jak najszybciej i najciszej się da po, w biegu łapiąc za czarną skórzaną kurtkę i rękawiczki.

Sięgnąłem jeszcze po kluczyki i wyszedłem z domu zamykając go.

Podszedłem do motoru i już po chwili ruszyłem w drogę, czując przyjemnie muskający moje ciało wiatr.

Do baru, w którym prawdopodobnie znajduje się moje zlecenie nie miałem daleko. Jedynie kilka minut szybkiej jazdy.

Mimo próby skupienia uwagi na czymś innym, nie potrafiłem się nie  martwić. Wiem, że źle postąpiłem.

Na pewno będzie wystraszona, możliwe nie mając nawet pojęcia co się stało.

Słyszałem, że się wybudza. Jednak momentalnie poczułem strach. Po prostu stchórzyłem, ja, potężny upadły anioł, dawniej archanioł.

To wszystko jest dla mnie takie obce. Emocje, martwienie się o kogoś, chęć ochrony drugiej osoby. Nie wiem jak mam się zachowywać.

W jednej chwili chciałbym aby nie było jej obok. By nagle zniknęła i już nigdy się nie pokazywała.

Lecz z drugiej strony... Nie mogę bez niej żyć. Czuje dziwną pustkę gdy jej nie ma. I bardzo mi się to nie podoba.

Gdy dojechałem na miejsce zobaczyłem wiele osób przed wejściem. Każdy czekał aż go wreszcie wpuszczą.

Było dopiero po 23, wiec impreza jeszcze się rozkręca. Zsiadłem z motoru zakładając okulary.

W tym klubie nie ma jedynie istot ziemskich. Większość osób to upadłe anioły albo demony, dla nich stworzono to miejsce.

Reszta to nic nie podejrzewający ludzie. Nie są świadomi ile otacza ich zła.

Zło nazwane upadłymi aniołami. Miejsce ich spotkań, rozwiązywania ważnych konfliktów, czystej nienawidzi między rasami.

Dawniejsi upadli zapanowali nad tym barem. Byli tej samej rangi co ja. Upadli archaniołowie. Dlatego też nikt z góry nie odważa się tu wchodzić.

Choć posiadają większy zakres władzy a ten pomysł nie przypadł im do gustu, nic nie zrobili.

Bali się zejść. Wiedzieli, że jeśli to zrobią, dojdzie do okrutnej w skutkach, dla ludzi wojny.

Podszedłem do wejścia i kiwnąłem na przywitanie jednemu ze stojących tam ochroniarzy. Wszedłem bez żadnych problemów do środka.

Gdy tylko przekroczyłem próg klubu w moje nozdrza uderzył odur dymu papierosowego połączonego z różnego rodzaju alkoholem.

Wyczułem także gęsta atmosferę. Momentalnie rozejrzałem się poszukując ich.

Dawniej byłem na wysokiej pozycji, więc na każdym kroku czuć było moją potęgę. Byłem silniejszy od większości tutaj siedzących. Jednak ta gęsta atmosfera nie jest spowodowana innymi z tą samą pozycją.

Wokół mnie znajduje się wyższa ranga. Demony lub jak ludzie mówią diabły. Tylko one są od nas silniejsze.

Na dodatek od lat między demonami a upadłymi aniołami nie jest dobrze. Chcą one zaciągnąć nas do bram piekielnych. Twierdzą, że tam jest miejsce takich jak my i nie mogą pogodzić się z faktem naszego pobytu na ziemi.

W związku z tym zabrano już wielu naszych, którzy nie uważali. Jednak my stajemy się coraz silniejsi. Zaczynamy poznawać ich słabe punkty. Stoimy blisko krańca porozumienia między nami.

Nigdy nie silimy się na żadne uprzejmości. Gdybyśmy tylko mogli już dawno byśmy się wzajemnie wyniszczyli.

Jednak archaniołowie nam to znacznie utrudniają. Nie chcą pozwolić na wojnę. Twierdzą, że to tylko zaszkodzi ludziom.

Zacząłem się rozglądać idąc do przodu. Zauważyłem ich kątem oka przez wzrok upadłych. Widać, że muszą czuć się pewnie. Jednak teraz nie będę zawracał sobie nimi głowy.

Przeszedłem przez cały klub aż dotarłem w kąt pomieszczenia gdzie była wolna loża. Cały czas czułem na sobie spojrzenia innych.

Nie przejmowałem się nimi. Nawet wtedy gdy demony zostawiły na mnie swój wzrok dłużej niż powinny. Byłem silny i wszędzie miałem ludzi, którzy walczyli by ze mną.

Tak, więc usiadłem zdejmując okulary i rozglądając się po pomieszczeniu. Zanim dotarłem do domu, przyjrzałem  się dołączonemu do teczki zdjęciu.

Posiadał bardzo charakterystyczny wygląd, więc nie sądzę aby wystąpiły jakieś problemy w jego poszukiwaniach.

Siedziałem tak już pół godziny czekając aż się pojawi, gdy poczułem, że jeden z demonów się do mnie zbliża. Kurwa mać.

Spojrzałem się na niego a na mojej twarzy ukazał się szyderczy uśmiech. Czyli to Adramelech się mną zainteresował. Ten bardziej podstępny i złośliwy niż niejeden z jego gatunku demon, w nie swoim ciele.

Jednak moja ranga widzi to czego nie potrafią ludzie i niżsi od nas. Dostrzegam jego prawdziwą postać.

~ Witaj Adramelechu. Dlaczego do mnie przychodzisz?

Z mojej twarzy wciąż nie schodził mroczny uśmiech. Byłem jednym z tych, którzy nie bali się demonów. Widocznie on o tym nie wiedział.

- Czyżby nie wiesz gdzie jest twoje miejsce?

~ Moje miejsce? - z moich ust wyrwał się niekontrolowany, krótki i cichy śmiech. - To jest klub upadłych aniołów. Jedynym, który tutaj nie zna swojego miejsca jesteś Ty. Zabłądziłeś i bardzo dobrze radzę ci odejść.

- W takim razie za chwilę zaciągne cię do piekła i skuje w kajdany. Zobaczymy czy nadal będziesz taki pewny siebie.

~ Wcale się ciebie nie boję pomiocie szatana. Na mnie nie działają wasze sztuczki.

Przez cały czas patrzyłem w jego ciemne oczy widząc, że traci cierpliwość.

😈👹😈👹😈👹😈👹😈👹😈👹😈👹😈👹

To ostatni rozdział na dzisiaj

Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i czekajcie na kolejne rozdziały jutro.

Upadły anioł  *𝙺𝚒𝚖 𝙽𝚊𝚖𝚓𝚘𝚘𝚗* 《1》/PODCZAS KOREKTY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz