Rozdział XIV

90 7 0
                                    

          Mariko zrezygnowana opuściła głowę i przymknęła oczy. "Nie mogę w takim stanie iść do miasta. Nie chcę w takim stanie iść do miasta. Grzybiarz jest pierwszą i ostatnią ofiarą, choćby to oznaczało śmierć głodową..." Przełknęła głośno ślinę. "Czy wampiry w ogóle mogą umrzeć śmiercią głodową?" Potrząsnęła przecząco głową, udzielając sobie tym samym odpowiedzi postawione pytanie. "Myśli, wracamy na właściwy tor. Nie mogę wrócić do ludzi. Nie mogę wrócić do Sakamaki'ch. Mieszkanie w lesie nie wchodzi w grę, a przynajmniej nie w tym lesie. Może powinnam przenieść się w bardziej osamotnione tereny kraju? Tylko co z transportem? I jedzeniem? Może nadadzą się zwierzęta leśne?" Głęboko westchnęła i przeczesała włosy palcami. Zaczynało to niepokojąco przypominać "Zmierzch" lub "Pamiętniki wampirów", z tą różnicą, że przy jej boku nie było przystojnego wampira... 

          Dziewczyna ponownie obrzuciła Grzybiarza spojrzeniem pełnym żalu. "Muszę ukryć to ciało, bo inaczej znajdą je ludzie. A może powinnam odprawić mu pogrzeb? Czy on w ogóle był wierzący...?" Nawet nie zauważyła, gdy pierwsza łza popłynęła jej po policzku. Za nią potoczyła się kolejna i chwilę później Mariko wstrząsnął gwałtowny szloch. Ukryła twarz w dłoniach i podciągnęła kolana pod brodę. 

- Shhh... Już spokojnie. 

          Na dźwięk znajomego głosu Mariko podskoczyła i w ostatniej chwili zerwała się z ziemi, poza zasięg ręki, która usiłowała otoczyć jej ramiona. Obrzuciła Shu najbardziej nieprzychylnym spojrzeniem, które mogła z siebie wykrzesać. Miała nadzieję, że mimo opłakanego stanu wyglądało choć trochę przerażająco. Sądząc po tym, jak lekko drgnął mu kącik ust - poniosła druzgoczącą klęskę.

- Co tu robisz? - Zapytała, odsuwając się od niego dwa kroki. 

- Czy to nie oczywiste? Przyszedłem zabrać cię do domu. Musimy porozmawiać. 

- Po pierwsze, to nie jest dobry moment - jej głos zadrżał lekko na ostatnim słowie, gdy zobaczyła, że Shu powoli podnosi się z ziemi i zaczyna podchodzić do niej powolnym krokiem. - Po drugie, naprawdę nie mamy o czym rozmawiać. 

- Naprawdę? - Zagadnął podchodząc bliżej. 

          Westchnął ciężko, gdy zobaczył, że Mariko "dyskretnie" szuka drogi ucieczki. 

- Nawet o tym nie myśl. Mam dość biegania za tobą po lesie. 

- Nikt ci nie kazał tu za mną biegać - posłała mu kolejne nieprzychylne spojrzenie, na które Shu westchnął ciężko. Zwyczajnie wiedział, że będzie upierdliwa. 

- I miałem ci pozwolić na dalsze polowanie na otwartym terenie? Przecież z twoim doświadczeniem łowcy mieliby cię na celowniku nim zdążyłabyś mrugnąć. 

- Ja... - jej głos zadrżał i skuliła się pod karcącym spojrzeniem Shu. 

- Nie możesz być teraz sama. Nie kontrolujesz emocji ani pragnienia. Ledwo stoisz na nogach i jesteś w szoku. Za chwilę pewnie zemdlejesz, więc skończmy tę niedorzeczną sytuację i wracajmy do domu. 

          Mariko spojrzała w jego błękitne oczy i poczuła, że coś w niej pękło. Zagryzła wargę, starając się znowu przed nim nie rozpłakać. Po chwili jej starania zostały udaremnione i z głośnym szlochem wtuliła się w jego klatkę piersiową, pozwalając, by otoczył ją ramionami. Tęskniła za tym poczuciem bezpieczeństwa. 

- Shu... - wyjąkała. - Ja... Ja go zabiłam. Ja... Tak strasznie się bałam, a on akurat tu był. I... i chciał mi pomóc. Widziałam to w jego oczach. Ale jego krew pachniała tak wspaniale i... i ja... ja... 

Wake me up ~ Shu x MarikoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz